Z książki Thomasa Piketty’ego „Kapitał w XXI wieku” wynika, że majątek publiczny netto w Wielkiej Brytanii wynosi poniżej 1 proc. dochodu narodowego (czyli PKB kraju minus amortyzacja plus dochody netto kraju z zagranicy). Również w innych krajach Europy Zachodniej jest bliski zera (we Francji wynosi ok. 30 proc. dochodu narodowego). To bardzo niewiele biorąc pod uwagę, że całkowity majątek narodowy tych krajów uwzględniający prywatne fortuny jest od niego blisko 20 razy wyższy.

Jednakże po zakończeniu II wojny światowej sytuacja wyglądała zgoła inaczej. W Europie Zachodniej doszło w latach 1950-70 do wielkiej fali reprywatyzacji, podczas której szybko wzrosła liczba państwowych aktywów, głównie w przemyśle i sektorze finansowym. Udział kapitału publicznego we wskazanych branżach we Francji przekroczył 50 proc.

Powody wzrastających nastrojów reprywatyzacyjnych były bardzo różnorodne. Po wybuchu Wielkiego Kryzysu w USA w latach 30. XX wieku, który doprowadził do krachu na Wall Street rządy straciły zaufanie do kapitalistycznego modelu gospodarki. Popularność szybko też zaczął zyskiwać etatystyczny model gospodarczy. Wzrósł zakres interwencjonizmu państwowego i popularność „gospodarek mieszanych” z silną państwową regulacją oraz różnorodnymi formami własności publicznej firm. Na fali wzrostu niechęci do kapitału prywatnego doszło między innymi do głośnej prywatyzacji francuskiego Renaulta. W latach 1950-70 kapitał publiczny we Francji i w Niemczech stanowił 25-30 proc. majątku narodowego. W 2010 roku ta sama wartość spadła do kilku proc. Co się stało?

Motorem ponownej fali prywatyzacyjnej, która ma miejsce od początku lat 80. XX wieku do dnia dzisiejszego była tzw. „konserwatywna rewolucja” w USA oraz Wielkiej Brytanii. Jak zauważa Piketty, aktywne rządowe działania w kierunku ponownej prywatyzacji, liberalizacji i deregulacji rynków finansowych szybko zaczęły „pożerać” majątek publiczny. Można wyróżnić dwa najważniejsze powody przeorientowania zachodniej polityki gospodarczej: klęskę sowieckiego i chińskiego modelu oraz próbę odpowiedzi rządów Wielkiej Brytanii i USA na dekady powolnego wzrostu gospodarczego. Anglosaskie kraje szybko traciły w porównaniu do innych bogatych i wschodzących gospodarek (a najbardziej wobec Francji, która po II wojnie światowej przeżywała okres bardzo szybkiego wzrostu gospodarczego).

Reklama

Apogeum prywatyzacji we Francji przypadło na lata 1988-93, kiedy to Renault został spółką akcyjną (1990 rok), podobnie jak administracja publicznej telekomunikacji przekształcona we France Telecom. Spośród innych dużych prywatyzacji należy wymienić sprzedaż linii lotniczych Air France oraz „świętych krów” państwowej gospodarki: koncernu gazowego Gaz de France oraz energetycznego giganta Electricite de France. Francuskie rządy ratowały w ten sposób finanse publiczne, co jednak nie uchroniło kraju przed wzrostem długu publicznego.

Niektóre państwa starały się jednak stawić galopującej prywatyzacji pewien opór. Dobrym przykładem są Niemcy ze swoim modelem tzw. „kapitalizmu reńskiego”. Jest to model, w którym własność przedsiębiorstw nie należy wyłącznie do akcjonariuszy, ale również do interesariuszy (stakeholders), czyli podmiotów zainteresowanych właściwym działaniem firm, np. przedstawicieli pracowników mających w radach administracyjnych prawo głosu albo przedstawicieli władz landu. Dolna Saksonia nadal posiada sporą część udziałów w Volkswagenie i gwarantowane prawo głosu.

Masowa prywatyzacja w Wielkiej Brytanii zaczęła się w 1984 roku za rządów Margaret Thatcher. Wtedy to na giełdzie zadebiutował potentat rynku telekomunikacyjnego British Telecom. Debiut okazał się wielkim sukcesem - na akcje znalazło się ponad 2 mln chętnych. Do 1990 roku pod młotek poszły 42 duże firmy zatrudniające łącznie 900 tys. osób.

Przykłady Francji i Wielkiej Brytanii są powszechne dla wszystkich najbardziej rozwiniętych gospodarek świata. Uderzający jest przypadek Włoch. Kapitał publiczny w tym kraju zmniejszył się w latach 1970-2010 z 20 proc. do minus 70 proc. dochodu narodowego.

Prywatyzacja w Europie Zachodniej jest oceniana na ogół pozytywnie, jednak z pewnymi wyjątkami. Na Wyspach duże opory opinii publicznej wzbudziło oddanie w prywatne ręce kolei (sprzedaż spółki Railtrack kontrolującej infrastrukturę kolejową), które w pierwszych latach po sprzedaży doprowadziło do wyraźnego pogorszenia się jakości oferowanych usług.

Najwięcej kontrowersji wzbudziła jednak prywatyzacja aktywów z byłego NRD, które zostały sprzedane za ok. 30 mld euro. Według opinii prasy miały one pięciokrotnie wyższą łączną wartość.

>>> Polecamy: Na czym polegał niemiecki i japoński cud gospodarczy po II wojnie światowej?

Po drugiej stronie żelaznej kurtyny

Do prywatyzacji o największej skali w historii doszło jednak w krajach byłego bloku radzieckiego, w tym w Polsce. Przed upadkiem żelaznej kurtyny majątki prywatne w demoludach były niewielkie; ograniczając się do niewielkich prywatnych gruntów albo nieruchomości w krajach, które miały bardziej liberalny stosunek do własności. Cały kapitał przemysłowy i duża część aktywów sektora finansowego znajdowały się w rękach państw. Chociaż poziom kapitału narodowego w latach 1970-2010 właściwie się nie zmienił, to podział pomiędzy kapitał prywatny i publiczny uległ odwróceniu.

Jak podkreślają twórcy raportu „Analiza przekształceń własnościowych w Polsce i w Europie ze szczególnym uwzględnieniem krajów Europy Środkowo-Wschodniej” Ernst&Young celem prywatyzacji w krajach Europy Środkowo-Wschodniej było przeprowadzenie transformacji systemowej, natomiast w przypadku państw zachodniej Europy poprawa efektywności przedsiębiorstw i dostarczenie nowych źródeł przychodów sektora finansów publicznych. Autorzy raportu zwracają uwagę, że z powodu wolniejszej prywatyzacji dużych przedsiębiorstw sektor prywatny w Polsce wolniej niż w innych krajach regionu staje się dominującym pracodawcą.

W Polsce wciąż znaczna część pracowników zatrudniona jest w przedsiębiorstwach państwowych (23,3 proc. – dane za 2008 rok). Dla porównania, w Czechach było to 6,6 proc., z kolei na Węgrzech 6,8 proc. – wynika z raportu.

Wśród największych państwowych firm, które zostały w jakiejś części sprywatyzowane w latach 1997-2010 znajdują się m. in. KGHM, bank Pekao, Telekomunikacja Polska, PKN Orlen, PKO BP, PGNiG, PZU oraz Tauron.

Czy polska prywatyzacja zakończyła się sukcesem? Zdania są podzielone. W opinii Krzysztofa Rybińskiego podczas jej przeprowadzania popełniono kilka podstawowych błędów. Warunkiem wielu tego typu transakcji w Polsce było podpisanie pakietu socjalnego, który gwarantował zatrudnienie w naszym kraju. W innych krajach, np. na Węgrzech wymagano od inwestora, by przeniósł ze swojego kraju część centrum badawczo-rozwojowego. Największym błędem prywatyzacji ostatnich lat były jednak zdarzenia z sektora bankowego, w którym udział kapitału zagranicznego przekroczył 75 proc. Maksymalna bezpieczna wartość w tym zakresie to według Rybińskiego 50 proc.

Z kolei zdaniem Janusza Lewandowskiego, wieloletniego ministra przekształceń własnościowych, Skarb Państwa posiada obecnie nadal lwią część największych krajowych firm, wobec czego dostrzega pole do dalszej prywatyzacji. Mówi jednak w wywiadzie dla portalu biznes.pl, że to nie „widzialna ręka państwa” w postaci prywatyzacji majątku publicznego była kluczem do sukcesu polskiej transformacji.

Nie brakuje jednak jego zdaniem obszarów, które nie powinny zostać prywatyzowane, między innymi infrastruktura portowa oraz infrastruktura PKP. Generalnie jednak prywatne zarządzanie przynosi lepsze rezultaty niż państwowe, co jest wyraźnie widoczne na przykładzie polskiego górnictwa. Największą porażką polskiej prywatyzacji były zdaniem Lewandowskiego programy powszechne. Głównym powodem ich niepowodzenia był utrzymujący się przez lata niski poziom dochodu rozporządzalnego wśród Polaków. Nad Wisłą nie wykształciła się także oligarchia. Polska nie podzieliła więc losu Rosji czy Ukrainy, w których znaczna część majątku publicznego znalazła się w rękach najbogatszych osób.

>>> Czytaj też: Moody's obniży w piątek rating Polski? Zobacz, co może nam grozić