Dwa lata po aneksji Krymu przez Rosję, wyrażenie “rosyjska wojna hybrydowa” weszło na stałe do politycznego, medialnego i akademickiego leksykonu Zachodu. Stało się pojęciem-wytrychem, które opisuje całą wrogość Rosji – i jest jednocześnie świetnym odbiciem analogicznej paranoi Kremla na temat Zachodu.

Rada Atlantycka (The Atlantic Council) opublikowała ostatnio artykuł autorstwa Ruth Forsyth, członka Inicjatywy Transatlantyckiej, na temat działań Rosji mających zdestabilizować Niemcy. W tekście wspomniano o rzekomym rosyjskim cyberataku na Bundestag w 2015 roku, wzmożonej aktywności Rosjan w Niemczech oraz zwiększonej działalności szpiegowskiej Kremla.

“Wszystko to razem stanowi kolejny przykład rosyjskiej wojny hybrydowej, której celem jest podważenie legitymizacji europejskiego rządu” – napisała Forsyth.

Tymczasem jest to typowy przykład błędnego użycia pojęcia “wojny hybrydowej”, które po raz pierwszy pojawiło się w 2006 roku jako opis taktyki Hezbollahu wobec Izraela w czasie wojny w Libanie. Opisywało ono wówczas działania związane z konwencjonalną wojną, połączone z terrorem i działaniami partyzanckimi.

Użycie pojęcia „wojna hybrydowa” w kontekście Rosji wiąże się z przemówieniem generała Walerija Gierasimowa z 2013 roku, kiedy to szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej mówił o zmieniającym się charakterze wojny. Według generała, wojna jest dziś prowadzona zarówno w mediach, jak i przy użyciu środków ekonomicznych i dyplomatycznych.

Reklama

Przemówienie Gierasimowa nie było w żadnym razie przełomowe: stratedzy od Carla von Clausewitza po Mao Zedonga podkreślali użyteczność środków pozamilitarnych w konfliktach zbrojnych. Mimo to wielu obserwatorów uznało, że Rosja wpadła na coś diabelsko pomysłowego, co zastosowała w czasie wojny na Ukrainie.

Akademicy próbowali wyjaśnić pojęcie “wojny hybrydowej”. W artykule opublikowanym w tym roku na łamach „International Affairs” przez Aleksandra Lanoszkę z Dartmouth College czytamy, że wojna hybrydowa to strategia, która „świadomie łączy wykorzystanie różnych instrumentów władzy, aby zrealizować cele polityki zagranicznej w świetle dostępnej wiedzy na temat celów i możliwości przeciwnika”. Do celów polityki zagranicznej w tym kontekście będzie należało podważanie integralności terytorialnej przeciwnika, zakłócanie polityki wewnętrznej i politycznej spójności oraz niszczenie gospodarki. Do instrumentów, które mają pomóc osiągnąć te cele, można zaliczyć szpiegostwo, propagandę, używanie „piątych kolumn” i czynników kryminalnych oraz ograniczone użycie konwencjonalnych środków militarnych, połączone z zaprzeczaniem, że doszło to użycia środków militarnych. Bez znacznego potencjału militarnego, który zapewnia przewagę w obszarze możliwości eskalacji konfliktu, strategia wojny hybrydowej jest niekompletna: przeciwnik musi bowiem wiedzieć, że odwet byłby bardzo trudny do przeprowadzenia.

Niektórzy uważają, że powyższa definicja jest tak szeroka, że staje się pusta. „Pomysł, jakoby Rosja prowadziła wojnę hybrydową przeciw Zachodowi, w żaden sposób nie odnosi się do rosyjskich celów czy intencji” – napisała Bettina Renz i Hanna Smith w niedawnym dokumencie sporządzonym dla fińskiego premiera. „Idea wojny hybrydowej błędnie zakłada, że rosyjska polityka zagraniczna jest prowadzona według uniwersalnej wielkiej strategii. Tymczasem rosyjskie cele i intencje oraz postawy różnią się, i to zarówno w odniesieniu do świata, jak i w obszarze postsowieckim i w relacji do Unii Europejskiej” – czytamy w dokumencie.

Inni kpią z pojęcia “wojny hybrydowej” jako przesadzonej próby korekty polityki wobec Rosji przez Zachód, który wcześniej nie poświęcał Moskwie zbyt wiele uwagi, a teraz wszelkie działania Kremla klasyfikuje jak przejaw wojny hybrydowej.

Nie sądzę, aby porządkowanie działań Kremla czy nawet nazywanie ich strategią było błędem. Putin oraz krąg jego byłych i obecnych ekspertów od bezpieczeństwa buduje strategię, zaś propaganda, wywiad, działania militarne i paramilitarne są koordynowane przez Moskwę. Nie są to pojedyncze, wyizolowane działania.

Niemniej masowe korzystanie z pojęcia „wojny hybrydowej” jest przejawem siania niepotrzebnej paniki przez Zachód i w prosty sposób odzwierciedla paranoję, którą przypisuje się Moskwie.

Ale są też inne powody, które każą sądzić, że „rosyjska wojna hybrydowa” to błędne określenie. Po pierwsze, Kreml postrzega swoje działania jak działania defensywne. Rozmaici rosyjscy oficjele, od generała Anatolia Sidorowi, po Aleksandra Bastrykina, przyznają, że to Zachód prowadzi wojnę hybrydową przeciw Rosji. W głowach przedstawicieli rosyjskiego aparatu bezpieczeństwa ma to miejsce już od dawna, a zaczęło się jeszcze przed upadkiem ZSRR. Miało obejmować takie działania, jak: zakłócanie rozwoju rosyjskiej gospodarki, propaganda, sponsorowanie powstań przeciw władzy, szpiegostwo, cyberataki czy wzrastające okrążanie Rosji o charakterze wojskowym.
Jak zatem widać, otoczenie Putina wierzyło w koncepcję wojny hybrydowej znacznie wcześniej niż Zachód.

Nazywanie tego typu działań “wojną” jest niebezpieczne – uważa Samuel Charap z Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych. To właśnie tego typu myślenie doprowadziło Kreml do wniosku, że ukraińska rewolucja z lat 2013-2014 była aktem wojny ze strony Zachodu.

Nawet jeśli propagandyści Kremla wierzą, że są na wojnie w czasie, gdy wychodzą na ulice i filmują rzekomo napadniętą przez imigrantów Rosjankę w Berlinie, to tak naprawdę nie jest to żadna wojna. Tak wygląda złe, nierzetelne dziennikarstwo, które najlepiej zwalczać dziennikarstwem rzetelnym, a nie antypropagandą.

Cyberataki przeciw instytucjom rządowym czy firmom także nie są aktami wojny - nawet wtedy, gdy są wspierane przez obcy rząd. Nie dochodzi w ich wyniku do czyjejkolwiek śmierci, pomimo, że tworzą duże problemy. I jako takie nie wymagają militarnej odpowiedzi, ale lepszej architektury bezpieczeństwa.

Nawet szpiegostwo nie jest aktem wojny – w przeciwnym razie informacje o tym, że amerykańskie służby podsłuchiwały telefon kanclerz Angeli Merkel prowadziłby do błędnego wniosku, że USA są na wojnie z Niemcami.
Silne instytucje, wolne media, wiedza technologiczna oraz dobre rządzenie wystarczają, aby zwalczyć wszelkie elementy tego, co się nazywa “wojną hybrydową”.

Prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves powiedział mi kiedyś, że rosyjskojęzyczni obywatele Estonii mogą ignorować propagandę Kremla przeciw Estonii, ponieważ cieszą się z życia według nierosyjskich standardów. Wielu analityków przyznawało, że Ukraina jest tu wyjątkowo łatwym celem – ze względu na brak instytucji, wiedzy i dobrych rządów.

Brak paranoi związanej z wojną hybrydową w Niemczech jest zatem przejawem zdrowia. Zachód ma się o wiele lepiej, gdy zostawia mentalność oblężonej twierdzy Kremlowi.

>>> Czytaj też: Mur berliński runął, teraz Europę dzieli starcie kultur. Czy integracja z muzułmanami jest możliwa?