W ubiegłym tygodniu Sejm uchwalił nową ustawę o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym. Co nowe przepisy zmienią w funkcjonowaniu BFG?
Dotychczas BFG pełnił zasadniczo dwie funkcje: wypłacał środki gwarantowane i prowadził działalność wspierającą procesy restrukturyzacyjne w sytuacji przejęcia banków czy SKOK-ów. W poprzednich latach nie występowały sytuacje, w których BFG byłby zobligowany do wypełnienia którejkolwiek z tych funkcji. Większa aktywność BFG w tych obszarach była wymagana w ostatnich dwóch latach w odniesieniu do SKOK-ów i – w przypadku wypłaty środków gwarantowanych – wobec jednego banku spółdzielczego. W nowej ustawie zostanie implementowana do polskiego prawa dyrektywa BRRD (Bank Recovery and Resolution Directive – dyrektywa o przymusowej restrukturyzacji banków – red.), przez co uregulowane zostaną zasady przymusowej restrukturyzacji instytucji kredytowych oraz firm inwestycyjnych (procesy te są zwyczajowo określane angielskim terminem „resolution”) zgodnie z zasadami unijnej dyrektywy. W rezultacie BFG, jako organ odpowiedzialny za planowanie i przeprowadzanie procesów przymusowej restrukturyzacji podmiotów finansowych, uzyska ważne kompetencje w zakresie przeprowadzania resolution.
Na czym one będą polegały?
Po uzyskaniu negatywnej informacji z KNF, czyli powiadomienia, że instytucja kredytowa lub firma inwestycyjna znajduje się w stanie niewypłacalności albo bezpośrednio zagraża jej niewypłacalność, będziemy przede wszystkim oceniać, czy istnieją przesłanki wynikające z interesu publicznego, aby nie dopuścić do upadłości tego podmiotu. Jeśli uznamy, że dany podmiot jest istotny systemowo lub istnieje inne uzasadnienie do udzielenia pomocy publicznej – bo taki charakter mogą mieć nasze działania – będziemy przeprowadzać restrukturyzację instytucji za pomocą wybranych, wskazanych w ustawie (i dyrektywie) narzędzi: sprzedaży podmiotu albo jego części innym instytucjom przy wsparciu finansowym BFG, stworzenia instytucji pomostowej, do której przenoszone będą funkcje banku istotne do ich wypełniana ze względu na interes publiczny (tzw. funkcje krytyczne) oraz te części banku, które da się np. sprzedać w przyszłości, zastosowanie narzędzia wydzielenia praw majątkowych oraz tzw. bail-in, czyli umorzenia części zobowiązań podmiotu w celu pokrycia strat przewyższających wielkość funduszy własnych oraz konwersji zobowiązań na „nowy” kapitał – co oznacza, że wierzyciele banku ponoszą częściową stratę, jak również stają się udziałowcami podmiotu na końcu procesu restrukturyzacji.
Reklama

>>> Czytaj też: Polska drugą Estonią? Biznes ochoczo buduje wirtualne państwo

To ostatnie jest mocno kontrowersyjne. Głosy sprzeciwu pojawiały się również w trakcie prac nad ustawą.
Pojawiały się pytania o zgodność z konstytucją narzędzia bail-in. Moim zdaniem ta dyskusja jest w gruncie rzeczy zamknięta – mamy dyrektywę, która musi być w całości wdrożona we wszystkich krajach UE, a to narzędzie jest niezbędną jej częścią. Nie oznacza to jednak konieczności szerokiego stosowania tego narzędzia i liczę na to, że może zostać wykorzystane w naprawdę wyjątkowym przypadku.
Pierwszy przykład bail-in mieliśmy kilka lat temu na Cyprze.
W tej chwili takich doświadczeń jest już więcej. Zastosowano to rozwiązanie w Grecji, w Austrii czy też w Niemczech. Przyglądamy się procesom, które tam przebiegały, i staramy się wyciągnąć wnioski dla naszej instytucji. To nie są łatwe procesy, w związku z czym powtórzę – mam nadzieję, że w Polsce nie będziemy musieli istotnie korzystać z tego rozwiązania.
Dlaczego mówi pan, że to trudny problem? Z technicznego punktu widzenia to chyba nie jest trudne. Problem dotyczyć może tego, których klientów obciążamy kosztami restrukturyzacji banku, a których nie.
Ingerowanie w czyjąś własność, w przyszłe dochody, zawsze budzi kontrowersje. W bail-in zawsze ktoś jest niezadowolony. Więc od strony społecznej jest to bardzo delikatny proces. Mogą pojawiać się roszczenia odszkodowawcze. W ustawie mamy bardzo ważny zapis wskazujący, że takie zaskarżenie decyzji funduszu, z którym mogą wiązać się roszczenia odszkodowawcze, nie wstrzymuje procesu resolution. To zagroziłoby jego skuteczności.
Obciążenia banków składkami na BFG są w ostatnich dwóch latach na rekordowo wysokim poziomie. Jak będzie w przyszłości?
Nie mogę dać ostatecznej odpowiedzi. Patrząc na sytuację w sektorze, wydaje się, że nie ma podstaw, by w kolejnym roku stawki wzrosły. Chcielibyśmy, żeby były one nieco niższe. Rynek jest stabilny, nie ma istotnych zagrożeń, które mogłyby powodować odpływ pieniędzy z BFG, dlatego nie ma podstaw, by zwiększać stawki. Musimy osiągnąć pewien docelowy poziom funduszy w BFG, ale czas na to został niedawno wydłużony do 2030 r. Z tego punktu widzenia też nie ma konieczności windowania stawek. Dodajmy jeszcze, że obciążenia banków są obecnie dość istotne. W tej sytuacji BFG powinien działać antycyklicznie – w miarę możliwości prowadzić do zmniejszenia tych obciążeń.
Jak pan ocenia sytuację w sektorze bankowym?
Banki są stabilne, bezpieczne. Ale pamiętajmy, że jesteśmy w okresie niskich stóp procentowych. Możliwości wypracowywania zysków i w związku z tym kumulowania kapitału są mniejsze niż w przeszłości. Dlatego obciążenia, z jakimi muszą sobie radzić banki, nieco obniżyły poziom ich zyskowności, ale nie sądzę, by mogły prowadzić do jakichś zaburzeń. Pamiętajmy, że banki są dobrze skapitalizowane, płynność też nie jest problemem.
A jeśli chodzi o banki spółdzielcze?
Tu pomocne są wprowadzone niedawno systemy ochrony instytucjonalnej, czyli IPS. One w założeniu służą m.in. wspólnemu zarządzaniu płynnością wszystkich banków objętych tym systemem, co umożliwia wyliczanie wskaźników płynności na poziomie całego IPS.
Mimo to kilkadziesiąt banków spółdzielczych, często tych dużych, nie chce wchodzić do IPS.
Część banków rzeczywiście deklaruje, że nie zamierza przystąpić do IPS, ale niektóre nie zostały przyjęte, gdyż nie wypełniły warunków nakładanych przez IPS. Banki, które są poza IPS, muszą przekazywać dane bezpośrednio do nadzoru i w szerszym zakresie. Mają trzy lata na uzyskanie członkostwa w IPS albo na wypełnienie warunków do samodzielnego funkcjonowania, takich jak posiadanie minimalnych funduszy własnych znacznie wyższych niż w przypadku banków zrzeszonych. Jeśli nie uda im się ani jedno, ani drugie, konieczna będzie interwencja nadzoru, która może się wręcz zakończyć odebraniem licencji.
Czy po ubiegłorocznej upadłości SK Banku nie ma ryzyka kolejnej upadłości w sektorze spółdzielczym?
Powtórzę, że sektor bankowy jest stabilny. Poddany jest bieżącej analizie nadzorcy. Na dzień dzisiejszy nie ma żadnych zagrożeń, jeśli chodzi o stabilność całego sektora bankowego, w tym banków spółdzielczych.
Jak pan ocenia kondycję SKOK-ów?
Procesy naprawcze są w tej chwili realizowane przez nadzór finansowy na podstawie przepisów prawa. W niektórych przypadkach mamy do czynienia z upadłością, ale to nie jest zła wola nadzorcy. Część SKOK-ów nie spełnia przesłanek do dalszego funkcjonowania, stwarzając zagrożenie. Jeśli dla kasy znajdującej się w takiej sytuacji da się znaleźć nabywcę – inną kasę albo w drugiej kolejności bank – to jest to lepsze rozwiązanie, gdyż klienci pozostają w instytucji finansowej, a ponadto koszty wsparcia są wówczas znacznie mniejsze niż w sytuacji ogłoszenia upadłości kasy i konieczności wypłaty środków gwarantowanych.
Mam nadzieję, że te kasy, które są w procesie naprawczym, będą realizowały go sprawnie i uda się ograniczyć koszty sanacji tego sektora. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że to będzie trudne. Choćby ze względu na niskie stopy procentowe, co utrudnia generowanie zysków, które mogłyby służyć do odrabiania strat z przeszłości.
Wspomniał pan o obciążeniach, które obniżyły dochodowość banków, czyli o nowym podatku od aktywów. Czy nie ma obawy, że skutkiem jego wejścia w życie będzie ograniczenie apetytu banków na zwiększanie skali działania, a więc mniejsza podaż kredytu w gospodarce?
Trzeba patrzeć na to, jak reaguje sektor bankowy i jakie potrzeby ma gospodarka. Wydaje się, że nie ma w tej chwili problemu z pozyskaniem środków przez sektor przedsiębiorstw.
Wymogi kapitałowe też nie są ograniczeniem – i to pomimo ich wzrostu w związku z tzw. domiarami na kredyty walutowe czy wejściem w życie ustawy o nadzorze makroostrożnościowym. Zresztą dla banków, które mają większe wymogi w związku z kredytami walutowymi, najprostszym sposobem na poprawę wskaźników byłoby przewalutowanie takich należności. To powinna być zachęta do samodzielnych starań w tym kierunku.
Banki deklarują, że są gotowe na przewalutowanie, ale nie ze stratą. Do tego potrzeba też woli klientów. A tej nie ma, bo jest oczekiwanie, że wkrótce pojawi się ustawa, która pozwoli na przewalutowanie na znacznie korzystniejszych warunkach.
Ja jestem zwolennikiem samoistnych działań banków, które powinny porozumiewać się z klientami i pozwalać im na przewalutowanie kredytów.
Czego możemy się spodziewać, jeśli chodzi o projekt ustawy o kredytach walutowych? Czy on będzie się znacząco różnił od propozycji przedstawionej w styczniu?
Chciałbym odnieść się do komunikatu, który jest na stronie internetowej Kancelarii Prezydenta RP. On mówi, że podstawą dalszych prac są wielkości wyliczone przez KNF. To bardzo ważny element, bo to jest instytucja, której wyliczenia powinny mieć wiarygodny charakter. Drugim elementem komunikatu jest to, że prace powinny iść w kierunku pomocy najbardziej potrzebującym posiadaczom kredytów frankowych, ale – uwaga – przy zachowaniu stabilności finansowej sektora bankowego. Jeśli prace pójdą w tym kierunku, to wydaje się, że efekt powinien być dobry.
A więc nowy projekt będzie szedł w stronę ograniczenia kosztów całej operacji dla banków w porównaniu z propozycją ze stycznia?
Kwoty, jakie zostały wyliczone, to pokazanie skali ekspozycji na ryzyko. I to jest bardzo ważna sprawa. To powinno uwiarygodnić rynek finansowy: lepiej, gdy jakieś ryzyko jest zmierzone, a nie pozostaje niewiadomą. Zupełnie inną sprawą jest odpowiedź na pytanie, czy możliwe jest poniesienie tych kosztów w całości, i to w krótkim czasie. Moim zdaniem odpowiedź jest negatywna. ©?