Facebook i Google zagrożą naszym danym? Pamiętając doświadczenie ACTA, można się tego obawiać. Dziś wiadomo, że tamta umowa miała służyć amerykańskim koncernom medialnym. Komisja Europejska zapewnia, że TTIP nie będzie skutkować równaniem w dół norm bezpieczeństwa, ale z ujawnionych zapisów wynika, że porozumienie może uderzać w unijne standardy ochrony danych osobowych - pisze Jędrzej Niklas, ekspert ds. prawnych Fundacji Panoptykon.
KOMENTARZ
Warto przypomnieć, że KE jeszcze niedawno zapewniała, iż ochrona prywatności nie będzie stanowiła przedmiotu negocjacji. Tymczasem ten wątek pojawia się w ujawnionym dokumencie w kilku rozdziałach: poświęconym telekomunikacji, współpracy regulacyjnej oraz w podsumowaniu taktyki negocjacyjnej UE.
Dokument dotyczący komunikacji elektronicznej podnosi temat liberalizacji usług telekomunikacyjnych między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Wzbudza on jednak obawy związane z prawem do prywatności i ochroną danych osobowych. Poważne zastrzeżenia wiążą się np. z projektem art. 48, który mówi o potrzebie zachowania poufności komunikacji elektronicznej oraz tzw. metadanych dotyczących tej komunikacji (kto z kim się kontaktował, jak długo trwała rozmowa). Sama ochrona poufności komunikacji nie jest niczym złym – zasługuje wręcz na poparcie. Niestety projekt TTIP mówi, że ta ochrona nie powinna stanowić ograniczenia dla handlu usługami. Jednocześnie przepis ten nie wspomina nawet, kto i według jakich kryteriów powinien oceniać, czy konkretna okoliczność stanowi zagrożenie dla handlu. To niebezpieczny wyłom, który może prowadzić do sytuacji, że za takie ograniczenie mogą zostać uznane europejskie standardy ochrony danych osobowych. Stany Zjednoczone nie oferują – analogicznej do Unii Europejskiej – mocnej ochrony danych. Dla amerykańskich firm regulacje europejskie dotyczące prywatności mogą więc stanowić przeszkodę w prowadzeniu interesów w UE.
Aktywiści zajmujący się ochroną praw cyfrowych od wielu lat walczą, by amerykańscy giganci, tacy jak Facebook czy Google, przestrzegali norm europejskich. Jak jednak wyboista i długa jest to droga, pokazuje sprawa Maxa Schremsa (austriackiego działacza społecznego i prawnika), który chciał wymusić, by amerykański portal społecznościowy spełniał wymogi unijnego prawa ochrony danych osobowych. Sprawa Schremsa znalazła swój finał dopiero w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który uznał, że prawo USA pozwala organom publicznym na niemal nieograniczony i niekontrolowany dostęp do serwerów amerykańskich firm przetrzymujących dane Europejczyków, atym samym podważa istotę prawa do prywatności. Wyrok ten przesądza, że dopóki Amerykanie nie zmienią swojego prawa w zakresie, w jakim pozwala ono na masową inwigilację, dopóty – z perspektywy Unii Europejskiej – ich standardy ochrony danych będą uznawane za niewystarczające.
Reklama
Waszyngton i Bruksela prowadzą intensywne rozmowy dotyczące kwestii e-usług oraz ochrony danych osobowych. Wśród poruszanych zagadnień znajdują się takie kwestie jak: przepływ danych osobowych (data flows), e-zdrowie (e-health), szyfrowanie (encryption). Problemy te są bezpośrednio związane z kwestiami ochrony danych osobowych, wolności wypowiedzi, prywatności i anonimowości. Zakres negocjacji może zaskakiwać. Jeszcze w 2013 roku ówczesna wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Viviane Reding mówiła, że ochrona prywatności w ogóle nie będzie przedmiotem europejsko-amerykańskich negocjacji w sprawie TTIP. Od tego czasu jednak musiało się, jak widać, wiele zmienić w postawie Brukseli. Nie zmienia się jednak to, że w powszechnej opinii Stany Zjednoczone nie są krajem bezpiecznym, jeżeli chodzi o przetwarzanie danych osobowych. Rozpoczynanie rozmów w tej sprawie z punktu widzenia Europejczyków jest błędem, który może kosztować obniżenie standardu ochrony praw podstawowych. ©?

>>> Czytaj też: Europę i Polskę czeka niebezpieczeństwo? Umowa TTIP to wielkie "równanie w dół"