"Współpracujemy z Chinami, ale wciąż znaczny odsetek produktów zgłaszanych w naszym systemie pochodzi z tego kraju. Nie jest to niespodzianka, biorąc pod uwagę, że duża część produktów na naszym rynku pochodzi z Chin" - powiedziała na konferencji prasowej w Brukseli komisarz do spraw sprawiedliwości i konsumentów Vera Jourova.

Na czele listy niebezpiecznych produktów wykrytych w 2015 r. przez system Rapex były zabawki (27 proc.) oraz odzież (17 proc.). Co czwarte zgłoszenie dotyczyło ryzyka chemicznego, a 22 proc. - ryzyka obrażeń. Jak podała Komisja najczęściej zgłaszane w ubiegłym roku zagrożenia chemiczne dotyczyły produktów takich jak biżuteria zawierająca szkodliwe metale ciężkie, np. nikiel i ołów, oraz zabawek zawierających ftalany (zmiękczacze plastiku, które mogą powodować bezpłodność).

"Najbardziej widocznym nowym trendem jest wzrost działań związanych z zagrożeniem chemicznym. To ukryte ryzyko, które nie może być zidentyfikowane przez konsumentów - zwróciła uwagę Jourova.

Z danych KE wynika, że ponad 65 proc. Europejczyków kupuje produkty w internecie, a liczba osób dokonujących zakupów online wzrosła w latach 2006–2015 o 27 proc. Dodatkowe wyzwanie wiąże się z tym, że przez internet można zamówić produkty (również z Chin) bezpośrednio do domu. Zdarza się, że nie są one poddane kontroli bezpieczeństwa.

Reklama

KE chce zmodyfikować unijny system ostrzegania, by dopasować go do tej tendencji. Ważną rolę ma odgrywać współpraca ze strażą graniczną oraz platformami sprzedażowymi.

"Na co dzień konsumenci nie zdają sobie sprawy, że w jakiejś piżamce dla dziecka może być chemiczne zagrożenie. Komisja dba o to, by 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, system sprawdzania produktów działał, żeby można było wejść na stronę internetową i sprawdzić, jaki produkt został zlokalizowany jako niebezpieczny" - mówił dziennikarzom Marcin Sołtys z dyrekcji KE zajmującej się konsumentami.

Jourova w czerwcu jedzie do Chin, z których pochodzi 62 proc. zgłoszonych niebezpiecznych produktów. UE już teraz współpracuje z tym krajem w ramach specjalnego mechanizmu, za pomocą którego każde zgłoszenie dotyczące produktu pochodzenia chińskiego jest przesyłane do administracji w Chinach, aby urzędnicy mogli omówić tę kwestię bezpośrednio z producentem lub eksporterem.

Z danych KE wynika, że Chiny odpowiedziały do tej pory na 11 540 zgłoszeń, jednak podjęły interwencję zaledwie w 3 748 przypadkach. Ta niska liczba tłumaczona jest tym, że trudno niejednokrotnie zidentyfikować pochodzenie produktu.

"Jadę do Chin, by mieć jasny obraz naszej współpracy. Celem jest obniżenie liczby niebezpiecznych produktów. Chcemy wywrzeć presję na chiński system ostrzegania, by w tym kraju lepiej sprawdzano, co ma być eksportowane do Europy" - podkreśliła Jourova.

Unijny system wczesnego ostrzegania działa od 2003 r. Gwarantuje on, że informacje o niebezpiecznych produktach wycofanych z rynku lub od użytkowników gdziekolwiek w Europie są szybko przekazywane państwom członkowskim i Komisji Europejskiej. System obejmuje obecnie trzydzieści jeden państw (UE wraz z Islandią, Liechtensteinem i Norwegią).

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)