Jak zachęcić Polaków do oszczędzania?
Niezbędna jest edukacja, i to już na poziomie dzieci.
Wystarczy przekonanie, że ekonomia nie jest zła, trudna, ale za to jej podstawy są po prostu niezbędne?
Co można zrobić, by dzieci częściej oszczędzały, sprawdzaliśmy podczas badań prowadzonych na Uniwersytecie Warszawskim. Wnioski? Samokontroli finansowej można uczyć, nie tylko mówiąc o pieniądzach. Dzieci oglądały film uświadamiający im, czym jest samokontrola i jakie są z niej korzyści. Po pewnym czasie miały zdecydować, czy otrzymane pieniądze chcą wydać teraz (odzwierciedlenie sytuacji konsumpcji), czy może później, ale nieco większą kwotę (odzwierciedlenie sytuacji oszczędzania). Dzieci poddane treningowi samokontroli częściej odkładały wydatki, bo naturalnie czuły, że za kilka dni będą mogły kupić więcej. Taki trening samokontroli można prowadzić z dzieckiem w domu.
Reklama
Jak?
Na przykład uświadamiając dziecku konsekwencje jego działań, ucząc dziecko świadomego podejmowania decyzji i tłumacząc mu konsekwencje działań. Gdy dziecko chce wyjść na dwór, a następnego dnia ma klasówkę, można – zamiast zabraniać – przedyskutować z nim konsekwencje takiego wyjścia dla zdarzeń następnego dnia i np. wynegocjować krótszy pobyt na podwórku.
Wciąż pokutuje myślenie, że finanse i pieniądze to sprawy nie dla dzieci. To tematy tylko dla rodziców, prawie jak seks.
To nie może być nauka na wzór, wyśmiewanych na całe szczęście, schematów edukacji seksualnej. To powinno być naturalne uświadamianie przy każdej nadarzającej się okazji. Dziecko pyta w pewnym momencie, skąd są pieniądze, albo prosi, żeby coś kupić. Można odpowiedzieć „nie”, i tyle, albo przedstawić sprawę inaczej: „Kupię ci to za dwa tygodnie, ale pod pewnym warunkiem lub jak zaoszczędzisz część pieniędzy”. Tylko wtedy uczy się zarządzania pieniędzmi. Dużą rolę mogłaby odgrywać edukacja w szkole, podczas lekcji matematyki, a nawet języka polskiego.
W polskich szkołach są podstawy przedsiębiorczości.
To bardzo nudny przedmiot, a prowadzą go najczęściej ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z przedsiębiorczością. To jest niestety powód zabicia edukacji ekonomicznej w Polsce, czyli uczenie w niewłaściwy sposób. Żeby coś było skuteczne, musi być po prostu fajne.
A odpowiedzialność rodziców za przyszłe wybory swoich pociech?
Wiele osób ze słabą wiedzą ekonomiczną niestety stara się bronić dzieci przed takimi informacjami. Błąd. Dziecko powinno naturalnie być wprowadzane w świat pieniędzy. Dostaje złotówkę i niech sobie ją samo zagospodaruje. Nawet jak głupio wyda, to jest to dobra lekcja. Ważne, żeby dziecko dostawało własne kieszonkowe. Jest ono niezbędne dla edukacji finansowej. Wtedy dziecko zrozumie, że po pewnym czasie z małych kwot można odłożyć na coś większego, że odłożona w czasie konsumpcja może umożliwić kupienie czegoś większego. A to przecież podstawa oszczędzania.
Co z dorosłymi?
Też edukacja, ale w innej formie. Dlaczego nie zastosować na przykład lokowania produktu w serialach? Duży zasięg dotarcia, a w ten sposób można wiele rzeczy delikatnie przemycać. Można na przykład przekazywać wiedzę na temat ryzykownych produktów finansowych lub tworzyć modę na oszczędzanie.
A pomysły, żeby siłą zmusić dorosłych do oszczędzania? Indywidualne konta emerytalne, indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego i pracownicze programy emerytalne mogą automatycznie objąć każdego pracownika – chyba że sam z nich zrezygnuje.
Zakładając, że to są bardzo dobre programy i nie ma tam oszustwa, to jest to dobry pomysł. Dlaczego działania na siłę są skuteczne? To jest zgodne z koncepcją oszczędzania kontraktowego. Deklarujemy, że coś będziemy odkładać, i musimy to robić. Gdy mamy niską samokontrolę, to taki kontrakt pomaga. Ważne jednak, aby nie było łatwo się wycofać z tego zobowiązania. Jedna z firm w Stanach Zjednoczonych wprowadziła fundusz na gwiazdkę. Z pensji pracowników była co miesiąc odkładana zadeklarowana przez nich kwota, a w grudniu dostawali całe zgromadzone pieniądze na wydatki świąteczne. I większość była zaskoczona, że udało im się pierwszy raz w życiu zaoszczędzić tak dużo pieniędzy.
Drugi pomysł jest taki, żeby dołożyć trochę od państwa, na przykład na kontach emerytalnych.
To działanie dobre dla materialistów, którzy i tak są bardzo słabi w oszczędzaniu. Dostaną pieniądze, które ich nie zmobilizują do zmiany. W ten sposób uczymy ludzi, że pieniądze można wziąć znikąd. Znowu w głowach wzmacniamy przekonanie, że jakoś to będzie. Nie tędy droga.
A większe zwolnienia z podatków dla oszczędzających we wspomnianym III filarze?
To jest opcja rozsądniejsza. Byłaby to dla ludzi uzasadniona nagroda, bo głównie przecież finansowana z ich pieniędzy, z podatków. Z psychologicznego punktu widzenia ludzie poczują, że podejmują jakiś wysiłek, sami decydują przecież o oszczędzaniu i mają za to gratyfikację.
Czy niechęć do oszczędności nie bierze się czasami z braku zaufania do banków, funduszy? „I tak mnie oskubią” – niektórzy tak myślą.
Teorie psychologiczne od lat mówiły, że jest takie przełożenie, ale badania bankowe pokazują, że bardzo dużo ludzi wprost mówiących o nienawiści do instytucji finansowych i tak oszczędza, ma kredyty i inwestuje. Nie trzeba kochać banków, żeby w nich oszczędzać.
ikona lupy />
prof. Dominika Maison, psycholog i autorka książki „Polak w świecie finansów” MAT. PRASOWE / Dziennik Gazeta Prawna