Na razie nie ma się czego obawiać. Nie grozi nam rychły „Italexit”. Włoskie referendum dotyczy zupełnie innej kwestii. Przedmiotem zaplanowanego na październik głosowania jest część planu premiera Matteo Renziego na zreformowanie całego politycznego systemu Włoch. Jednak kandydaci z drugiej największej włoskiej partii – eurosceptycznego Ruchu Pięciu Gwiazd, wygrali ostatnio wybory na burmistrza Rzymu i Turynu. Popularność ugrupowania coraz wyraźniej rośnie, a to zwiększa prawdopodobieństwo zorganizowania w przyszłości referendum w brytyjskim stylu.

Październikowe głosowanie we Włoszech może nie wydawać się wielką sprawą. Ale jest. Przed nowelizacją konstytucji wyższa i niższa izba parlamentu miały taką samą siłę. Właśnie dlatego we Włoszech od dekad panowała polityka „drzwi obrotowych”. Od czasu II wojny światowej rządy zmieniały się aż 63-krotnie. Polityczna niestabilność sprzyjała rozrostowi biurokracji i politycznej korupcji. Plan Renziego ma ograniczyć rolę i rozmiar Senatu, co utrudni blokowanie decyzji rządu i ułatwi uchwalanie nowego prawa.

>>> Czytaj też: Rzym coraz bliżej Moskwy. Firmy z Rosji i Włoch podpisały kontrakty na ponad miliard euro

Bez zmian instytucjonalnych Włochy nie będą w stanie utrzymać stabilnego rządu i wcielić w życie koniecznych reform gospodarczych, które otworzą drogę do mocniejszego wzrostu PKB i większego zatrudnienia. Choć włoska gospodarka powoli rośnie, wciąż jest mniejsza niż przed kryzysem z 2008 roku. Stopa bezrobocia sięgała tu w ubiegłym roku 12 proc.

Reklama

W przeciwieństwie do premiera Renziego, Ruch Pięciu Gwiazd nie ma spójnej wizji polityki gospodarczej. Skupia się głównie na obwinianiu Unii Europejskiej i procesów globalizacji o ekonomiczne problemy Włoch, choć obiecał też walkę z korupcją i biurokracją.

Niezależnie od tego, jak potoczy się czwartkowe referendum ws. Brexitu, do października Renzi powinien wyciągnąć dwie lekcje z brytyjskiej kampanii. Po pierwsze, sianie paniki nie jest konstruktywnym rozwiązaniem i często przynosi odwrotny skutek. Po drugie, wyborcy chcą mieć przedstawiony jasny plan działania.

Pod tym względem trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do Renziego. Jego plan ograniczenia roli Senatu to tylko część ambitnego programu instytucjonalnych reform, który zapowiedział po przejęciu władzy w 2014 roku. Nie wiadomo, czy reformy te okażą się skuteczne. Poprzednie próby naprawienia systemu politycznego zakończyły się klapą. Renzi zasługuje jednak na kredyt zaufania.

>>> Czytaj też: Trzecia największa gospodarka UE na kolanach. Czy Włochy odbiją od dna?