Członkowie francuskiej centrali związkowej CGT opowiedzieli się w głosowaniu za przeprowadzeniem w czwartek strajku we wszystkich 19 francuskich elektrowniach atomowych - podały w środę media. To kolejny wyraz protestu przeciwko rządowej reformie prawa pracy.

Eksperci ds. energetycznych są zdania, że mimo tak dużego zasięgu strajk nie spowoduje przerw w dostawach prądu, bo we Francji obowiązują regulacje ograniczające prawa do przerwania pracy w sektorze nuklearnym. Ponadto Francja ma możliwość importu energii elektrycznej z krajów sąsiednich.

Tymczasem francuskie władze potwierdziły, że sięgnęły do strategicznych zapasów paliw płynnych, by przynajmniej częściowo pokryć zapotrzebowanie rynku. Poinformowano, że rząd wykorzystał dotąd ilość odpowiadającą trzem dniom rezerw (na 115 dni ogółem zabezpieczonych w postaci zapasów strategicznych).

Było to konieczne, ponieważ przeciwko planowanym przez rząd kontrowersyjnym reformom prawa pracy wciąż strajkuje sześć z ośmiu rafinerii we Francji, z których część całkowicie zaprzestała produkcji.

Stacje benzynowe w kraju mają problemy z zaopatrzeniem: w blisko jednej trzeciej z 12 tys. stacji w kraju paliwa zabrakło całkowicie albo zaczyna brakować. Kolejki na stacjach robią się coraz dłuższe, a w wielu departamentach władze ograniczyły dystrybucję paliwa albo zajęły stacje benzynowe, by zapewnić paliwo dla służb publicznych.

Reklama

Środa była też dniem zakłóceń ruchu na kolei. Nie kursowała jedna czwarta superekspresów TGV.

Mimo to rządzący socjaliści nie zamierzają się ugiąć wobec groźby transportowego paraliżu kraju przed zbliżającymi się za trzy tygodnie mistrzostwami Europy w piłce nożnej, które przez miesiąc będą rozgrywane we Francji.

"CGT nie stanowi prawa w kraju" - powiedział w środę premier Manuel Valls, kierując słowa do związku, który stoi za obecną falą coraz ostrzejszych protestów. Powtórzył, że rząd nie wycofa się z kontrowersyjnej reformy prawa pracy.

"Dopóki rząd odmawia dyskusji, jest ryzyko, że mobilizacja (ws. protestów) będzie coraz większa" - przestrzegł szef CGT Philippe Martinez. Kontynuowanie strajków zapowiada też druga centrala związkowa FO.

Jednocześnie organizacje pracodawców wzywają rząd do działania. "Jeśli nie będziemy jeździć, to Francja stanie" - ostrzegła federacja branży transportu drogowego.

W środę o świcie siły bezpieczeństwa wkroczyły do magazynu paliw w Douchy-les-Mines na północy Francji, okupowanego od 19 maja; policja użyła armatek wodnych. W sumie władzom udało się znieść 11 blokad tego rodzaju magazynów.

Fala protestów i strajków jest reakcją na forsowanie przez socjalistyczny rząd prezydenta Francois Hollande'a niepopularnej reformy prawa pracy. Otwiera ona drogę do przedłużenia tygodnia pracy z obecnych 35 do 48 godzin, a dnia pracy w różnych przypadkach do 12 godzin. Rząd uzasadnia potrzebę liberalizacji kodeksu pracy koniecznością przystosowania francuskich przedsiębiorstw do międzynarodowej konkurencji.

Projekt zmian w ustawodawstwie przewiduje też pewne ułatwienia dla pracodawców dotyczące zwolnień i związanych z nimi odpraw, a także osłabienie praw związkowych, by zaradzić rekordowemu bezrobociu sięgającemu 10 proc. Zgodnie z uprawnieniami przewidzianymi w konstytucji rząd przyjął ustawę mimo braku poparcia w parlamencie.

>>> Polecamy: Panika we Francji. Kraj uruchamia strategiczne rezerwy paliw