Na niewielkiej giełdzie w Nowej Zelandii nieprzerwanie od 10 tygodni trwa prawdziwy rajd. Tak dobrych wyników indeksy nie notowały tu od 2001 roku. Indeks S&P NZX 50 od początku roku wzrósł o prawie 7 proc. a wyceny akcji dochodzą do rekordowych poziomów. To najlepszy wynik ze wszystkich indeksów z rynków rozwiniętych.

Giełdowy rajd to w dużej mierze zasługa zagranicznych inwestorów, który rzucili się na nowozelandzkie akcje. Tylko w 2015 roku ich udział na nowozelandzkim parkiecie wzrósł aż o 21 proc. Na Nową Zelandię stawiają duże fundusze, takie jak Henderson Global Investors czy Liontrust Asset Management. Zagranicznych graczy kuszą atrakcyjne dywidendy, które są niemal dwukrotnie wyższe niż przeciętna średnia na świecie, dobre wyniki finansowe tutejszych spółek i perspektywa obniżenia stóp procentowych przez bank centralny.

>>> Czytaj też: Prosperity Index 2015: oto najlepsze kraje do życia na świecie

„Na rynku, którego kapitalizacja sięga 75 mld dol., czyli mniej niż wartość giełdowa spółki Nike, okazje do zysków stają się coraz bardziej ograniczone” – mówi Matthew Goodson, z funduszu Salt Funds Management z Auckland.

Reklama

„Obserwujemy znaczący napływ zagranicznego kapitału w stronę spółek o największej kapitalizacji, a to winduje ich wyceny do rekordowo wysokich poziomów. To zapycha rynek i sprawia, że staje się bardziej wrażliwy. Zaczynamy być nerwowi” – mówi Goodson.

W rękach inwestorów zagranicznych znajduje się obecnie około jedna trzecia nowozelandzkiej giełdy. To trzy razy tyle co w Stanach Zjednoczonych – wynika z szacunków JBWere.

>>> Czytaj też: Polska w azjatyckim banku. Co dajemy od siebie, a co możemy zyskać?