Pomimo, że Rosja może wspierać finansowo populistyczne, prawicowe i antyeuropejskie partie w Europie, to ich rosnąca popularność nie wynika z rosyjskich pieniędzy, ale z porażki partii głównego nurtu – uważa Leonid Bershidsky, felietonista Bloomberga.

Czeski minister spraw zagranicznych Lubomir Zaoralek stwierdził, że Rosja poprzez wspieranie eurosceptycznych populistów prowadzi w Europie politykę „dziel i rządź”.

„To temat częstych dyskusji. Nie mamy wątpliwości, że Rosja ma sposoby na wspieranie tych ugrupowań” – powiedział Zaoralek dla „Financial Times”.

Wcześniej już wielu czyniło podobne oskarżenia wobec Rosji, ale tak jak Zaoralek, nie byli w stanie przedstawić dowodów. Być może będą musieli poczekać, aż reżim Putina upadnie. Tymczasem ważne jest, aby zrozumieć dwie ważne rzeczy jeśli chodzi o prawicowe ruchy w Europie: ich powstanie sprzyja Rosji, ale ruchy te i tak i tak powstawałyby nawet bez wsparcia ze strony Moskwy.

Jedynym dowodem na to, że Rosja wspiera finansowo ugrupowania otwarcie anntyeuropejskie jest oświadczenie francuskiego Frontu Narodowego, że partia ta przyjęła 9 mln euro kredytu od małego, ale dobrze ustawionego prywatnego banku z Rosji. Liderka Frontu Narodowego Marine Le Pen nie wstydzi się pobrania tej pożyczki. Wcześniej w tym roku odpowiedzialny za finanse partii Wallerand de Saint-Just przyznał nawet, że odkąd francuskie banki nie chcą udzielać kredytów Frontowi Narodowemu, jego ugrupowanie ubiegało się o większe finansowanie ze strony rosyjskich banków.

Reklama

Według raportu z 2014 roku – ostatniego dostępnego – Front Narodowy miał 13 mln euro długów. Rosyjska pożyczka nie była zatem posunięciem o charakterze biznesowym.
Poza powyższym, dowody na to, że Rosja wspiera finansowo antyeuropejskie ugrupowania, są albo przypadkowe, albo pobieżne.

W lutym niemiecki tygodnik „Der Spiegel” pisał o seminarium nt. bezpieczeństwa, które zostało zorganizowane przez antyimigrancką i antyeuropejską Alternatywę dla Niemiec (AfD), przy wsparciu finansowym rosyjskiej ambasady. Krążyły również plotki o rosyjskim wsparciu dla węgierskiej partii Jobbik oraz innych tego typu ugrupowań z Bułgarii i Grecji.

W 2016 roku amerykański Kongres w ramach Intelligence Authorization Act zlecił przeprowadzenie śledztwa ws. rosyjskiego wsparcia finansowego dla zagranicznych partii politycznych i organizacji pozarządowych od 2006 roku. Raport jak dotąd nie opublikowano, lub nie udostępniono go publicznie.

Brak twardych danych w tym kontekście nie jest zaskakujący. Bezpośrednie wsparcie finansowe Związku Radzieckiego dla lewicowych partii było równie trudne do udowodnienia – do czasu, aż otwarto archiwa Partii Komunistycznej w 1991 roku. Z dokumentów tych wynika, że partie komunistyczne we Francji i USA otrzymywały z Moskwy w katach 80. XX wieku około 2 mln dol. rocznie. W innych krajach sojusznicy ZSRR otrzymywali mniej. Transfery finansowe były kontynuowane aż do 1991 roku.

Putin, jako oficer KGB, musi być zaznajomiony z tym tematem. Sieć transferów finansowych w dzisiejszej, kapitalistycznej Rosji, byłaby znacznie bardziej wyrafinowania.

Kreml porzucił dawne sympatie wobec lewicowych ugrupowań na świecie na rzecz partii prawicowych populistów. Peter Kreko, szef węgierskiego think tanku Political Capital Institute, przeanalizował publiczne wystąpienia i głosowania członków 14 partii prawicowych populistów w Parlamencie Europejskim. 8 z nich było wykazywało poparcie dla Rosji. Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie z nich otrzymują wsparcie z Moskwy, mogą być bowiem tylko sojusznikami ideologicznymi. „Antyzachodnia, antykapitalistyczna, państwowa i nacjonalistyczna ideologia, związana z rosyjskim autorytaryzmem, tradycjonalizmem i retoryką twardej władzy, idealnie pasuje do europejskich partii dalekiej prawicy” – napisał Peter Kreko.

W przeciwieństwie do czasów ZSRR, Kreml dziś tak naprawdę nie ma ideologii. Gdy Putin w 2000 roku doszedł do władzy, nawet nie wykluczał członkostwa w NATO. Później, w czasie tłustych lat wysokich cen ropy naftowej, Rosja zaczęła się definiować jako energetyczna superpotęga.

Ostatnia antyzachodnia retoryka pojawiła się w odpowiedzi na wewnętrzne zapotrzebowanie polityczne. Potrzeba zewnętrznego wroga oznaczała konieczność znalezienia sojuszników, którzy podważaliby europejski establishment od środka. Prawicowa i populistyczna retoryka pasowała jak ulał: zatrzymać proces rozkładu, utrzymać tradycje chrześcijańskie, obronić się przed napływem imigrantów i rządzić twardą ręką.

Podczas gdy ideologiczny miesiąc miodowy Putina z europejskimi partiami populistycznej prawicy trwa w najlepsze, nie jest tu ważne, ile pieniędzy będzie przepływało z Moskwy do Europy. Tym bardziej od czasu, gdy Putin wydaje się nie oczekiwać zbyt wiele od swoich sojuszników, tak samo jak Związek Radziecki nie oczekiwał, ze zachodnie partie komunistyczne będą wywoływać rewolucje w swoich krajach.

„Nawet jeśli Putin nie spodziewa się, że prorosyjskie partie będą tworzyć rządy, to wciąż ma nadzieję, że ich rosnący wpływ będzie oddziaływał na europejskie rządy, tym bardziej, że relacje państw UE z Rosją są niepewne” – napisał grecki politolog Antonis Clapsis. „Mówiąc krótko, w efekcie prorosyjskie partie prawicowe w Europe mogą działać jak koń trojański dla Kremla – poprzez swoje próby niszczenia spójności UE i NATO” – dodaje.
Kreml zna swoich sojuszników, i tak jak w przypadku partii lewicowych z czasów ZSRR, są oni za słabi, aby tworzyć politykę. Ale cele Putina nie sięgają w tym obszarze aż tak daleko.

Populiści staną się silniejsi tylko wtedy, gdy więcej Europejczyków uwierzy w ich pomysły. Tak naprawdę dodatkowe kilka milionów euro nie ma aż tak dużego wpływu na poparcie dla tych ugrupowań. Popularność Frontu Narodowego nie wypływa przecież z rosyjskich pieniędzy, ale porażki partii głównego nurtu. Niemiecka AfD osiągnęła w sondażach 15 proc. nie dzięki rosyjskim pieniądzom, ale z powodu niezadowolenia społecznego z polityki otwartych drzwi Angeli Merkel.

“Rosja wykorzystuje naszą słabość” - mówił Zaoralek. „Musimy znaleźć na to odpowiedź”. Odpowiedzią taką będzie nie tyle udowodnienie rosyjskich powiązań finansowych z partiami prawicowymi, ale pokonanie tych partii w wyborach.

>>> Czytaj też: Krótka lekcja nieliberalnej ekonomii dla niezaawansowanych. Wywiad z Markiem Belką