Pierwszy film opowiada o grupie przyjaciół, z których jeden jest utalentowanym kolarzem. Marzy o karierze sportowca i pewnego dnia miał okazję wystartować w lokalnym wyścigu, na który zaproszono grupę zawodowych kolarzy. Sukcesu nie odniósł, mimo iż miał duże szanse. Okazało się, że wielcy i znani sportowcy oszukiwali i faulowali. Doszło do tego, że podczas wyścigu jeden z nich włożył bohaterowi filmu pompkę między szprychy. I pretendent wyleciał z trasy. Tyle o fair play.
Streszczenie „Wall Street” możemy zakończyć stwierdzeniem: tyle o corporate governance. Zwolennicy ładu korporacyjnego zarzucą mi, że akcja obu filmów działa się w poprzednim wieku i że teraz jest inaczej. To może jeden mały przykład, taki już z XXI w. Pamiętam, gdy pięć lat temu na okładce jednego z niskonakładowych giełdowych dzienników gościł wielki tytuł „Petrolinvest czuje ropę”, którego wymowę wzmacniała odpowiednia grafika. „Szef Petrolinvestu przywiózł świetne wieści z Kazachstanu. 100 mln baryłek ropy jest tuż-tuż” – czytaliśmy w podtytule.
Cena emisyjna akcji serii B Petrolinvestu oferowanych na początku lipca 2007 r. wynosiła 227 zł. Popyt na akcje był tak duży, że zlecenia w transzy inwestorów indywidualnych zredukowano o 90 proc., co było skutkiem masowego korzystania z kredytów. Prawa do akcji (PDA) zadebiutowały na giełdzie 16 lipca z ceną 390 zł i na koniec pierwszej sesji kosztowały 590 zł. Cztery dni później kurs zamknięcia osiągnął 750 zł. Następnego dnia na otwarciu płacono 788 zł, a w ciągu dnia były to nawet 842 zł. Później była mała stabilizacja z lekkim ześlizgiem, 22 sierpnia był ostatni dzień notowań PDA, a cena wahała się między 430 a 469 zł. Ogromy sukces, wielkie emocje, olbrzymie, umiejętnie sterowane zleceniami zainteresowanie mediów.
Zbliżała się Wielka Asymilacja. Prawa poboru akcji serii B zamieniono na akcje i połączono z akcjami serii A, które powstały w wyniku przekształcenia spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w spółkę akcyjną i których to cena emisyjna była równa cenie nominalnej (10 zł). No i akcji serii A było 10 razy więcej niż akcji serii B.
Reklama
Uważni obserwatorzy rynku kapitałowego znali ten scenariusz. Był on już z powodzeniem zastosowany w poprzedniej spółce należącej do tego samego inwestora, w Prokomie Software, o którym stało się głośno dzięki komputeryzacji ZUS. Informatyczna spółka, nim jej co lepsze aktywa ostatecznie zostały wchłonięte przez nasze narodowe Asseco, zasłynęła z emitowania akcji po różnych cenach. Po cenie rynkowej dla rynku i po cenie nierynkowej dla „nierynku”. Od czasu tanich emisji Prokomu minęło wiele lat i dokładnie taki sam scenariusz nie był już możliwy. Ale techniki oddziaływania na rynek, inwestorów oraz media się nie zmieniły. W pewnym sensie to inwestorzy sami płacili za sprzedawane im nadzieje.
Na początku głównym paliwem napędzającym wyobraźnię inwestorów były właśnie nadzieje na znalezienie w Kazachstanie ropy. Inwestorzy nigdy nie przyjęli do wiadomości prostego faktu związanego z działalnością gospodarek postkomunistycznych, że ktokolwiek coś znajdzie, na przykład ropę w którymś z odwiertów, to zostanie on poproszony o odsprzedaż licencji. Tylko tej jednej, bo pozostałe nie są potrzebne. Grzecznie, bo panowie oficerowie są kulturalni i dobrze wykształceni. Zaproponują uczciwą cenę, może użyją określenia „wartość godziwa”. To nawet nie musi być odsprzedaż – może to być jakieś wspólne przedsięwzięcie.
Spółka nie znalazła ropy, a akcje spadały i spadały. Teraz to już nie ropa napędzała inwestorów, tylko pieniądze inwestorów ratowały spółkę. Można wymieniać kolejne emisje oraz ich coraz niższe ceny: w marcu 2010 r. do obrotu giełdowego wprowadzono akcje serii V, w kolejnych latach, już po zmianie oznaczeń, wprowadzano jeszcze serie B do G. Próbowano ratować firmę, jeszcze w 2011 r. było czuć ropą w niektórych gazetach. Końcówka smutna, 4 stycznia 2016 r. ZUS złożył do sądu wniosek o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej. 9 maja zostało spółce doręczone postanowienie o zabezpieczeniu majątku poprzez ustanowienie tymczasowego nadzorcy sądowego. ZUS, Petrolinvest, Prokom, likwidacja – kiedyś takie zestawienie słów nie było możliwe.