Wcześniej, powołując się na źródła rządowe, gazeta „24 czasa” podała, że w środę Borysow odrzucił - w odróżnieniu od Plewnelijewa - propozycję goszczącego w Sofii rumuńskiego prezydenta Klausa Iohannisa o utworzeniu na Morzu Czarnym wspólnej floty z Rumunią, Turcją i Ukrainą. Jej zadaniem byłoby neutralizowanie zagrożenia ze strony Rosji.

Przed wspólną konferencją w czwartek Borysow kilkakrotnie zabierał publicznie głos, podkreślając, że nie zgadza się z rumuńską propozycją. Jednocześnie przestrzegł ministrów obrony Nikołaja Nenczewa i spraw zagranicznych Danieła Mitowa, że „podejmie wobec nich kroki, gdyby czynili jakieś ruchy za jego plecami”.

Premier zapewnił, że Bułgaria jest lojalnym partnerem w NATO, przyjmuje rocznie do 2 500 amerykańskich żołnierzy w bazie Nowo Seło i dla jej obsługi przygotowała lotnisko Bezmer we wschodniej części kraju. Sofia regularnie udziela zezwoleń na wizyty amerykańskich i innych sojuszniczych okrętów w swoich portach. Nie zgadza się jednak z rumuńską inicjatywą, gdyż może ona stanowić naruszenie konwencji z Montreux - podkreślił.

Konwencja ta, podpisana w 1936 r., potwierdza suwerenność Turcji nad cieśninami czarnomorskimi, ale jednocześnie zobowiązuje ją do przepuszczania przez nie w czasie pokoju okrętów wojennych po uprzednim notyfikowaniu ich przemarszu drogą dyplomatyczną. Okręty państw, które nie leżą nad Morzem Czarnym, mogą na nim przebywać maksymalnie 21 dni.

Reklama

Prezydent Plewnelijew, który dzień wcześniej nie odrzucił rumuńskiej inicjatywy, przedstawionej przez prezydenta Iohannisa podczas wizyty w Sofii, również zadeklarował, choć nie tak kategorycznie, że nie zgadza się z propozycją Bukaresztu. Analogiczne było stanowisko obecnego na konferencji ministra Nenczewa.

„Są obecnie kraje jastrzębie, to ich sprawa. (…) My jesteśmy krajem pokojowym. Chcemy inwestycji, rozwoju turystyki, jachtów z turystami, a nie okrętów na Morzu Czarnym” – podkreślił Borysow. Dodał, że Bułgaria w obecnej sytuacji potrafi sama zabezpieczyć swoje granice morskie i nie potrzebuje pomocy. „Natowskie okręty na razie nie są potrzebne” – mówił.

Jednocześnie zarówno premier, jak i prezydent odmówili ustosunkowania się do doniesień krajowych mediów z czwartku rano, że po odrzuceniu przez Sofię rumuńskiej propozycji Turcja jednostronnie zerwała porozumienie o readmisji uchodźców.

Chodzi o podpisane na początku maja porozumienie dwustronne będące wynikiem marcowego porozumienia między Turcją i UE w sprawie uchodźców. Przewiduje ono przyjęcie nielegalnych migrantów, którzy przedostali się przez lądową granicę obu państw. Bułgaria jest jedynym dotychczas krajem, który taki dokument podpisał. Według mediów Turcja zawiadomiła o zerwaniu porozumienia przez przedstawiciela swoich władz granicznych na przejściu Kapikule-Kapitan Andreewo.

Wcześniej w czwartek premier oznajmił, że nie wpłynęło pisemne zawiadomienie strony tureckiej do MSZ i MSW. Dodał jednak, że „Turcja i tak nie przestrzegała” porozumienia. W ostatnich dniach Ankara odmówiła przyjęcia wszystkich 200 migrantów, którzy przedostali się nielegalnie i których Bułgaria próbowała odesłać z powrotem - dodał Borysow.

Nielegalnych migrantów na razie z powrotem przyjmuje Grecja.

Pogorszenie się stosunków z Turcją, która dotychczas unikała kierowania migrantów w stronę Bułgarii, może okazać się bardzo groźne dla kraju. W ostatnich dniach według danych policji granicznej strumień nielegalnych migrantów nasila się zarówno z Turcji, jak i z Grecji.

>>> Czytaj też: Bułgaria ma zapłacić Rosji 550 mln euro za zerwanie umowy ws. elektrowni atomowej