W interesie UE i Brytyjczyków jest zmniejszenie niepewności po Brexicie i wyjaśnienie, czego Unia oczekuje od Wlk. Brytanii, na co strony mogą liczyć i jak przyszły rząd w Londynie wyobraża sobie życie poza Unią - powiedział w piątek Jan Truszczyński, b. główny negocjator wejścia Polski do UE.

Według niego o tym, co stanie się w poszczególnych krajach i co nada dynamikę kolejnym wydarzeniom, zadecydują najbliższe dni i tygodnie. "Nikt z nas nie wie przecież, czy ten pierwszy szok gospodarczy, który przeżywa dzisiaj Europa, a przede wszystkim Wielka Brytania, utrzyma się długo i jakie będą jego średnioterminowe konsekwencje. To dopiero się okaże" - wskazał dyplomata.

Wyraził nadzieję, że w Unii Europejskiej po Brexicie nie nastąpi "efekt domina" i w ślady Brytyjczyków nie pójdą następne kraje członkowskie. Jednak jego zdaniem dalsze umocnienie się partii populistycznych i antyeuropejskich w państwach UE jest w interesie Rosji.

"Nikt z nas nie wie, czy pierwsze sygnały zadowolenia, płynące od populistów francuskich czy niderlandzkich są czymś, co zwielokrotni siłę, zyska nowe możliwości działania i spowoduje ruch na rzecz dalszej dezintegracji Europy" - zauważył Truszczyński.

"Wydaje mi się, że w interesie Rosji jest dalsze umocnienie się partii populistycznych i antyeuropejskich, zwłaszcza w dużych państwach członkowskich Unii, które w jakimś stopniu są na pewno finansowane w rozmaitej formie przez Moskwę: Front Narodowy (FN) we Francji, Alternatywa dla Niemiec (AfD) w Niemczech, Ruch Pięciu Gwiazd (M5S) we Włoszech, itd. A przecież patrzmy jeszcze i na Holandię, i na Danię, i na Szwecję" - wyliczał.

Reklama

Według niego należy żałować, że Wielka Brytania postanowiła wyjść z Unii Europejskiej. "Powinniśmy to przyjąć do wiadomości. A przyjmując do wiadomości powinniśmy oczekiwać, że możliwie szybko podejmie ona negocjacje w sprawie warunków rozwodu" - zauważył.

"Sprawy są piekielnie trudne. Rozwód, tam gdzie trudno jest się dogadać, co do podziału majątku i do stopnia, w jakim się sprawuje opiekę nad dziećmi jest dostatecznie trudny, bolesny i długotrwały. A co dopiero w przypadku takiego związku, jak między Wielką Brytanią a kontynentem europejskim!" - zwrócił uwagę.

Zdaniem dyplomaty proces wyjścia Wlk. Brytanii można poprowadzić tak, że zakończy się w dwa lata, choć jest duże ryzyko, że potrwa dłużej i przez cały ten okres będzie mu towarzyszyć duża niepewność.

"Nie ma co minimalizować skutków, skutki będą duże i bolesne. Natomiast to: czy, kiedy i w jakim stopniu uda się ten ból ograniczyć im i nam, pozostającym w Unii, pozostaje pytaniem bez odpowiedzi" - mówił b. negocjator.

Wskazał, że im bardziej Wielka Brytania będzie związana z obszarem unijnego jednolitego rynku, tym wyższe powinny być wymagania UE, żeby w pełni otwarty pozostawał brytyjski rynek pracy i by utrzymana została swoboda poruszania i osiedlania się obywateli.

Ocenił, że nie wiadomo, czy zjawiska ekonomiczne, które się już zaczęły, poprowadzą gospodarkę brytyjską ku stagnacji, a może nawet recesji. "Innymi słowy: oni oczekiwali w tym i przyszłym roku tempa wzrostu gospodarczego na poziomie ok. 2 proc., (...) a może się to przekształcić w trend ujemny" - podkreślił.

>>> Czytaj też: Belfast domaga się referendum ws. odłączenia od Wielkiej Brytanii i zjednoczenia z Irlandią