"Wniosek został złożony w dniu 4 stycznia 2016 roku. Jednocześnie spółce przekazane zostało postanowienie sądu z dnia 4 maja 2016 roku o zabezpieczeniu majątku spółki poprzez ustanowienie tymczasowego nadzorcy sądowego. Spółka prowadzi rozmowy z potencjalnymi inwestorami, które w ocenie zarządu spółki doprowadzą do pozyskania środków w pełni zabezpieczających spłatę wymagalnych zobowiązań wobec ZUS" - czytamy w komunikacie.

Czytaj więcej: ZUS złożył wniosek o upadłość likwidacyjną Petrolinvestu

O Pertolinveście zrobiło się głośno ponad dekadę temu. W 2006 roku ogłoszono, że Ryszard Krauze kupił w Kazachstanie złoża szacowane na 2 mld baryłek. Zakupu w jego imieniu dokonała właśnie spółka-córka Prokomu, czyli Petrolinvest.

Firma Krauzego specjalizowała się w handlu gazem i ropą i dokonała zakupów udziałów w czterech spółkach z Kazachstanu. Każda z tamtejszych firm miała duże złoża ropy naftowej i koncesję na ich eksploatację.

Reklama

W tym czasie o atrakcyjne tereny roponośne zabiegały też wielkie zachodnie koncerny z USA i Europy, ale także PGNiG i PKN Orlen.

Jak Prokomowi udało się wyprzedzić konkurencję?

- Nie chcemy dominować. Nie zachowujemy się jak wiele światowych koncernów, które jeśli nie będą miały większości udziałów, to rezygnują z inwestycji - mówił wtedy Ryszard Krauze w wywiadzie dla Gazety.pl

Sam zadowolił się połową udziałów w trzech spółkach i 35 proc. w czwartej.

Druga przyczyna ówczesnego sukcesu Krauzego to przypadek. Szukając współpracowników w Azji dla biznesu związanego z Biotonem, okazało się że potencjalny partner ma też do sprzedania złoża naftowe.

- Są to różne złoża, w różnych miejscach, na różnej głębokości. Szacunki potwierdzają trzy niezależne firmy, w tym dwie amerykańskie, które przeprowadziły m.in. badania geofizyczne – mówił wtedy Krauze przekonany o bogatych złożach surowca. Jak bardzo płonne okazały się te nadzieje pokazał czas.

Oczywiście inwestycje w wydobywanie ropy naftowej są bardzo kosztochłonne. Pojawiły się od razu pytania o finansowanie. Zapadała decyzja o szybkim wejściu Petrolinvestu na warszawski parkiet. Na fali kazachskiego sukcesu spółka w 2007 roku pojawiła się na GPW.

Sam miliarder z Gdyni w 2008 roku znalazł się na liście światowych miliarderów "Forbesa" z majątkiem szacowanym na około 1,3 mld dolarów.

Niedługo po debiucie giełdowym Petrolinvestu pojawiły się nieliczne wtedy głosy, że spółka sprzedaje tylko marzenia, a nie ropę.

Według Pawła Gricuka, ówczesnego prezesa firmy, jeśli prace wiertnicze przyniosą efekty, wydobycie do końca 2008 roku miały sięgnąć 5,6 tys. baryłek dziennie. Spółka liczyła jednak na znacznie więcej, a potwierdzeniem tych oczekiwań ma być raport firmy McDaniel & Associates Consultants. Zdaniem kanadyjskich ekspertów, tzw. perspektywiczne zasoby Petrolinvestu już przekraczają 1 mld baryłek.

Niestety, w 2008 r. inwestorzy nie mogli jeszcze liczyć na zysk operacyjny – zapewniał wtedy prezes.

Ciągle prowadzimy badania, dlatego unikam stawiania prognoz finansowych. Naszym celem na początek 2009 r. jest produkcja 5 -10 tys. baryłek dziennie – podkreślał w marcu 2008 roku wywiadzie dla The Wall Street Journal Polska.

W tym samym miesiącu informacje o nowej emisji akcji i inwestorach, którzy je wykupili, czyli Franklin Templeton, Grupa PZU i Allianz, sprawiły że kurs akcji w najlepszym momencie sesji osiągnęły poziom 319,8 zł (przy kursie otwarcia 283,1 zł). Oznaczało to wzrost o prawie 10 proc. Nie licząc czasów debiutu z sierpnia 2007 roku, kiedy to jedna akcja Petrolinvestu była warta ponad 500 zł, były to szczyty spółki Krauzego.

Euforyczny debiut spółki, potem początek światowego kryzysu finansowego, problemy samego właściciela i zarzuty akcjonariuszy wydawały się, że problemy skończyły się w 2010 roku. Rynkiem wstrząsnęła informacja, że Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju zainwestował w paliwową spółkę 50 mln dolarów. Kurs akcji poszybował o 26 proc. w górę. Jednak wycena firmy na parkiecie była już daleka od czasów debiutu. Ten gwałtowne kilkudniowe wzrosty wystarczyły jedynie do osiągnięcia ceny 40 zł za akcję.

Zysków z wydobycia ropy jednak nadal nie było. Inwestycja w Kazachstanie okazała się studnią bez dna. W kwietniu 2011 roku Prokom Investments zapewniał o przedłużeniu umowy, na podstawie której finansuje działalność Petrolinvestu. Porozumienie miało obowiązywać do końca 2013 r.

- Inwestycja w Petrolinvest ma dla Prokomu strategiczny charakter - zapewnił cytowany w komunikacie Ryszard Krauze, właściciel Prokomu Investments i szef rady nadzorczej firmy poszukiwawczej. Dodał, że będzie wspomagał realizację nowej strategii Petrolinvestu, a w szczególności rozwój segmentu związanego z poszukiwaniem i eksploatacją gazu łupkowego w Polsce.

- Jeszcze raz chcę podkreślić swoją determinację oraz stałą, aktywną obecność w Petrolinveście - zakończył Krauze w wywiadzie dla „Parkietu” w 2011 roku.

W tym samym czasie pojawił się w Polsce boom łupkowy. Na fali ogólnokrajowej euforii o powszechnym występowaniu tego rodzaju węglowodoru wśród grona chętnych do wydobywania pojawił się też Petrolinvest. Spółka poszukiwała nowych sposobów jak rozszerzyć zakres działalności. Padło na przerabianie odpadów i poszukiwania gazu łupkowego.

Głównym celem Petrolinvestu, określonym w nowej strategii spółki, jest osiągnięcie w możliwie krótkim czasie dodatnich przepływów finansowych - napisał w liście do akcjonariuszy Bertrand Le Guern, nowy prezes firmy(od 2010 roku), w wywiadzie dla „Parkietu” w maju 2011 roku.

Pod koniec 2011 roku nastroje związane z łupkami były bardzo pozytywne. - Od roku konsekwentnie zwiększamy zaangażowanie w segmencie gazu łupkowego. Chcemy być jednym z liderów na polskim rynku - mówi Bertrand Le Guern, prezes Petrolinvestu, w wywiadzie tym razem dla „Pulsu Biznesu”.

Jego zdaniem perspektywy eksploatacji gazu łupkowego są bardzo dobre - wskazywać ma na to duże zainteresowanie światowych koncernów paliwowych bezpośrednim wejściem na ten rynek albo nawiązaniem współpracy z polskim partnerem.

Wycena giełdowa spółki była już jednak tylko w okolicach 3 złotych za akcję. Gigantyczne koszty złóż wymagające wielomilionowych inwestycji przerosły możliwości spółki. Brak jakichkolwiek przychodów w zakupionych koncesji nie sprzyjał optymizmowi. W maju 2012 roku akcje spółki zanotowały historyczne dno. Jeden walor można było nabyć za niewiele ponad 1 zł. Jak się okazało potem było jeszcze mniej.

W lipcu 2014 roku Petrolinvest znalazł się na Liście Alertów GPW. Trafiają tam spółki groszowe, które przez dłuższy czas utrzymują kurs poniżej 50 groszy. Od tego czasu firma pełza w okolicach 11-20 groszy za akcję. Co się stało, że kurs spadł aż tak nisko?

Petrolinvest do dzisiaj nie dowiercił się do złóż ropy i gazu, które zapewniłyby akcjonariuszom zyski. Zjazd kursu to także wynik wielu emisji nowych akcji, które rozwadniały kapitał – twierdził w 2014 roku analityk dla Gazeta.pl

W 2014 roku Ryszard Krauze wycofał się ze wszystkich swoich spółek w tym z Prokom Investment. Pozostał jedynie mniejszościowym udziałowcem Petrolinvestu. Posiada 1,49 proc. akcji spółki.

>>>Czytaj więcej: Strata netto Petrolinvestu zwiększyła się do 289,72 mln zł w 2015 r.

10 maja 2016 roku akcje spółki były wyceniane na 18 gr.

Spółka prowadzi rozmowy z potencjalnymi inwestorami, które w ocenie Zarządu Spółki doprowadzą do pozyskania środków w pełni zabezpieczających spłatę wymagalnych zobowiązań wobec ZUS – informuje Petrolinvest w ostatnim komunikacie.

Historia Petrolinvestu pokazuje, że biznes związany z wydobywaniem ropy jest warty miliardy dolarów, ale też trzeba najpierw miliardy mieć, aby zainwestować. Spółka Ryszarda Krauzego takich pieniędzy nigdy nie miała, co nie znaczy że była od razu skazana na porażkę. Gdyby był korzystny zbieg okoliczności i zyski z wydobycia ropy się pojawiły od razu, to byłaby szansa na zyski. Ale Petrolinvest nigdy do tej ropy się nie dokopał. Co były warte analizy i badania potencjalnych złóż? W branży naftowej czasem tak się zdarza. Koncern trafia na teren gdzie powinna być ropa, ale po zainwestowaniu wielu środków okazuje się, że surowca nie opłaca się wydobywać. Co robi wielki koncern? Przenosi się na inne pole. Petrolinvest nie miał na to środków. Cała jego działalność była oparta na kredytach i sprzedaży snów o naftowej potędze. Gorzej, że w te sny uwierzyło tysiące akcjonariuszy z GPW. Kupili akcje po 400 zł, które dziś są warte kilkanaście groszy.