USA zaproponowały Rosji dzielenie się informacjami wywiadowczymi, by lepiej namierzała ona terrorystów w Syrii. Moskwa musi jednak przestać bombardować cywilów i rebeliantów, którzy podpisali się pod zawieszeniem broni - pisze w piątek "Washington Post".

Według amerykańskiej gazety kolejnym warunkiem przekazywania przez Stany Zjednoczone danych na temat terrorystów jest wykorzystanie przez Rosję swych wpływów i zmuszenie prezydenta Syrii Baszara el-Asada do zakończenia ataków z powietrza na opozycyjnych bojowników i cywilów.

Propozycję, którą anonimowy przedstawiciel władz USA nazwał "zwiększoną wymianą informacji", administracja prezydenta Baracka Obamy złożyła na początku tego tygodnia. Oferta nie dotyczy wspólnego planowania wojskowego, namierzania celów czy koordynowania ataków powietrznych i innych operacji w Syrii. Mimo to stanowiłaby ona rozszerzenie współpracy ponad prowadzone od ubiegłego roku rozmowy między wojskami USA i Rosji, co ma na celu uniknięcie incydentów z udziałem samolotów obu krajów w coraz bardziej zatłoczonej syryjskiej przestrzeni powietrznej.

Minister obrony USA Ash Carter, który według "WP" był przeciwnikiem szerszej współpracy, w czwartek zapewnił, że jeśli Rosja "zrobi w Syrii, to co należy", to USA są gotowe z nią współpracować. "Rosjanie źle zaczęli w Syrii" - ocenił Carter. Deklarowanym celem rozpoczętych jesienią 2015 roku rosyjskich nalotów było "zwalczanie Państwa Islamskiego (IS) (...) i pomoc w transformacji politycznej w Syrii w kierunku postasadowskiego rządu", ale Rosjanie "nie zrobili żadnej z tych rzeczy" - oświadczył.

Wysocy rangą przedstawiciele administracji USA odmówili szczegółowego przedstawiania najnowszej propozycji, tłumacząc, że upublicznianie treści rozmów dyplomatycznych podważałoby ich ewentualny sukces.

Reklama

Rosja i USA wynegocjowały zimą częściowe zawieszenie broni w Syrii, którego stroną nie są ani bojownicy IS, ani dżihadyści z Frontu al-Nusra. Administracja Obamy oskarża Rosję i syryjskie siły rządowe o łamanie rozejmu oraz kontynuowanie nalotów i innych ataków na sprzeciwiającą się Asadowi opozycję i na cywilów, pod przykrywką atakowania grup terrorystycznych. Rosja broni swoich działań oraz operacji sił reżimu syryjskiego, utrzymując, że wspierani przez USA opozycyjni bojownicy przeplatają się z siłami Frontu al-Nusra. Według Moskwy dotyczy to zwłaszcza okolic miasta Aleppo na północnym zachodzie Syrii.

Na początku maja, gdy rozmowy pokojowe zmierzały w stronę impasu, sekretarz stanu USA John Kerry i szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow uzgodnili, że wyślą wysokich rangą wojskowych, by "zasiedli przy tym samym stole" w Genewie, gdzie utworzyli centrum monitorowania przestrzegania rozejmu. Kilka tygodni później, jak pisze "WP", Rosja, która od dawna domagała się większej koordynacji z Zachodem, zaproponowała wspólne naloty na Front al-Nusra wraz z dowodzoną przez USA koalicją, która bombarduje IS w Syrii.

Przedstawiciele władz USA zlekceważyli tę ofertę, ale i tak zaniepokoiła ona wspierane przez Stany Zjednoczone ugrupowania syryjskiej opozycji. Kerry i inni przedstawiciele władz amerykańskich pozostali w bliskim kontakcie ze swymi rosyjskimi odpowiednikami, wypróbowując różne możliwe inicjatywy, by przywrócić obowiązywanie rozejmu, w tym nową ofertę dotyczącą zwiększonego dzielenia się informacjami w sprawie pozycji terrorystów - czytamy w "Washington Post".