"Zakończony w sobotę w Warszawie szczyt NATO i reakcja Rosji na decyzje podjęte przez Sojusz pokazują, że stopień wzajemnej nieufności jest bardzo wysoki, a mechanizmy komunikacji nie są wystarczające, by osiągnąć kompromis w ważnych kwestiach" - ocenił ekonomiczny dziennik "Wiedomosti" w artykule redakcyjnym.

Jak zauważa "Kommiersant", choć w deklaracji końcowej szczytu "zatwierdzono również +gotowość NATO do głębokiego dialogu+, to wiele tez dokumentu będzie przez Rosję odebranych negatywnie".

Oba te dzienniki wybijają opinię Dmitrija Trenina, dyrektora moskiewskiego Centrum Carnegie, wygłoszoną podczas towarzyszącego szczytowi Forum Ekspertów. Trenin, porównując obecną sytuację do czasów zimnej wojny między Zachodem i ZSRR, ocenił, że wówczas istniało w tych relacjach poczucie szacunku. Teraz "nie ma ani zaufania, ani szacunku" - relacjonuje jego słowa "Kommiersant".

Dziennik przytacza również opinię dyrektora Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych Andrieja Kortunowa. "Obecnie można mówić tylko o bardzo wolnym, stopniowym rozwoju współpracy. Najważniejsze jest, by ustabilizować sytuację, odnowić dialog, porozumieć się na temat reguł gry" - powiedział dziennikowi ekspert. Jego zdaniem Rosja i NATO mogłyby współpracować, np. "w jakichś obszarach kryzysu migracyjnego", jednak "stopień wzajemnej nieufności jest na tyle wysoki, że zrobienie tego w praktyce będzie trudne, co nie znaczy, że nie trzeba próbować".

Reklama

"Wiedomosti" w odrębnym artykule zauważają, że "każda ze stron wykonuje swoją robotę" i NATO ma swoje "zadanie - przekonanie krajów członkowskich o efektywności" Sojuszu. Z kolei Rosja, jak mówi dziennikowi analityk wojskowy Aleksandr Golc, ma własny interes w konfrontacji. "W sytuacji konfrontacji z NATO nasz kraj staje się broniącą się twierdzą, a na wojnie działają inne reguły; taka logika jest dla Kremla wygodna" - ocenia ten ekspert.

Dziennik "Moskowskij Komsomolec" zamieścił opinię politologa Aleksieja Makarkina, którego zdaniem wyniki warszawskiego szczytu można nazwać kompromisem. "Rezultatem szczytu jest symboliczna obecność batalionów (w Europie Wschodniej), ich liczebność nie jest wielka, dlatego nie są one realnym zagrożeniem, a sygnałem, że te kraje znajdują się pod ochroną Sojuszu Północnoatlantyckiego" - ocenił ekspert.

Jego zdaniem kompromisową można nazwać również decyzję w sprawie Ukrainy. "Są kraje, które mówią, że Ukrainę trzeba aktywniej przyciągać do NATO, ale są kraje, które w kontekście wojskowym chciałyby o niej zapomnieć. Dlatego dla Ukrainy drzwi nie zamknięto, ale też nie zaczęto ich szerzej otwierać" - powiedział Makarkin.

Według jego słów Rosja i NATO obecnie "testują wzajemnie swoją wytrzymałość". "Takie próby mogą się zakończyć źle, dlatego na Radzie (Rosja-NATO) 13 lipca strony mogą wypracować reguły gry, które zmniejszą ilość działań mogących doprowadzić do kolizji samolotów i okrętów" - wyjaśnia politolog. Ocenił, że Moskwa nie zamierza "iść na konflikt" z NATO.

"Niezawisimaja Gazieta" ocenia rozmieszczenie czterech batalionów w Europie Wschodniej jako "jednoznaczne działania wojskowe". Artykuł o szczycie na pierwszej stronie dziennik opatrzył tytułem, że Rosja znajduje się "na celowniku NATO". Zaś komentator wojskowy wysokonakładowej "Komsomolskiej Prawdy" Wiktor Baraniec nazwał szczyt NATO "mieszanką kłamstwa i demagogii". Oskarżył NATO o "długoterminowe plany" zaostrzenia stosunków z Rosją, bowiem jego zdaniem "nikt nie zwracał uwagi" na apele Moskwy o nierozszerzanie Sojuszu na Wschód.

Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)