Jeśli ktoś myśli, że sytuacja na brytyjskiej scenie politycznej po czerwcowym referendum uspokoi się, może być w dużym błędzie. Bez względu na wynik głosowania, prawdziwy chaos może się zacząć dopiero po 23 czerwca.

Kampania referendalna podzieliła Partię Konserwatywną, co może mieć bezpośrednie przełożenie na rząd Davida Camerona. Los brytyjskiego premiera oraz kanclerza skarbu George’a Osborne’a jest ściśle powiązany z wynikami referendum. Coraz ostrzejsze wymiany zdań pomiędzy podzielonymi stronami w łonie konserwatystów zapowiadają, że wewnętrzny chaos w partii jest nieunikniony. Niektórzy członkowie Izby Gmin już dziś otwarcie wzywają Davida Camerona, aby podał się do dymisji.

Większość członków Partii Konserwatywnej unika publicznego zajmowania stanowiska w tej sprawie, ale nieoficjalnie każdy Konserwatysta ma zdanie. W czasie rozmów z jedną i drugą stroną sporu wyłania się jasny obraz – wszyscy są przekonani, że bez względu na wynik referendum, po 23 brytyjska polityka wejdzie w nową epokę.

“Kierownictwo Partii Konserwatywnej wydaje się poruszać na pozycje bardziej eurosceptyczne – nawet jeśli Brytyjczycy zadecydują, że chcą zostać w Unii Europejskiej” – komentuje Malcolm Barr, ekonomista z JPMorgan Chase.

„Zakładając, że nie nastąpi rozłam w partii, taka postawa może zapewnić im pewne przewagi przed następnymi wyborami” – dodaje.

Reklama

Kampania ws. europejskiego referendum ujawniła wszystkie rodzaje politycznych ataków, jakich można się spodziewać. Ian Duncan Smith, były minister pracy i emerytur, porównał George’a Osborne’a do „kłamiącego Pinokia”. Z kolei były burmistrz Londynu Boris Johnson powiedział, że zachowanie Camerona „śmierdzi”.

I choć politycy zarzekają się, że takich ataków nie powinno się traktować osobiście, nie sposób nie doceniać skali podziałów. Ponad 100 deputowanych z Partii Konserwatywnej oficjalnie stanęło w opozycji do Dawida Camerona. Można przypuszczać, że liczba tych, którzy są przeciwni Cameronowi w nieoficjalny sposób, jest większa.

Co więcej, groźby wobec Camerona płynęły nie tylko z obozu zwolenników wyjścia kraju z UE, ale także z obozu proeuropejskiego.

>>> Miesiąc do Brexitu. Sprawdź, co cię czeka. Pobierz darmowy raport Forsal

Perspektywy Camerona

Paradoksalnie, w krótkiej perspektywie, Cameron byłby najbezpieczniejszy na swoim stanowisku, gdyby Brytyjczycy zdecydowali się na opuszczenie UE. Przy spadającej wartości funta, zwolennicy Brexitu zapewne nie chcieliby fundować Brytyjczykom kolejnej dawki zamieszania w związku z dymisją premiera. Wówczas Cameron musiałby prawdopodobnie zapowiedzieć, że odejdzie w ciągu roku, a w tym czasie rozpocznie proces negocjacji ws. opuszczenia UE.

Powszechnie uważa się, że jeśli za pozostaniem w Unii Europejskiej zagłosuje ponad 55 proc. obywateli, wówczas Cameron przetrwa. Gdyby zwolenników Unii było jednak mniej, np. 51 proc., wtedy jego pozycja byłaby już gorsza. W takim scenariuszu premier musiałby przeprowadzić energetyczną kampanię, w toku której doszłoby do dymisji kilku ministrów, w tym kanclerza skarbu.

Tak czy inaczej deputowani powszechnie spodziewają się, że po referendum dojdzie do reorganizacji gabinetu. Dałoby to poczucie odświeżenia oraz będzie okazją do nagrodzenia wiernych i ukarania niepokornych. Cameron byłby jednak w pewnej mierze ograniczony w takich działaniach, gdyż bez względu na wynik głosowania w całym kraju, większość Konserwatystów zagłosuje za Brexitem. Oznacza to, że możliwości ukarania zwolenników wyjścia kraju z UE będą mniejsze niż mogłoby się wydawać, a kilku eurosceptycznych ministrów będzie musiało zostać w rządzie.

W warunkach coraz gorętszej atmosfery wokół głosowania, przed Cameronem stoi trudna decyzja – gdy Brytyjczycy zagłosują za Unią Europejską, co wówczas zrobić z niepokornymi w rządzie – zastanawia się Tim Bale z University of London. „Koniec końców, Cameron prawdopodobnie utrzyma ich na stanowiskach” – dodaje Bale.

Były burmistrz Londynu Boris Johnson jest zbyt wpływowy, aby nie miał odegrać jeszcze żadnej roli. Wiele zależy od ostatecznego wyniku głosowania. Jeśli Cameron wygra referendum niewielką przewagą głosów, wówczas konieczne będzie zjednanie sobie eurosceptyków poprzez np. dymisję George’a Osborne’a.

Drugie referendum?

Referendum niepodległościowe w Szkocji z 2014 roku przyczyniło się do wprowadzenia nowego pojęcia do politycznego leksykonu: “Neverendum” (“Nigdyrendum”). Wielu zwolenników szkockiej niepodległości, tuż po ogłoszeniu wyrównanych wyników, zaczęło nawoływać do powtórki głosowania ze względu na zbyt małą różnicę głosów. To samo może się powtórzyć w przypadku najbliższego głosowania ws. Brexitu.

Jeśli za pozostaniem w Unii Europejskiej zagłosuje ponad 60 proc. Brytyjczyków, wtedy pytanie o przynależność kraju do Europy zostanie odsunięte na kilka lat. Kluczowym czynnikiem, który o tym zadecyduje, będzie obsada nowego szefa Partii Konserwatywnej.

Wcześniej spekulowano, że stanowisko to może objąć kanclerz skarbu George Osborne, ale dziś traci on na rzecz byłego burmistrza Londynu Borisa Johnsona. Ten jednak także ma swoje problemy, gdyż w świadomości funkcjonuje jako uroczy, eurosceptyczny żartowniś, ale czy uda mu się zbudować wizerunek spokojnego lidera? Z tego powodu członkowie Partii Konserwatywnej przyznają, że walka o miejsce przewodniczącego Partii Konserwatywnej (w Wielkiej Brytanii szef partii w razie wyborczego zwycięstwa staje się premierem kraju), jest wciąż otwarta.

>>> Czytaj też: Brexit rozpali konflikt w Irlandii Północnej? Wielkiej Brytanii grozi poważna dezintegracja