Strajk w stołecznym Instytucie "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka" trwa 16. dzień. Pielęgniarki odeszły od łóżek pacjentów 24 maja, domagając się podwyżek i zwiększenia zatrudnienia. Twierdzą, że jest ich zbyt mało, by zapewnić pacjentom bezpieczeństwo. W poniedziałek, po 14 dniach protestu dyrekcja zdecydowała o zamknięciu czterech oddziałów, na których nie ma już pacjentów, i przeniesieniu personelu tam, gdzie wciąż leczone są dzieci. We wtorek pielęgniarki informowały, że w szpitalu przebywa 438 pacjentów. Sytuacja szpitala będzie w środę przedmiotem sejmowej debaty.

Zdaniem eksperta ds. ochrony zdrowia z Uczelni Łazarskiego Jerzego Gryglewicza, w CZD można spodziewać się dwóch scenariuszy: osiągnięcia kompromisu, jeśli obie strony sporu ustąpią, albo wygaszania pracy kolejnych oddziałów. W jego ocenie poniedziałkowa decyzja pokazuje, że ministerstwo jest przygotowane "na pewien proces wygaszania funkcjonowania tej placówki".

Jak podkreślił, w Warszawie jest bardzo dużo oddziałów pediatrycznych i dwa szpitale wysokospecjalistyczne, które są w stanie przyjąć nawet najciężej chorych dziecięcych pacjentów. Dodał, że mimo strajku w CZD, sytuacja jest pod kontrolą, świadczenia pediatryczne są zabezpieczone i nie było żadnych sygnałów, żeby któryś szpital odmówił przyjęcia.

Ekspert powiedział też, że w Polsce zapotrzebowanie na świadczenia pediatryczne systematycznie spada z powodów zmian demograficznych; jeszcze kilkanaście lat temu rodziło się 800 tys. dzieci, teraz tylko 350 tys. "Wypadnięcie nawet kilku szpitali pediatrycznych z obszaru systemu ochrony zdrowia nie spowoduje jakichś zaburzeń" - stwierdził.

Reklama

Według Gryglewicza sytuacja ekonomiczna CZD jest skutkiem wieloletnich zaniedbań. Jeszcze w 2007 r. dług placówki wynosił 68 mln zł i stopniowo rósł, a obecne zobowiązania ogółem placówki wynoszą 336 mln zł. Jak mówił, szpital musiał więc kolejny raz korzystać z kredytu, a co za tym idzie, przedstawić plan restrukturyzacji, czyli zadeklarować obniżenie kosztów funkcjonowania placówki. Jego zdaniem w tej sytuacji dyrekcja CZD "ma związane ręce", bo podwyżka płac spowoduje, że plan restrukturyzacyjny nie będzie realizowany, co grozi wezwaniem do spłaty zobowiązań.

Ekspert zgodził się z oceną przedstawioną w raporcie NIK z 2012 r., który wskazywał, że dla ratowania CZD i innych najbardziej zadłużonych instytutów podległych ministrowi zdrowia, nie wystarczy zastrzyk finansowy. W ocenie NIK potrzebny jest kompleksowy plan naprawy, który musi obejmować nie tylko sferę gospodarowania majątkiem poszczególnych instytutów, ale także sposób zarządzania, politykę kadrową oraz strategię rozwoju.

Zdaniem honorowego przewodniczącego Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere" Adama Sandauera, sprawa strajku pielęgniarek powinna zostać rozwiązana jak najszybciej. "Albo trzeba dać te pieniądze i dogadać się, albo trzeba mocno zadziałać i postępować twardo" - stwierdził.

Jak ocenił w rozmowie z PAP Sandauer, pielęgniarki rzeczywiście źle zarabiają i trzeba popierać ich żądania. "Nie można natomiast godzić się na to, że los chorych dzieci jest elementem przetargu w sporze płacowym. Są inne formy protestów. Strażak w czasie gaszenia pożaru nie strajkuje" - mówił.

Według Sandauera w sprawie strajku w CZD trzeba zaapelować o podjęcie bardziej zdecydowanych działań do Rzecznika Praw Pacjenta. "Dysponuje on instrumentami prawnymi do wszczęcia odpowiednich procedur kontroli, aby sprawdzić, czy nie zostały naruszone zbiorowe prawa pacjentów. Powinien skorzystać ze swoich uprawnień i interweniować" - ocenił.

Sandauer przypomniał, że w przypadku naruszenia zbiorowych praw pacjenta organizatorom strajków grozi kara nawet pół mln zł.

Jak dodał, chciałby wierzyć, że przedłużający się strajk nie ma kontekstu politycznego. Jak mówił, trudno mu jednak uniknąć skojarzeń z eskalacją protestów pielęgniarek, która miała miejsce za poprzednich rządów PiS.

"Chcę przypomnieć, że w przeszłości +białe miasteczko+ zorganizowane przez pielęgniarki spowodowało zmianę władzy w kraju. Obawiam się, czy teraz nie jest to próba, która może zmierzać do wywołania niezadowolenia społecznego" - stwierdził.

Zdaniem ekspertki ds. systemu ochrony zdrowia BCC Anny Janczewskiej-Radwan w rozwiązanie sporu w CZD należy włączyć profesjonalnych mediatorów z zewnątrz.

"Wydaje się, że bez osoby, która jest neutralna, przyjmuje argumenty jednej i drugiej strony i stara się dojść do kompromisu, ta sytuacja jest bez wyjścia" - oceniła. Ekspertka BCC zauważyła, że taka forma dochodzenia do porozumienia jest powszechnie stosowana w USA i wielu krajach Europy. Dlatego - jak przyznała - nie rozumie, dlaczego nigdy wcześniej w Polsce nie skorzystano z zawodowych mediatorów przy trudnych sporach w służbie zdrowia.

"Myślę, że gdyby Ministerstwo Zdrowia wyszło z propozycją udziału takich mediatorów, to uspokoiłoby trochę sytuację, pokazało dobrą wolę, co przyniosłoby resortowi dodatkowe plusy" - oceniła. Jednak minister zdrowia Konstanty Radziwiłł już w zeszłym tygodniu mówił, że w negocjacjach biorą udział mediatorzy.

Według ekspertki BCC, można podzielać obawy ministerstwa, że jeśli wyrazi ono zgodę na podwyżki dla pielęgniarek w CZD, to w ślad za tym lawinowo pójdą podobne protesty płacowe w innych jednostkach, gdzie zarobki są niższe. Dlatego - w jej ocenie - jednym z elementów porozumienia powinno być wynegocjowanie długofalowej strategii zatrzymania pielęgniarek w kraju i zapewnienia bezpieczeństwa pacjentów.

Obecnie na 1 tys. mieszkańców Polski statystycznie przypada 5,4 pielęgniarek, co plasuje nas na ostatnim miejscu w rankingu OECD. Dlatego - jak mówiła Janczewska-Radwan - nie ma wątpliwości, że potrzebne jest systemowe rozwiązanie problemów, które narastały od lat.(PAP)