Norwegia zwiększyła w marcu wypłaty z narodowego funduszu majątkowego, przekraczając szacunki dokonane dwa miesiące temu przez bank centralny.

Rząd wycofał 898 mln dol. – wynika z miesięcznych danych opublikowanych przez Norweską Agencję Zarządzania Finansowego. To więcej niż w ciągu poprzednich dwóch miesięcy tego roku. Od początku 2016 rząd wypłacił już ok. 2,5 mld dol.

Jeżeli tempo wzrostu utrzyma się, kwota całorocznych wypłat może zbliżyć się do 10 mld dol. Norweski rząd musi sięgać do środków funduszu, by załatać dziurę budżetową spowodowaną w głównej mierze przez gwałtowne załamanie cen na rynku ropy. Norwegia to największy producent tego surowca w zachodniej Europie.

Przedstawiciele norweskiego funduszu twierdzą jednak, że w przeciwieństwie do ich odpowiedników z Bliskiego Wschodu oraz centralnej Azji nie będą zmuszeni do sprzedaży aktywów. Wypłaty będą pochodziły bowiem z dywidend oraz odsetek. Norweski fundusz zarabia z tego tytułu ok. 24 mld dol. rocznie. Straty finansowe funduszu oznaczają jednak spowolnienie procesu wprowadzania przez niego strategicznych zmian, co może się okazać kosztowne.

W swoich początkowych założeniach budżetowych rząd uwzględnił wypłatę z funduszu w wysokości zaledwie ok. 600 mln dol. Widać więc wyraźnie, jak mocno nie doszacował skali problemów finansów publicznych kraju.

Reklama

Wyraźny sygnał do zwiększenia fiskalnej stymulacji może zostać dobrze odebrany przez bank centralny, który zmniejszył w zeszłym miesiącu stopę referencyjną do rekordowo niskiego poziomu 0,5 proc. i zaznaczył, że jest gotowy do dalszego luzowania.

Ryzykowna polityka

Oeystein Olsen, szef banku centralnego, ostrzega przed nadmiernym korzystaniem z majątku, jaki jest zgromadzony w państwowym funduszu majątkowym.

- Spadek cen ropy obniży bogactwo narodowe Norwegii – stwierdził Oeystein Olsen w swoim dorocznym przemówieniu w Oslo. Fundusz zgromadził zawrotną sumę 810 miliardów dolarów, głównie dzięki boomowi na rynku ropy naftowej. Norweski fundusz jest największy na świecie. Ekonomiści ostrzegają przed zwiększaniem z niego wydatków, jako środek złagodzenia skutków kryzysu w Norwegii.

Niestety oczekiwania społeczeństwa Wikingów są inne. Ludzie nie zamierzają oszczędzać, a cięcia socjalne nie wchodzą w grę. Wczuwając się w nastroje rząd w Oslo ogłosił w październiku 2015 roku, że wspomoże budżet kwotą 4,9 mld koron, czyli 570 mln dolarów.

W obliczu zmian w światowej gospodarce, Norwegia będzie musiała teraz zweryfikować swoje wydatki publiczne. Norweski rząd przyjął dobrowolną zasadę, która zakłada, że wykorzystanie pieniędzy z funduszu w budżecie państwowym jest uzależnione od prognozowanej stopy zwrotu. Do tej pory, wydatki te były co roku zwiększane, bo fundusz rósł w imponującym tempie. Jeszcze w 2014 roku rządząca koalicja zapowiedziała, że w 2015 roku wykorzysta z funduszu rekordowe 164 mld koron (21,8 mld dol.), czyli około 3 proc. wartości funduszu. Ale sytuacja się zmieniła diametralnie.

Fundusz rósł głównie dzięki dochodom z ropy naftowej i gazu ziemnego. W ciągu dwóch lat ceny za baryłkę ropy spadły z 100 dolarów do 30 dolarów.

Już w maju 2015 roku Olsen ostrzegał: przy cenach ropy w okolicy 60 dol. za baryłkę, transfery do funduszu majątkowego mogą się zatrzymać. Teraz cena ledwo przekracza 30 dolarów.

Kłopoty zaczęły się już w pierwszym kwartale 2015 roku do norweskiego funduszu napłynęło najmniej nowego kapitału od 16 lat. Ministerstwo Finansów wpompowało w fundusz jedynie 5 mld koron (662,5 mln dol.). Dla porównania, w trzecim kwartale 2008 roku, po tym jak ceny ropy wystrzeliły w górę do ok. 147 dol. za baryłkę, resort finansów przekazał do funduszu 128 mld koron.

>>> Czytaj też: Wybiła czarna godzina dla naftowych gigantów. Państwa rozbijają narodowe skarbonki