"Bataliony będą wielonarodowe, co jest jasnym sygnałem, że atak na jednego członka Sojuszu to atak na cały Sojusz i pociągnie za sobą odpowiedź całego Sojuszu" - mówi szef NATO. Potwierdza, że Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Niemcy są gotowe, by dowodzić trzema z czterech planowanych batalionów. Na decyzje w sprawie kraju dowodzącego czwartym trzeba będzie poczekać najpewniej do lipcowego szczytu. "Jestem całkowicie przekonany, że na szczycie w Warszawie zapadną decyzje w sprawie czterech batalionów i tego, które kraje będą nimi dowodzić" - dodaje Stoltenberg.

PAP: Mówił pan, że warszawski szczyt NATO będzie jednym z najważniejszych w historii Sojuszu. A jednak decyzje, które NATO podejmie, zostały wymuszone przez bardzo skomplikowaną sytuację bezpieczeństwa. Czy patrząc na wszystkie wyzwania i zagrożenia, nie obawia się pan, że zmierzamy ku nowej zimnej, a może i gorącej wojnie?

Jens Stoltenberg: Żyjemy w świecie, który jest bardziej niebezpieczny, bo sytuacja w naszym otoczeniu tak bardzo się zmieniła. Widzimy chaos, przemoc i terror na południu, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Ale widzimy też bardziej asertywną Rosję, która znacznie wzmacnia się militarne i użyła siły, by zastraszyć sąsiadów, oraz dokonała nielegalnej aneksji Krymu. To wszystko fundamentalnie zmieniło sytuację bezpieczeństwa w naszym otoczeniu. To też powód, dla którego nasz szczyt w lipcu będzie tak ważny. Zapadną tam decyzje, jak mamy nadal dostosowywać się, jak reagować na tę nową sytuację.

PAP: I jak zapobiec nowemu konfliktowi?

Reklama

J.S.: Podjęliśmy decyzję o wzmocnieniu naszej kolektywnej obrony, ale nie dlatego, że chcemy sprowokować nowy konflikt, ale by mu zapobiec. Powodem, dla którego NATO musi pozostać silne i zdolne do wiarygodnego odstraszania, nie jest chęć prowadzenia wojny, ale świadomość, że odstraszanie jest najlepszą drogą, by jej zapobiec.

Jestem zresztą pod wrażeniem tego, jak szybko NATO było w stanie odpowiedzieć i przystosować swoje zdolności obronne do rzeczywistości. Gdy zmienia się świat, NATO też się zmienia. Dokonaliśmy tego poprzez najpoważniejsze od końca zimnej wojny wzmocnienie kolektywnej obrony: poprzez większą obecność we wschodniej części Sojuszu, ale także większą zdolność do umocnienia się w razie potrzeby.

PAP: Czy te wszystkie działania wystarczą, by stawić czoło wyzwaniom, by odstraszyć Rosję? Dlaczego mówimy o trwałej obecności na wschodniej flance, a nie o stałej obecności czy bazach NATO?

J.S.: Ważne jest, że robimy wiele rzeczy jednocześnie. Bataliony, które planujemy rozmieścić na zasadzie rotacji w krajach bałtyckich i w Polsce, są oczywiście jednym z elementów naszej reakcji. Bataliony będą wielonarodowe, co jest jasnym sygnałem, że atak na jednego członka Sojuszu to atak na cały Sojusz i pociągnie za sobą odpowiedź całego Sojuszu. Bataliony będą mogły reagować razem z siłami narodowymi na mniejsze akty agresji, na zagrożenie hybrydowe. W razie potrzeby ułatwią wzmocnienie obecności NATO. Bataliony będą zatem odgrywać ważną rolę na wiele sposobów. Dodatkowo potroiliśmy np. liczebność Sił Odpowiedzi NATO; 40 tysięcy żołnierzy jest w stanie wysokiej gotowości, zdolnych do przemieszczenia się. Postanowiliśmy też rozmieścić więcej sprzętu i zaopatrzenia we wschodniej części Sojuszu.

Wobec Rosji obraliśmy dwutorowe podejście, polegające na odstraszaniu i obronie, ale także na dialogu. Rosja jest naszym największym sąsiadem i nim pozostanie. Musimy mieć relacje i żyć z Rosją jako sąsiadem. Przynajmniej musimy być w stanie tak kierować tymi relacjami, by unikać incydentów i niebezpiecznych sytuacji. Ale powinniśmy nadal dążyć do bardziej konstruktywnych stosunków z Rosją, polegających na współpracy. W naszym interesie byłaby odbudowa takich stosunków z Rosją - oczywiście będzie to zależeć od jej zachowania.

PAP: Wiemy już, że będą cztery bataliony w czterech krajach na wschodniej flance. Ale nadal nie są znane wszystkie kraje dowodzące tymi batalionami. Czy w NATO trochę nie brakuje solidarności?

J.S.: Przez kilka dekad NATO udowodniło, że jesteśmy zjednoczeni i solidarni. Różne kraje Sojuszu wysyłają swoich żołnierzy, którzy wzmacniają obecność NATO w krajach bałtyckich oraz w Polsce, ale także wysyłają siły na podstawie dwustronnych uzgodnień. Robimy bardzo dużo, by wzmocnić naszą zdolność do odstraszania i obrony.

Ostateczne decyzje w sprawie batalionów zapadną na szczycie w Warszawie. Tak że potem pozostaną szczegóły, które będziemy musieli uzgodnić zanim bataliony zostaną rozmieszczone w 2017 r. Ale już zadeklarowaliśmy, że chcemy mieć wzmocnioną wysuniętą obecność w Polsce i trzech krajach bałtyckich. Nasi planiści wojskowi uznali, że powinna to być obecność wyrażona w batalionach i wielonarodowa. Oczekuję, że w tym tygodniu ministrowie obrony uzgodnią szczegóły, także co do składu sił. A decyzje zapadną na szczycie. To zwykły proces. Mamy propozycje naszych planistów wojskowych, trochę czasu zajęło nam w gronie 28 państw, by ustalić pewne szczegóły, a dokładnie to, które kraje będą w tym uczestniczyć. Ale jestem całkowicie przekonany, że na szczycie w Warszawie zapadną decyzje w sprawie czterech batalionów i tego, jakie kraje będą nimi dowodzić.

PAP: Wiemy już, że USA, Wielka Brytania i Niemcy mają dowodzić trzema batalionami. Dlaczego tak trudno jest znaleźć czwarte państwo ramowe?

J.S.: Szczyt jest odpowiednią okazją do podejmowania ważnych decyzji. Planowaliśmy, że tak będzie, od chwili, gdy w lutym zapowiedzieliśmy zwiększenie obecności na wschodniej flance. Wiemy już, że Wielka Brytania i Niemcy są gotowe przyjąć rolę państw dowodzących. Wiemy też, że Stany Zjednoczone będą mieć większe siły w Europie i potroją wydatki na wsparcie europejskich sojuszników, aby móc sfinansować więcej ćwiczeń, sił i rozmieszczenia sprzętu. Decyzje zapadają zatem i w kwaterze głównej NATO, i w poszczególnych stolicach. To nie jest problem, że potrzebujemy czasu od lutego 2016 do lipca 2016 na te uzgodnienia i ogłoszenie ostatecznych decyzji na szczycie w Warszawie.

PAP: Gdy NATO zrealizuje te plany, prawdopodobnie Rosja jakoś na nie odpowie. Czy wierzy pan, że dialog z Rosją będzie nadal możliwy i czy Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 r. nadal będzie obowiązywał?

J.S.: Jestem przekonany, że powinniśmy kontynuować nasze starania o dialog z Rosją. Musimy poradzić sobie z naszymi relacjami z Rosją, szczególnie gdy napięcia są tak silne, jak teraz. Szczególnie wobec zwiększonej aktywności wojskowej wzdłuż naszych granic tym ważniejsze jest to, by w naszych relacjach było więcej przejrzystości i przewidywalności, byśmy mogli unikać incydentów i wypadków. Byliśmy świadkami zestrzelenia rosyjskiego samolotu nad Turcją, niebezpiecznych działań rosyjskich samolotów w pobliżu amerykańskich okrętów i samolotów na Bałtyku. Musimy zrobić wszystko, co możliwe, by uniknąć tego typu incydentów, a jeśli się wydarzą, zapobiec wymknięciu się sytuacji spod kontroli i prawdziwemu niebezpieczeństwu. To jest w naszym wspólnym interesie.

Musimy pamiętać też, że Rosja jest członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, ważnym graczem na arenie międzynarodowej i czasem odgrywa konstruktywną rolę w międzynarodowych procesach, jak np. w sprawie porozumienia nuklearnego z Iranem i zniszczenia broni chemicznej w Syrii. To wszystko sprawia, że relacje z Rosją są trochę złożone, ale i świat jest złożony. W związku z tym potrzebujemy wieloaspektowego podejścia do Rosji i NATO to właśnie robi.

PAP: I to wszystko w zgodzie z Aktem Stanowiącym NATO-Rosja?

J.S.: Tak. To, co teraz robimy, jest defensywne, proporcjonalne i zgodne z naszymi zobowiązaniami międzynarodowymi, w tym z Aktem Stanowiącym NATO-Rosja. Bataliony, które planujemy rozmieścić, są znacznie poniżej jakiejkolwiek definicji znaczących sił bojowych, o których mowa w dokumencie.

PAP: Przedstawiciele polskiego rządu, jak np. szef MSZ Witold Waszczykowski, głośno mówią, że Akt Stanowiący NATO-Rosja już nie obowiązuje, bo powstał w zupełnie innej sytuacji politycznej. Co by pan doradził w tym zakresie państwom członkowskim?

J.S.: Musimy zaakceptować to, że w Sojuszu, do którego należy 28 demokratycznych państw, z wieloma różnymi partiami politycznymi i różnorodnymi opiniami, zawsze będą różne punkty widzenia. To nie problem, lecz odzwierciedlenie tego, że jesteśmy otwartymi demokratycznymi społeczeństwami, gdzie prowadzi się otwarte demokratyczne debaty. Musimy także zaakceptować to, że różne opinie i debaty dotyczą także spraw bezpieczeństwa i polityki obronnej. Dla mnie jako sekretarza generalnego NATO ważne jest to, czy jesteśmy w stanie w tych debatach dojść do konkluzji, podjąć decyzje i wprowadzić je w życie. Byliśmy w stanie uzgodnić największe wzmocnienie naszej wspólnej obrony od czasu zimnej wojny, zwiększyć wysuniętą obecność sił NATO we wschodniej części Sojuszu, zwiększyć gotowość i liczbę ćwiczeń wojskowych, a teraz europejscy sojusznicy zaczynają zwiększać wydatki obronne. Odpowiadamy na wyzwania, wprowadzamy wiele środków, ale robimy to w sposób zbalansowany, w sposób, który podkreśla, że nie szukamy konfrontacji z Rosją i będziemy się starać o bardziej konstruktywne stosunki z Rosją.

PAP: Współpraca między NATO i UE także będzie jednym z tematów szczytu w Warszawie. UE mierzy się z wieloma wyzwaniami. Czy pana zdaniem ewentualny Brexit wpłynie na NATO i bezpieczeństwo Europy?

J.S.: To decyzja Brytyjczyków, czy opuszczą UE czy w niej pozostaną. Mogę powiedzieć, co jest ważne dla NATO. Silna Wielka Brytania w silnej Europie jest dobra dla Europy i jest dobra także dla NATO. Żyjemy w czasach niepewności, więc myślę, że jeszcze bardziej podzielona Europa i więcej nieprzewidywalności to nie jest coś, czego teraz potrzebujemy. Potrzebujemy jedności, silnych instytucji i więcej współpracy. Wielka Brytania, która wydziela na potrzeby NATO najwięcej wojska spośród europejskich członków Sojuszu, jest oczywiście ważna zarówno dla NATO, jak i dla UE. Wielka Brytania także mocno naciska na bliską współpracę miedzy NATO a UE. Myślę, że dla NATO będzie dobre, jeśli Wielka Brytania pozostanie w UE i dalej będzie starać się o bliższą współpracę między Unią a NATO.

PAP: Według niektórych zachodnich gazet kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego i obawy o przestrzeganie zasady praworządności w Polsce mogą negatywnie wpłynąć na szczyt w Warszawie. Czy podziela pan ten pogląd?

J.S.: Wiem, że jest debata i dialog między instytucjami UE a polskim rządem. Muszę podkreślić, że NATO jest oparte na pewnych podstawowych zasadach – demokracji, prawach jednostki i zasadach państwa prawa. Oczekuję, że wszyscy sojusznicy będą przestrzegać tych podstawowych wartości. Osobiście przywiązuję do nich wielką wagę i podnosiłem ten temat podczas spotkań w różnych stolicach, w Warszawie, ale także u innych członków NATO. Te wartości są podstawą naszej jedności, a jedność to nasza największa siła.

Rozmawiali w Brukseli Anna Widzyk i Rafał Lesiecki