"Potwierdzamy, że ta kampania będzie kontynuowana aż do wyzwolenia ostatniego kawałka ziemi w Manbidż i okolicznych obszarów wiejskich" - brzmi, cytowany w czwartek przez Reutera tekst wspólnego oświadczenia sojuszu Syryjskich Sił Demokratycznych i Rady Wojskowej Manbidżu.

Oświadczenie zostało odczytane na brzegu Eufratu przez dowódcę Rady Wojskowej Manbidżu, Adnana Abu Amdżada. W komunikacie wezwano miejscowych cywilów, aby współpracowali z siłami atakującymi pozycje IS. Zapowiedziano również, że po wyzwoleniu miasta kontrola nad nim zostanie przekazana władzom cywilnym.

Reuters informował w środę, powołując się na przedstawicieli amerykańskich władz, że tysiące wspieranych przez USA rebeliantów w Syrii rozpoczęło ofensywę mającą na celu przejęcie z rąk dżihadystów z IS kluczowego obszaru w północnej Syrii, zwanego "kieszenią Manbidż". Jest to rozległy obszar między rzeką Eufrat a rejonem na wschód od Aleppo.

Według Amerykanów operacja może potrwać kilka tygodni i ma na celu przede wszystkim zmniejszenie dostępu IS do pogranicza syryjsko-tureckiego, które od dawna wykorzystywane jest jako baza logistyczna do przemieszczania zagranicznych bojowników z i do Europy.

Reklama

Jak powiedzieli przedstawiciele władz USA Reuterowi, w działaniach biorą udział w przeważającej większości syryjscy Arabowie; kurdyjska milicja YPG (Ludowe Jednostki Obrony) ma stanowić zaledwie ok. 20 proc. całych sił.

Jednak Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowało w środę, że to właśnie YPG stanowi większość sił biorących udział w operacji, której początkowym celem jest zajęcie Manbidżu.

Fakt, czy YPG bierze udział w operacji, ma znaczenie dla będącej członkiem NATO Turcji. Ankara uważa bowiem YPG za formację terrorystyczną, natomiast wojskowego wsparcia w walce z IS w Syrii kurdyjskiej milicji udzielają Stany Zjednoczone. Od wielu miesięcy wsparcie to stanowi źródło napięć między Waszyngtonem a Ankarą, gdyż USA, w przeciwieństwie do Turcji, nie traktują YPG jako organizacji terrorystycznej. (PAP)