W protestach przeciwko "uelastycznieniu" rynku pracy, jak określają reformę prezydent Francji, socjalista Francois Hollande i premier Manuel Valls, w samym Paryżu brało udział ponad 50 000 demonstrantów (według AFP), a w całej Francji - według policji 170 000.

Związki zawodowe podają jako liczbę uczestników czwartkowych demonstracji w całym kraju pół miliona osób.

Demonstranci zajęli w Paryżu m.in. Plac Republiki.

Do zaciętych starć z policją, która użyła przeciwko protestującym gazu łzawiącego i kul plastikowych, doszło zwłaszcza w Rennes w północno-wschodniej Francji.

Reklama

Do pomnożenia liczby demonstrantów i policji na ulicach przyczyniły się wakacje szkolne z jednej strony, a zwiększona obecność sił policyjnych w związku z zagrożeniem terrorystycznym - z drugiej.

W Nantes najbardziej radykalni uczestnicy protestów przeciwko liberalizacji rynku pracy w imię wzrostu zatrudnienia obrzucili policyjną barykadę kamieniami. Policja zamknęła jedną z ulic prowadzących do centrum miasta za pomocą samochodu ciężarowego wyposażonego w armatkę wodną.

Przygotowany przez minister pracy Myriam El Khomri projekt ustawy, która ma w intencji rządu pomóc w zmniejszeniu bezrobocia, przekraczającego we Francji 10 proc., krytykuje - według ostatnich sondaży - 78 proc. Francuzów. Obawiają się oni, że wprowadzenie jej w życie stworzy "wysokie ryzyko eksplozji społecznej".

Masowe uliczne protesty przeciwko "psuciu prawa pracy", które - jak twierdzą związki zawodowe - stwarza ryzyko "gwałtownego wzrostu liczebności prekariatu" we Francji, rozpoczęły się 9 marca.

Wieczorem 31 marca w marszach protestacyjnych w całym kraju według władz wzięło udział 390 000 osób, a według organizatorów - 1,2 miliona.

>>> Czytaj też: Polityka paraliżuje francuski biznes. Ucierpią giganci: Air France i EDF