Marek Filipiak to 32-letni menedżer łańcucha dostaw w Royal Mail. Trzynaście lat temu przeprowadził się z Polski do Londynu, by studiować i korzystać z rozwijającego się brytyjskiego rynku pracy. Teraz, po ogłoszeniu wyników referendum w sprawie Brexitu, Polak myśli nad powrotem do ojczyzny. Nie chodzi tylko o niepewność związaną z możliwą zmianą regulacji prawnych dotyczących unijnych pracowników w Wielkiej Brytanii, czy też o coraz częściej pojawiające się po referendum ksenofobiczne incydenty uderzające w Polaków. Najważniejszym czynnikiem skłaniającym do powrotu do Polski jest osłabienie funta. Brytyjska waluta straciła 8,2 proc. wobec polskiego złotego. Filipiak ma teraz coraz większe problemy ze spłatą kredytu hipotecznego zaciągniętego na mieszkanie w Polsce.

“To katastrofa. Jeśli funt dramatycznie się osłabi, być może będę musiał wcześniej wrócić do domu i szukać szczęścia w Polsce” – mówi Filipiak.

Poprzez spowolnienie gospodarcze i ograniczenie dostępu do unijnych pracowników, Brexit może zahamować brytyjską machinę tworzącą miejsca pracy. To właśnie dobrze prosperujący rynek pracy przyciągnął tu 3,2 mln obywateli innych państw UE, w tym 800 tys. Polaków. Imigranci zaczęli masowo przyjeżdżać na Wyspy po 2004 roku, kiedy Polska i siedem innych wschodnioeuropejskich państw wstąpiły do Wspólnoty.

Niepokój związany z imigracją był jednym z głównych motorów Brexitu. Pretendenci do zastąpienia premiera Davida Camerona z ramienia Partii Konserwatywnej nawołują do ograniczenia migracji netto z rekordowego poziomu 330 tys. osób w 2015 roku. Negocjacje Torysów trwają, tymczasem brytyjscy pracodawcy, którzy są uzależnieni od pracowników z zagranicy, zapewniają imigrantów, że są tu potrzebni i nikt nie chce, by wracali do kraju.

Reklama

>>> Czytaj też: Martin Wolf: Jak Europa powinna odpowiedzieć na Brexit

Biznes pisze list otwarty

Pięć największych organizacji biznesowych w Wielkiej Brytanii, w tym Konfederacja Przemysłu Brytyjskiego i Brytyjska Izba Handlowa, opublikowały we wtorek list otwarty wzywający rząd do potwierdzenia długoterminowych praw imigrantów z UE pracujących na Wyspach. Apel ten powtórzyło 80 członków Parlamentu.

“Ich umiejętności są niezbędne do tego, by nasz biznes osiągał sukcesy – teraz i w przyszłości” – napisano w liście. Stopa bezrobocia w Wielkiej Brytanii wynosi dziś 5 proc. To najniższy poziom od 11 lat. Brytyjscy pracodawcy podkreślają, że potrzebują dostępu do rzeszy unijnej siły roboczej.

Przykładem jest założona przez Marka Gortona firma drobiarska Traditional Norfolk Poultry, która sprzedaje drób o wartości 30 mln funtów rocznie. Ponad 60 proc. z 250 zatrudnionych pracowników to przybysze z Europy Wschodniej. Jak podkreśla Gorton, wykonują oni prace, których wielu Brytyjczyków nie chce się podejmować: karmią drób, kontrolują i pakują mięso. Na skutek referendum, pracownicy ci nie wiedzą teraz, na czym stoją.

“Mam ludzi, którzy pracowali tu od lat, którzy są lojalni i są niemal częścią rodziny. Teraz zaczepiają mnie w zakładzie i pytają: ‘Mark, co mamy robić?’ Odpowiadam: ‘Trzymajcie się, nie wyjeżdżajcie, damy radę.’”. – mówi Gorton.

To właśnie ci nisko wykwalifikowani pracownicy z UE mogą ucierpieć w wyniku najmocniejszych restrykcji. Jeśli Wieka Brytania po wyjściu z UE będzie ich traktować tak samo, jak teraz imigrantów spoza państw UE, tylko niewielu z nich będzie mogło otrzymać wizę pracowniczą – uważa Carlos Vargas-Silva, starczy analityk z Obserwatorium Migracji Uniwersytetu w Oksfordzie.

W przypadku obywateli państw spoza wspólnoty, otrzymanie wizy pracowniczej jest możliwe tylko w przypadku, gdy pracują oni w branżach zmagających się z niedoborem siły roboczej, są wykwalifikowani i płacą 20,8 tys. funtów rocznie. W przyszłym roku kwota ta wzrosnąć ma do 30 tys. funtów. Jednak nawet mimo tak restrykcyjnych ograniczeń, minister spraw wewnętrznych Theresie May, jednej z czołowych kandydatów do zastąpienia premiera Camerona, nie udało się zmniejszyć liczby migrantów spoza UE napływających na Wyspy. Migracja netto z krajów poza wspólnotą była w Wielkiej Brytanii w 2015 roku o 188 tys. osób wyższa niż w przypadku migracji w obrębie UE.

>>> Czytaj też: UE to nie ZSRR, ale atmosfera po referendum ws. Brexitu przypomina czasy rozpadu Związku Radzieckiego

Spowalniająca gospodarka

Jeśli restrykcyjne kryteria wizowe bazujące na poziomie kwalifikacji zostaną zastosowane także dla obywateli państw unijnych, branżami, które ucierpią najmocniej będą rolnictwo, gastronomia, hotelarstwo i przemysł rybny – uważa Vargas-Silva.

Niektórzy politycy ostrzegają przez gwałtownym napływem liczby migrantów, którzy mogą starać się dostać do Wielkiej Brytanii zanim zmienią się zasady dotyczące polityki migracyjnej. Potem liczba imigrantów będzie spadać. Wszystko przez zmianę prawa, osłabiającego się funta, hamujące inwestycje i mniejszą liczbę nowych miejsc pracy.

„Migracja zawsze była uzależniona od kondycji brytyjskiej gospodarki. Nawet jeśli przepisy prawne się nie zmienią, ale gospodarka się osłabi, wpłynie to na trendy migracyjne” – mówi Vargas-Silva.

Przed referendum brytyjscy pracodawcy oferowali więcej stałych umów o pracę, mając na uwadze coraz bardziej napiętą sytuację na rynku pracy. Od czasu głosowania stali się znacznie bardziej ostrożni, znów przerzucają się na tymczasowe kontrakty – mówi James Hick, dyrektor zarządzający w agencji rekrutacyjnej Manpower.

Niepewność wokół losu unijnych pracowników w Wielkiej Brytanii sprawiła, że coraz więcej wschodnio-europejskich rządów stara się zachęcić swoich obywateli do powrotu do kraju. Wicepremier Polski Mateusz Morawiecki zapowiedział w zeszłym tygodniu, że władze rozważają wprowadzenie ułatwień dla Polaków wracających z emigracji, w tym uproszczenie zasad prowadzenia małych firm.

„Byłbym szczęśliwy, gdyby liczba Polaków wracających z Wielkiej Brytanii była sześciocyfrowa” – mówił Morawiecki. „Polska będzie tworzyć 200 tys. miejsc pracy rocznie, wierzymy też, że ci, którzy potencjalnie będą wracać do kraju, sami również będą tworzyć miejsca pracy”.

Niesprzyjający klimat

Polski rząd chce przyciągnąć z powrotem nad Wisłę takich imigrantów, jak Jacek Ambrozy. Po przybyciu do Wielkiej Brytanii w 2005 roku założył swój własny biznes - spółkę IBB Polish Building Wholesale, sprzedającą materiały budowlane importowane z Polski. W pobrexitowym świecie Ambrozy będzie musiał stawić czoła dwóm głównym problemom: niepewności wśród polskich pracowników i pogarszającym się kursom wymiany walut, które już teraz kosztują go 2,4 tys. funtów tygodniowo.

„Niesprzyjający klimat z pewnością ograniczy liczbę nowych imigrantów. Niektórzy mogą zdecydować się na powrót do kraju” – mówi Ambrozy.

Przedsiębiorca planuje w przyszłym roku otworzyć magazyn w Polsce i „na wszelki” wypadek rozwijać tu swój biznes. Jeden z jego 12 polskich pracowników w Wielkiej Brytanii już dzień po referendum zwrócił się do niego z prośbą o możliwość wypłaty pensji z góry. „Zapytałem dlaczego. Odpowiedział: ‘Bo teraz wszystko może się zdarzyć”.” – mówi Ambrozy. „Był naprawdę przerażony”.

>>> Czytaj też: Prawie 3/4 Polaków w Wielkiej Brytanii obawia się niechęci Brytyjczyków po Brexicie