„Możemy zamienić każdy samochód, w samochód który jest udostępniany także dla innych pasażerów. Kolejnym etapem są dojazdy Uberem” – mówił szef Ubera Travis Kalanick podczas poniedziałkowej konferencji w Brukseli. „Czy istnieje możliwość, by każdy kierowca jadąc do pracy podrzucał także swojego sąsiada? My dysponujemy technologią, ale przeszkodą są bariery regulacyjne, z którymi musimy się zmagać. Dlaczego więc ci kierowcy nie mogliby otrzymać jakichś zachęt, by wspólnie dzielić przejazdy z innymi?” – mówił Kalanick.

Podczas pobytu w Brukseli szef Ubera spotkał się z urzędnikami Komisji Europejskiej, by rozmawiać o tym, w jaki sposób miasta mogą rozwiązać problem korków, braku miejsc parkingowych i zbyt dużej liczby samochodów na ulicach.

„Działamy w swojej sprawie, ale też uczymy się, jakie kroki trzeba podjąć, by wdrożyć takie innowacje jak nasza do większej liczby miast w Europie” – mówił Kalanick. Jak zaznaczał z tzw. car-poolingu z UberPool korzystają już tysiące ludzi w San Francisco i 19 miastach w Chinach. „Wyobraźcie sobie, że 300 tys. mieszkańców Brukseli jadąc dziś rano do pracy, mogło kogoś podwieźć i jeszcze coś na tym zarobić. Im więcej ludzi oferowałoby wspólne przejazdy, tym mniej zatłoczone byłyby nasze miasta, a powietrze byłoby mniej zanieczyszczone. Żylibyśmy w lepszym miejscu. Aby to się stało, miasto nie musi nawet sięgać po podatki” – twierdzi szef Ubera.

>>> Czytaj też: Zaskakujące stanowisko UOKiK. "Wejście Ubera do Polski jest korzystne konsumentów i konkurencji"

Reklama

Wielkie inwestycje w chiński rynek

Uber rozwija się na całym świecie w ogromnym tempie. W Chinach musi jednak stawić czoła chińskiemu startupowi Didi, który zyskał niedawno potężnego sojusznika. Firma Apple zainwestowała w niego 1 mld dol.

Już teraz Uber wydaje miliony, by dogonić na tym rynku swojego konkurenta. Jak na razie, amerykańska spółka ma w swoich rękach zaledwie ułamek rynku należącego do Didi – chińska aplikacja dysponuje większą flotą samochodów i obsługuje nieporównywalnie większą liczbę miast.

Spółka Didi, formalnie znana pod nazwą Xiaoju Kuaizhi, powstała rok temu po zintegrowaniu aplikacji Tencenta i Alibaby. Dziś oferuje przewozy w 400 chińskich miastach, a pod jej szyldem jeździ 14 mln zarejestrowanych kierowców. Tymczasem celem Ubera na ten rok jest rozszerzenie zasięgu na 100 miast w Chinach. Firma zapewnia, że jest w stanie sfinansować dynamiczne plany ekspansji, ponieważ jej roczny zysk na 30 największych globalnych rynkach sięga 1 mld dol. Czytaj więcej tutaj.

“Chiny to kosztowny rynek, wymaga ogromnych funduszy. Inwestujemy jednak w to środowisko bo widać tu bardzo duże postępy” – mówi Kalanick.

Próby wyjścia Ubera poza tradycyjny biznes przewozów z szoferem spotkały się jednak z ostrą reakcją ze strony europejskich władz i ograniczeniami prawnymi. W Szwecji spółka w tym miesiącu musiała zawiesić działalność UberPop, aplikacji, która pozwalała na nielicencjonowanym kierowcom używać swoich własnych samochodów do podwożenia innych pasażerów za niższą opłatą. Podobny los spotkał wcześniej Ubera we Francji i Holandii.

Uber twierdzi, że aplikacja UberPop nie jest nielegalna, nawołuje więc rządy do dopasowania obecnych przepisów prawnych i podpięcia takich usług pod biznes przewozowy, który już dawno rozszerzył się poza taksówkarzy.

Jednocześnie rośnie też rzesza wrogów Ubera. Oprócz protestujących taksówkarzy, coraz większą presję na amerykańskiej firmie wywierają też jego lokalni konkurenci, w tym hiszpańskie spółki Cabify i Rakuten, czy francuski Chauffeur-Prive wspierany przez La Banque Postale’s Lange.

>>> Czytaj też: "Sharing economy"? Ekspert: Uber i Airbnb mają niewiele wspólnego z dzieleniem się czymkolwiek