Wszyscy eksperci prawa europejskiego, z którymi rozmawiała PAP, przyznają, że rozpoczęta czwartkowym referendum procedura wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii będzie długa i skomplikowana.

Zwracają uwagę, że będzie musiał być użyty art. 50 Traktatu Lizbońskiego, regulujący właśnie kwestię wystąpienia z Unii Europejskiej.

"Sam negatywny wynik referendum nie jest równoznaczny z wyjściem. Teraz będziemy musieli poczekać na formalny akt rządu brytyjskiego, który poinformuje instytucje Unii Europejskiej o chęci wystąpienia z UE" - mówi dr Adam Jaskulski z UAM w Poznaniu.

Taki wniosek, dodaje, jest potem przekazywany do Rady Europejskiej i Rada, bez udziału państwa członkowskiego, decyduje o warunkach negocjowania umowy wystąpieniowej - dodaje ekspert.

Reklama

Zwraca uwagę, że jeżeli w ciągu dwóch lat nie dojdzie do porozumienia w sprawie warunków wystąpienia, władze brytyjskie mogą stwierdzić, że chcą wyjść z UE bez tych umów - po dwóch latach będzie to możliwe. "Wtedy wszystko trzeba będzie negocjować post factum" - stwierdza. "Istota tego przepisu jest taka, by jednak przez te dwa lata wynegocjować pakiet umów" - dodaje.

W ramach tych negocjacji, przyznaje ekspert, będzie musiała być uregulowana m.in. kwestia strefy wolnego handlu, czyli unii celnej. "Jest pytanie, czy będzie to dotyczyć tylko towarów przemysłowych, czy także towarów rolnych, czyli wspólnej polityki rolnej" - zaznacza.

Kolejnym polem do negocjacji będzie kwestia zasad pobytu obywateli państw członkowskich UE na terytorium Wielkiej Brytanii oraz pobytu obywateli Brytyjskich na terytorium Unii. "Trzeba pamiętać, że na dzień dzisiejszy ok. 2 milionów obywateli Wielkiej Brytanii przebywa w państwach UE" - przypomina Jaskulski.

Do uregulowania, dodaje, będą także takie dziedziny jak przepływ pracowników, przepływ kapitału i płatności oraz przepływu usług.

Jaskulski przyznaje, że można domniemywać, iż w zawieranych umowach zostaną zastosowane wzorce umów ze Szwajcarią albo krajami Europejskiego Obszaru Gospodarczego (Norwegia, Liechtenstein, Islandia).

"Może być tak, że Wielka Brytania wystąpi z wnioskiem o członkostwo w EFCIE (EFTA - Europejskie Stowarzyszenie Wolnego Handlu, skupiające Norwegię, Islandię, Lichtenstein i Szwajcarię - pierwsze trzy kraje razem z UE tworzą Europejski Obszar Gospodarczy - PAP) i w tym momencie stanie się stroną Europejskiego Obszaru Gospodarczego, czyli struktury powiązanej z UE" - ocenia. "To może być status pośredni między tym co ma Szwajcaria, a tym, co ma Norwegia" - dodaje ekspert.

W opinii Jaskulskiego negocjacje te prowadzić będzie zapewne nowy premier Wielkiej Brytanii, zapewne bardziej eurosceptyczny niż Cameron.

"W sensie formalno-prawnym jest bardzo prosto uznać, że Wielka Brytania nie jest członkiem UE, można to zrobić z dnia na dzień" - komentuje. "Problemem jest wynegocjowanie warunków wystąpienia, czyli warunków, w których współpraca będzie się odbywała po formalnym wystąpieniu" - dodaje.

Prof. Robert Alberski z Uniwersytetu Wrocławskiego zwraca uwagę, że art. 50 pojawił się dopiero w obowiązującym od 2009 roku Traktacie Lizbońskim i nigdy z niego nie korzystano, więc jego wykorzystanie to "będzie wyzwanie czysto formalne".

"Sytuacja wygląda w ten sposób, że wszystko wymaga wynegocjowania od początku. W sensie formalnym to wyjście dokona się za jakiś czas, teraz czeka nas czas negocjacji między Unią, a nowym rządem brytyjskim. Tak jak się negocjuje warunki wejścia, tak będzie się negocjować warunki wyjścia" - mówi.

"Dopóki ten proces się nie zakończy, w sensie formalnym nic się nie zmienia. Wielka Brytania jest nadal członkiem UE" - dodaje.

Uważa też, że "tak naprawdę przed nami w tej chwili bardzo długa droga i to droga, w ramach której procedura nie jest całkiem jasna".

Zdaniem eksperta szczególnie drażliwa w tych negocjacjach może być sfera uprawnień socjalnych, tych osób, które są obywatelami UE, a przebywają w Wielkiej Brytanii. "Tu będzie kwestia bardzo trudna do wynegocjowania, bo rząd brytyjski będzie raczej odchodził od tych reguł, które w tej chwili obowiązują" - komentuje Alberski.

Jego zdaniem nie można wykluczyć, że status jednych obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii będzie inny, niż obywateli innego państwa.

"Nie będzie obowiązków utrzymywania przez Wielką Brytanię stosunków na zasadach Unia - Wielka Brytania. Będą stosunki polsko-brytyjskie, hiszpańsko-brytyjskie i tak dalej" - uważa ekspert. "Dlatego tu jest pewne zadanie dla rządu polskiego, by upominał się o interesy Polaków" - dodaje.

Prof. Tomasz Kubin z Uniwersytetu Śląskiego podkreśla natomiast, że w myśl art. 50 są co prawda dwa lata na negocjacje od złożenia wniosku o wystąpienie z UE, ale jest też możliwość przedłużenia tego okresu (choć wymaga to jednomyślnej zgody reszty członków UE - PAP).

"To przedłużenie ma taki sens, że gdyby obie strony po dwóch latach były blisko zakończenia negocjacji, to żeby nie trzeba było ich zaprzepaszczać" - mówi. "Natomiast te dwa lata są po to, by żadna ze stron nie przeciągała negocjacji w nieskończoność" - dodaje.

Ekspert przyznaje, że cała sytuacja związana z "Brexitem" rodzi wiele problemów i dla Unii, i dla Wielkiej Brytanii. "Przez najbliższe dwa lata Unia będzie zajmować się problemami, wykreowanymi przez wyjście Wielkiej Brytanii, zamiast zajmować się innymi sprawami, np. kryzysem uchodźczym" - mówi.

Poza tym, jego zdaniem, wyjście Wielkiej Brytanii osłabi gospodarczo UE i spowoduje osłabienie takich krajów jak choćby Polska, które są poza głównym nurtem integracji. Sama Wielka Brytania nie przetrwa zaś w całości, bo Szkoci, którzy zagłosowali za pozostaniem, zapewne ogłoszą secesję.

"Punktem wyjścia dla nowych relacji Wielkiej Brytanii z UE mogą być umowy, jakie Unia ma z Norwegią czy ze Szwajcarią. Te państwa korzystają ze swobodnego przepływu towarów czy osób, płacą nawet, w przypadku Norwegii, składki do budżetu UE i przestrzegają części regulacji unijnych, choć nie mają wpływu na decyzje" - mówi Kubin.

Przyznaje zarazem, że "z Wielką Brytanią problem będzie trochę większy, bo nie po to wychodziła, aby dopasowywać się do przepisów unijnych".

Na pewno inaczej we wzajemnych relacjach uregulowana będzie, dodaje ekspert, kwestia przepływu siły roboczej, bo "napływ siły roboczej na wyspy był jedną z przyczyn takiego a nie innego wyniku referendum".

Kubin przyznaje zarazem, że ograniczenie napływu siły roboczej do Wielkiej Brytanii to też nie jest idealne rozwiązanie. Dobre dla pracowników, bo otrzymają wyższe pensje, ale gorsze dla pracodawców, bo będą mieli większe koszty. A to z kolei może obniżyć konkurencyjność brytyjskiej gospodarki - ocenia.

Na mocy artykułu 50 Traktatu Lizbońskiego negocjacje z Wielką Brytanią w imieniu Unii prowadziłaby Komisja Europejska. W tym czasie Wielka Brytania pozostanie pełnoprawnym członkiem UE. Nie będzie jedynie uczestniczyć w obradach i decyzjach, które będą dotyczyć negocjowania rozwodu. Traktat o wyjściu w imieniu Unii zawierałaby Rada UE (ministrowie krajów Unii) większością kwalifikowaną i za zgodą Parlamentu Europejskiego. (PAP)