Na pozór cel stojący przed branżą jest prosty – produkować i sprzedawać prąd po cenach, jakie - z jednej strony - umożliwiłyby branży rozwój, z drugiej – zapewniły gospodarce konkurencyjność. Jednak chociaż w odniesieniu do energii mówimy o rynku, to nikt nie ma wątpliwości, że o przyszłości tego sektora przesądzą regulatorzy i politycy – i tu kończy się biznesowa kalkulacja, a zaczynają grać hasła i emocje.

Z jednej strony naszemu systemowi energetycznemu zdarza się „jechać po bandzie” co udowodnił sierpień ubiegłego roku, przypominając co znaczą komunikaty o stopniu zasilania, a to oznacza konieczność wielkich inwestycji w nowe moce. Proste? Nie do końca – trzeba odpowiedzieć na pytanie: jakie. Rząd stawia na węgiel, a Unia Europejska wywiera presję na odejście od tego surowca i chce do 2030 roku ograniczyć emisje CO2 w stosunku do poziomu z 1990 roku. Cel ambitny, ale kosztowny. Zgodnie z szacunkami Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, redukcja emisji do 2030 będzie kosztowała polski sektor energetyczny ok. 240 mld zł. Ponadto nie wiadomo, czy poniesienie tych nakładów przyniesie spodziewane przez UE efekty.

– Walka z globalnym ociepleniem jest sprawą globalną, a nie tylko europejską. Nawet najbardziej ambitne zamierzenia UE nie przyniosą efektów, jeśli inne kraje nie nałożą sobie podobnych limitów – twierdzi były wicepremier Janusz Steinhoff. - Od czasu, kiedy uczono mnie w szkole komunizmu, to nie widziałem koncepcji bardziej oderwanej od rzeczywistości, aż do momentu, gdy zobaczyłem wspólną politykę energetyczną UE – mówił niedawno podczas posiedzenia sejmowej komisji energii i skarbu wiceminister energii Andrzej Piotrowski.

Jest więc pytanie jak dostosować ambitny program inwestycyjny (a trwają budowy nowych bloków w Opolu, Kozienicach i Jaworznie) do unijnych wymogów. A nieznane są jeszcze inne czynniki – pojawiają się np. głosy by zredukować emisję o 40 proc., wciąż trwają negocjacje dotyczące kształtu nowego systemu rozdziału emisji EU-ETS, by wspomnieć najważniejsze zagrożenie. A przecież mamy jeszcze regulacje dotyczące poziomu emisji pyłów. Każda decyzja w tej sprawie może oznaczać dodatkowy koszt dla branży liczony w miliardach złotych.

Reklama

To może postawić na odnawialne źródła energii? Ale tu kolejne pytanie – wiatraki czy biogazownie, geotermia czy panele słoneczne. A może elektrownie wodne? Na te pytania muszą odpowiedzieć politycy modyfikując założenia polityki energetycznej do 2050 roku – bo energetyka to branża, gdzie trzeba planować z dużym wyprzedzeniem. Już obecna wstępna wersja dokumentu pokazuje jak wielkim ryzykiem obarczone są prognozy. Przedstawiony do konsultacji w sierpniu ubiegłego roku (ale bazowano na danych znacznie wcześniejszych) projekt PEP 2050 prognozował np. ceny węgla na poziomie 100 dol. za tonę w dłuższym terminie.– Nie wiemy jak będzie wyglądał rynek energii za kilkanaście lat. Zmiany następują tak szybko – przyznaje wiceminister energii Andrzej Piotrowski i nie wyklucza, że za kilkanaście lat cena energii będzie np. wliczana do ceny urządzenia elektrycznego, a comiesięczne rachunki znikną.

Polityka energetyczna to temat-rzeka. Dyskusji na ten temat nie może również zabraknąć podczas tegorocznej edycji Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, który rozpocznie się 18 maja. Debaty na ten temat nigdy nie były łatwe, ale obecnie – ze względu na szczególny moment w jakim znajduje się polska i europejska energetyka – szukanie optymalnych rozwiązań może być wyjątkowo trudne.