Podobnie jak w latach 30. wzrost jest obecnie spowalniany przez firmy unikające inwestycji, spadające prognozy inflacyjne oraz rządy unikające stymulowania fiskalnego.

Dzisiejszy gospodarczy marazm jest pochodną globalnego kryzysu gospodarczego, który nakręcił spiralę długu, zwiększył presję na jego zmniejszenie oraz zaostrzył presję deflacyjną. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia na początku trzeciej dekady poprzedniego stulecia – wynika z analizy ekonomistów banku Morgan Stanley.

- Uważamy, że dzisiejsze otoczenie makroekonomiczne wykazuje wiele podobieństw do sytuacji z lat 30., a historyczne doświadczenia są istotne szczególnie obecnie. Podobieństwo pomiędzy cyklami gospodarczymi z obu okresów polega na tym, że w obu przypadkach szok finansowy i relatywnie wysoki poziom zadłużenia wynika z zachowawczego nastawienia sektora prywatnego, który stara się poprawić własne bilanse – czytamy w raporcie.

Tak jak w przeszłości efektem tego może być przedłużenie globalnej zapaści gospodarczej i nasilenia się deflacyjnych nastrojów. Istnieje ryzyko, że banki centralne zbyt szybko zaczną podnosić stopy procentowe, a rządy ograniczać wydatki publiczne, wywołując jeszcze głębsze spowolnienie.

Reklama

- Przedwczesne i zbyt silne zacieśnianie polityki w USA w latach 1936-37 doprowadziło do rozrośnięcia się szarej strefy oraz ponownej depresji i deflacji w roku 1938. Z podobną sytuacją mamy do czynienia dzisiaj, gdy odbicie gospodarki wywołuje zacieśnienie polityki fiskalnej rządów, które w poprzednich dekadach powodowało spowolnienie – napisali autorzy dokumentu.

Bank Światowy obniżył właśnie prognozę gospodarczego wzrostu w 2016 roku z 2,9 do 2,4 proc. Niekorzystne prognozy zaostrzyły dyskusje na temat tego, jaką politykę powinny prowadzić banki centralne. Jednym z rozwiązań jest podniesienie stóp procentowych. Na taki ruch zdecydował się po długiej przerwie pod koniec zeszłego roku Fed, co wywołało zmasowaną krytykę pod jego adresem. Przeciwnicy tego rozwiązania twierdzili, że na taką decyzję jest zbyt wcześnie, bowiem prognozy inflacyjne są umiarkowane.

W tym samym czasie ministrowie finansów najważniejszych gospodarek świata obiecywali, że postarają się zrobić więcej, by zwiększyć popyt. Skutki ich działań są jednak nikłe. Według Morgana Stanleya rządy muszą zintensyfikować swoje działania.

>>> Czytaj też: Liberalizm umarł. W MFW doszło do nieodwracalnej zmiany