PAP: 25 lat po podpisaniu Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy między Polską a Niemcami nie brak krytycznych głosów sugerujących, że dokument ten się przeżył, że stał się martwy i że należałoby go renegocjować, czy też wręcz zawrzeć nową umowę. Czy traktat jest rzeczywiście martwy?

Lang: Nie sądzę, aby potrzebny był nowy traktat. Podjęcie prac nad nowym dokumentem oznaczałoby konieczność długich negocjacji, które odwróciłyby naszą uwagę od rzeczywistych wyzwań. Powstałyby nowe obszary sporów prowadzące do komplikacji, a wartość dodana całego przedsięwzięcia byłaby stosunkowo niewielka. Aktualizacja polsko-niemieckiej agendy urzeczywistnia się dziś przez dialog strategiczny, dyskusje i konkretne formy współpracy. Tu, owszem, istnieją jeszcze rezerwy.

PAP: Jaką rolę odegrał traktat w procesie nowego kształtowania relacji polsko-niemieckich po zakończeniu zimnej wojny i zjednoczeniu Niemiec?

Lang: Traktat jest "dzieckiem swoich czasów". Zwróciłbym uwagę na trzy aspekty: po pierwsze była to próba poszukiwania stabilności i bezpieczeństwa w sytuacji wielkiej politycznej niepewności. Nie zapominajmy, że sytuacja w Europie po rozpadzie porządku zimnowojennego wydawała się wielce niepewna. Nie wiedzieliśmy, w jakim kierunku pójdą zmiany w tej części świata.

Reklama

Po drugie traktat był deklaracją woli współpracy. Skonkretyzował i rozszerzył paletę obszarów kooperacji obustronnej na wszelkie możliwe dziedziny. I po trzecie, nowym elementem był kontekst europejski. Oba kraje zadeklarowały wspólną odpowiedzialność za Europę. Stabilność, kooperacja i odpowiedzialność za Europą to były trzy główne przesłania Traktatu.

PAP: Czy Traktat bardziej zajmował się przeszłością, czy raczej dotyczył przyszłości?

Lang: Ten dokument odnosił się zarówno do przeszłości, jak i do przyszłości. Traktat musiał z jednej strony zająć się niektórymi kwestiami z przeszłości. Ale nie był zdeterminowany przeszłością. Nie zapominajmy, że Traktat o dobrym sąsiedztwie nie mógłby powstać w tej postaci, gdyby nie istniał Traktat graniczny (z listopada 1990 roku), który był warunkiem koniecznym, ażeby skierować stosunki bilateralne ku przyszłości.

PAP: Czego udało się Polsce i Niemcom dokonać w minionym ćwierćwieczu?

Lang: Imponujące są osiągnięcia gospodarcze; chociaż nie jest to wyłącznie zasługa Traktatu, jednak to on był tym pierwszym impulsem. Oczywiście stowarzyszenie Polski ze wspólnotami europejskimi, wejście do UE, wspólny unijny rynek odegrały tutaj też ważną rolę.

Do sukcesów należy też współpraca regionalna i przygraniczna. Ten teren nie jest łatwy ze względu na złą sytuację demograficzną, barierę językową, słabe zaludnienie, różnice w zamożności. Biorąc to wszystko pod uwagę uważam, że szklanka jest raczej do połowy pełna, niż w połowie pusta.

Ogromne znaczenie mają te kontakty międzyludzkie, Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży - Jugendwerk robi wspaniałą robotę. I przede wszystkim: istnieje tkanka powiązań między ludźmi, które powstały oddolnie, nie jako produkt instytucji.

Należy też wymienić niemieckie poparcie dla przystąpienia Polski do UE, choć nastąpiłoby to zapewne także bez Traktatu. Rozszerzenie UE było po prostu zgodne z niemieckim interesem.

PAP: A gdzie ponieśliśmy porażki?

Lang: Nie mówiłbym o porażkach, lecz raczej o nie w pełni wykorzystanych szansach i o sprawach spornych. Przykładem jest spór o Polonię w Niemczech.

Podejście władz do minority communities jest ważnym miernikiem politycznej kultury danego kraju i stanu dwustronnych stosunków. Istnieje jednak ryzyko, że temat mniejszości, jeżeli zdominuje agendę rozmów między krajami, spowoduje prowincjonalizację dyskusji. Musimy uważać w relacjach niemiecko-polskich, żeby nie doszło to takiej sytuacji.

Faktem jest formalna asymetria w traktowaniu mniejszości niemieckiej w Polsce i osób o polskich korzeniach w Niemczech. Jednak w praktyce strona niemiecka zobowiązała się do takiego samego traktowania Polonii, (jak traktowani są Niemcy w Polsce). Poza tym luźna definicja (Polonii) w Traktacie umożliwia objęcie pomocą szerszej rzeszy Polaków w Niemczech, a nie tylko jednej konkretnej wąskiej grupy.

PAP: Czy istnieją szanse na przyznanie Polonii statusu mniejszości?

Lang: Uważam to za wysoce nieprawdopodobne. To jest temat, który wykracza daleko poza sprawę Polonii. Chodzi o status grup narodowych w RFN, to dużo szersza dyskusja mająca implikacje dla integracji. W obecnej chwili jest to jeszcze trudniejszy temat niż pięć lat temu.

Asymetria nie musi być zła, choć doskonale nadaje się do politycznych polemik. Polska wspólnota w Niemczech jest bardzo heterogeniczna i przyjęte w Traktacie rozwiązanie dobrze odzwierciedla tę różnorodność.

PAP: Czy podejście rządu PiS do Traktatu różni się od podejścia poprzednich rządów?

Lang: Stosunek do Traktatu jest tylko jednym z elementów składających się na politykę nowego obozu rządowego wobec Niemiec. Jest kilka punktów spornych, należy do nich status Polonii.

PiS kwestionuje asymetrię widoczną w Traktacie. 25 lat temu zrozumiałe były deklaracje ze strony Niemiec o poparciu dla wejścia Polski do UE czy też o wsparciu polskich reform gospodarczych. PiS, podkreślający podmiotowość Polski, ma problem z tymi fragmentami dokumentu, które odzwierciedlają pewne nierówności.

To prawda, że od podpisania Traktatu wiele się zmieniło, Polska jest od 12 lat w UE. Stąd pojawiające się postulaty rewizji tego dokumentu. Nie wykluczam, że istnieją w PiS grupy, które uważają Traktat za konstrukcję wadliwą, za niedobry kompromis, który miał negatywny wpływ na dalszy rozwój relacji - odpowiednik Okrągłego Stołu w stosunkach polsko-niemieckich. Optymizmem napawa jednak fakt, że zarówno prezydent jak i rząd polski mają rzeczowy stosunek do tego dokumentu.

PAP: Jaką rolę pełni dziś Traktat?

Lang: Traktat jest politycznym punktem odniesienia, nie tylko pretekstem do uroczystych obchodów, ale także okazją do refleksji nad stanem stosunków. Jest też instancją odwoławczą - obie strony powołują się na jego zapisy chcąc zrealizować konkretne cele, jak w przypadku mniejszości.

PAP: Jakie czynniki determinują politykę rządu Polski wobec Niemiec?

Lang: Istnieje silne poczucie zagrożenia, obawa przed nowymi Niemcami, które rzekomo wykorzystują swoją dominującą pozycję w UE do spychania Polski na margines. Polska polityka wobec Niemiec oscyluje między nieufnością i współpracą. PiS nie dowierza Niemcom i zarzuca im, że prowadzą ofensywną politykę forsowania własnych interesów, a równocześnie uznaje, że istnieje wiele obszarów, przede wszystkim w gospodarce, gdzie trzeba nadal współpracować.

PAP: Czy partia rządząca jest monolitem?

Lang: Nie, istnieje na pewno kilka nurtów. Politycy z obozu władzy mający doświadczenie i wiedzę o polityce zagranicznej i europejskiej doceniają powściągliwe stanowisko Niemiec w sporze Komisji Europejskiej z Polską o Trybunał Konstytucyjny. Widzą, że Niemcy działają w tej kwestii ostrożnie. Ale w PiS istnieje też inny nurt, uważający, że to Niemcy na zapleczu pociągają za sznurki w UE.

PAP: A jaką rolę odgrywa prezydent Andrzej Duda? Jego pierwsza wizyta w Berlinie komentowana była bardzo pozytywnie.

Lang: Prezydent zachowuje się powściągliwie, nie dostrzegam żadnych krytycznych wypowiedzi pod adresem Niemiec. Co prawda nie powtarzał zbyt często pozytywnych opinii, których nie szczędził na początku swojej kadencji, lecz nie odpalał też salw krytyki przeciwko Niemcom. Przeciwnie, głowa państwa i jego otoczenie podkreślają znaczenie Niemiec dla Polski. Prezydent może ciągle jeszcze stać się ważnym pomostem w polsko-niemieckich stosunkach.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)