Tak naprawdę nie ma żadnej mapy drogowej dla państw UE na wypadek wyjścia Wielkiej Brytanii ze wspólnoty. Urzędnicy w Brukseli mają zakaz publikowania jakichkolwiek wytycznych, by zapobiec alarmującym przeciekom – zdradza jeden z przedstawicieli władz UE. Co się stanie po ogłoszeniu wyników referendum? Jak będą wyglądać pierwsze dni po Brexicie?

Biorąc pod uwagę potencjalne polityczne i finansowe trzęsienie ziemi wywołane przez referendum w sprawie Brexitu, nie wiadomo, czy jakiekolwiek wskazówki dla państw UE mogłyby złagodzić problem. Na globalnych rynkach już teraz widać kumulujący się niepokój o to, jak Brexit wpłynie na światową gospodarkę. Szef Rady Europejskiej Donald Tusk zapowiedział nawet, że może on oznaczać zmierzch zachodniej cywilizacji politycznej. Tak mocne słowa Tuska pokazują, jak bardzo unijni urzędnicy starają się zapobiec opuszczeniu wspólnoty przez Wielką Brytanię. Wyjście jakiegoś kraju z Unii było czymś nie do pomyślenia w momencie podpisywania traktatów założycielskich UE. Mechanizm opuszczenia Unii przez jej członka został wpisany w unijne prawo dopiero w 2009 roku.

>>> Czytaj też: Sondaże przybliżają widmo Brexitu. Funt najsłabszy od 2 miesięcy

Pierwsze 24 godziny

Jeszcze przed świtem 24 czerwca, jeśli wyniki referendum w Wielkiej Brytanii jednoznacznie będą wskazywać na przewagę zwolenników Brexitu, władze państw od Berlina po Brukselę zostaną zmuszone do rozpoczęcia procedury minimalizowania strat, podobnej która miała miejsce w czasie greckiego kryzysu zadłużeniowego. Ministrowie krajów strefy euro zapewne jeszcze tego samego wieczoru zwołają nadzwyczajne posiedzenie. Rynek prawdopodobnie zareaguje bardzo gwałtownie – kurs funta będzie szalał, Szwajcarski Bank Narodowy podejmie agresywne działania interwencyjne, a globalne giełdy będą niestabilne.

Reklama

Rynki walutowe nie wyceniły jeszcze ewentualnego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, dlatego jeśli taki scenariusz się ziści, „katastrofa jest bardzo realna” – uważa Lothar Mentel, szef Tatton Investment Management z Londynu. „Powinniśmy przygotować się na bardzo nieprzyjemną pobudkę w piątek” – mówi.

Polityczne skutki mogą być jeszcze gorsze. Będące tradycyjnie polityczną przeciwwagą w UE Niemcy i Francja będą starały się przejąć inicjatywę. Już szykują swoją odpowiedź - jeszcze 24 czerwca wzywać będą do pogłębienia integracji strefy euro i zapewniać, że idea Unii Europejskiej jest wciąż żywa – mówią Bloombergowi anonimowi rozmówcy wtajemniczeni w rządowe plany.

„Unia Europejska musi mieć wiarygodną strategię” – mówi Guntram Wolff z brukselskiego think tanku Bruegel. „Aby uniknąć stopniowej dezintegracji Unii, polityczni liderzy będą musieli zwiększyć atrakcyjność UE, chodzi szczególnie o francusko-niemiecki sojusz” – dodaje.

>>> Polecamy: Czeka nas walutowe tsunami? Maklerzy przygotowują klientów na Brexit

Pierwszy tydzień

Gdy nadejdzie weekend, a Brytyjczycy zaczną zdawać sobie sprawę, że opowiedzieli się za opuszczeniem największego bloku handlowego na świecie, przed resztą Europy zacznie pojawiać się coraz więcej pytań.

W obawie przed tym, że wyniki referendum w Wielkiej Brytanii mogą stać się pożywką dla populistycznych i antyestabilishmentowych ruchów w Europie, liderzy UE mogą zdecydować się na bezprecedensowy krok i zwołać w sobotę 25 czerwca nadzwyczajny szczyt bez uczestnictwa brytyjskich przedstawicieli.

Takie spotkanie będzie miało przede wszystkim dwa cele. Po pierwsze ma dać jasny sygnał hiszpańskim wyborcom, którzy pójdą do urn 26 czerwca, że Unia Europejska jest wciąż silna. Po drugie – wypracować wspólne stanowisko na temat tego, co zaoferować - albo raczej czego nie zaoferować - Wielkiej Brytanii w takich obszarach jak swobodny przepływ ludzi czy dostęp do jednolitego rynku UE.

Nawet bez Wielkiej Brytanii w Unii z pewnością pojawią się podziały. We Francji, w której według sondaży eurosceptyczny Front Narodowy może mocno zyskać w czasie przyszłorocznych wyborów prezydenckich, Francois Hollande będzie musiał przekonać społeczeństwo, że wyjście z UE niesie za sobą bolesne konsekwencje. Z kolei rządy Holandii czy Danii, gdzie także narasta antyunijny sentyment, mogą stwierdzić, że korzystniejsze dla nich jest wspieranie Wielkiej Brytanii, która jest ich tradycyjnym sojusznikiem.

Państwa spoza strefy euro, szczególnie Węgry, Polska i Szwecja, w których wyraźnie widać rosnącą niechęć do Unii, mogą stworzyć grupę stojącą w opozycji do wszelkich francusko-niemieckich prób jeszcze większej integracji UE. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii będzie dla krajów spoza eurolandu oznaczało utratę kluczowego partnera – teraz ich gospodarki będą odpowiadać już tylko za 14 proc. unijnego PKB.

W następnym tygodniu premier David Cameron weźmie udział w szczycie UE w Brukseli. To właśnie wtedy prawdopodobnie po raz pierwszy w historii użyje Artykułu 50 Traktatu o Unii Europejskiej, który katapultuje dane państwo z unijnego klubu. Zgodnie z nim, w ciągu dwóch lat – do czerwca 2018 roku – Wielka Brytania będzie musiała wynegocjować warunki opuszczenia Unii. Cameron może chcieć, by Wielka Brytania poszła drogą Norwegii i Islandii i utrzymywała bliskie stosunki z Unią Europejską jako członek Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Może też opowiadać się za stosunkami handlowymi Wielkiej Brytanii i UE na zasadach ustanowionych przez Światową Organizację Handlu.

>>> Czytaj też: Szkoci zapobiegną Brexitowi? Szefowa rządu apeluje o udział w referendum

Pierwsze 100 dni

Władze UE boją się, że brytyjskie referendum wywoła w Europie efekt domina. W 2017 roku odbędą się wybory w Holandii, Francji i Niemczech, trzeba więc zniechęcić społeczeństwa przed podążaniem śladem Wielkiej Brytanii. To może osłabić siłę Londynu w negocjacjach z Unią. Jednocześnie odwróci to uwagę UE od innych palących problemów, takich jak greckie problemy finansowe, kryzys migracyjny czy niepokoje na Ukrainie – uważa Michael Leigh, starszy analityk w Niemieckim Funduszu Marshalla.

Do tego czasu polityczna mgła w Wielkiej Brytanii może nieco opaść. Unia może negocjować już z nowym premierem – być może z wspierającym Brexit, byłym burmistrzem Londynu Borisem Johnsonem, który jest wskazywany jako prawdopodobny następca Camerona. Ktokolwiek zasiądzie u władzy, będzie musiał ostatecznie wyciągnąć Wielką Brytanię z Unii, jednocześnie stawiając czoła kolejnemu wyzwaniu – perspektywie referendum w sprawie niepodległości Szkocji.

Wielka Brytania rozpocznie renegocjacje stosunków z UE w tak różnorodnych obszarach, jak przepisy dotyczące usług finansowych, ustalania kwot połowowych, czy kwestii bezpieczeństwa, które zostały ustanowione ponad 50 lat temu. W tym samym czasie będzie musiała pracować nad kształtem swoich własnych umów handlowych z resztą świata. Trzeba będzie też rozpocząć rozmowy o przeniesieniu wszystkich unijnych agend, które mają swoją siedzibę na Wyspach, m.in. Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego.

Każdy krok podjęty w toku negocjacji Wielkiej Brytanii z UE musi zostać potwierdzony przez pozostałe kraje członkowskie i przez Parlament Europejski. Proces ten będzie trwał co najmniej siedem lat i nie ma żadnych gwarancji, że zakończy się sukcesem – mówił niemieckiemu dziennikowi „Bild” Donald Tusk.

„Nikt nie jest w stanie przewidzieć długoterminowych konsekwencji” – mówił Tusk. „Obawiam się, że Brexit może być początkiem końca UE, ale całej zachodniej cywilizacji politycznej”.

>>> Coraz bliżej do referendum ws. Brexitu. Sprawdź, co cię czeka. Pobierz darmowy raport Forsal.pl