Premier Hiszpanii Mariano Rajoy wyraził w czwartek nadzieję, że Wielka Brytania pozostanie w Unii Europejskiej, ale zaprotestował przeciwko wizycie na Gibraltarze brytyjskiego premiera Davida Camerona, który przyleci tam w ramach kampanii przeciw Brexitowi.

Cameron jest po południu spodziewany w tej niewielkiej brytyjskiej enklawie, do której Hiszpania od lat rości sobie prawa. Jest ona strategicznie położona między Europą a Afryką, przy wejściu do Morza Śródziemnego.

Ma to być pierwsza od 1968 roku wizyta szefa brytyjskiego rządu na Gibraltarze. Cameron ma tam przekonywać 33 tys. brytyjskich obywateli do głosowania w referendum 23 czerwca za pozostaniem w Unii Europejskiej. Argumentem jest to, że w przypadku Brexitu Gibraltar przestałby być częścią UE, a zatem jego mieszkańcom trudniej byłoby jeździć do Hiszpanii; zostaliby też odcięci od wspólnego unijnego rynku.

"Rządowi nie podoba się to, że pan Cameron udaje się na Gibraltar - powiedział rano pełniący obowiązki szefa rządu Rajoy w wywiadzie radiowym. - Kampania (na temat Brexitu) powinna się toczyć w Wielkiej Brytanii, a nie na Gibraltarze".

"Hiszpania zawsze uważała, że Gibraltar stanowi część naszego terytorium. Dla Hiszpanii Gibraltar wciąż będzie hiszpański, niezależnie, czy nastąpi Brexit czy też nie" - podkreślił premier.

Reklama

AFP pisze, że zdecydowana większość mieszkańców Gibraltaru, który obecnie utrzymuje się głównie z turystyki, jest przeciwna wyjściu z UE, choć jednocześnie pragną oni pozostać obywatelami brytyjskimi.

Gibraltar stał się brytyjską kolonią na mocy traktatu z Utrechtu z 1713 roku, po jego zajęciu przez wojska angielskie w toku tzw. wojny o sukcesję hiszpańską.

Dwa sondaże opublikowane w czwartek, tydzień przed referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, wskazują na zwycięstwo zwolenników Brexitu.

>>> Czytaj też: Brexit zaszkodzi UE, ale prawdziwym szokiem będzie dla niej "Bremain"