„Morze Czarne powinno stać się zdemilitaryzowaną strefą. Niech będą patrole, ale tam powinny rozwijać się biznes i turystyka” – powiedział Borysow w dniu, w którym w Warszawie przyjęto końcowy dokument szczytu natowskiego.

W poniedziałkowym komentarzu analityk Ilian Wasilew, dawny ambasador Bułgarii w Moskwie w latach 90. stwierdził, że „dwugłos na szczytach władzy staje się niebezpieczny”.

„Najbardziej niebezpieczne jest nawet nie to, że premier zgłasza tę propozycję, a fakt, że uczynił to dokładnie w dniu, w którym publikowano końcowy dokument i decyzje zbiorowego organu Sojuszu, którego Bułgaria jest członkiem. Jakby chciał dać do zrozumienia, że w Bułgarii on jest silną figurą, a inne decyzje są umowne. Na szczycie mówiono o połączonym niebezpieczeństwie na wodach północnego Atlantyku, Bałtyku, Morza Czarnego i Morza Śródziemnego, a ktoś żąda, by na jednym odcinku pływały jachty z turystami. Nawet brak profesjonalizmu na swoje granice” – napisał Wasilew na portalu Klub Z.

Obserwatorzy tłumaczą stanowisko Borysowa zbliżaniem się wyborów prezydenckich i możliwością wysunięcia jego kandydatury. Antynatowska i potencjalnie prorosyjska pozycja zapewniłaby Borysowowi głosy części elektoratu lewicy. Obecny prezydent Plewnelijew oświadczył, że nie zamierza walczyć o drugą kadencję. Na razie główna siła w rządzącej koalicji, partia GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) nie wystawiła swojego kandydata, nie ma również kandydatur innych partii. Nie wyznaczono także daty wyborów, które powinny odbyć się najpóźniej do połowy listopada.

Reklama

Borysow nie po raz pierwszy wyrażał stanowisko przeciw "zbytniemu pobrzękiwaniu szabelką" na Morzu Czarnym. W ubiegłą sobotę jednak był o wiele bardziej konkretny.

„Wielu mądrych ludzi od wieków mówiło, że od dobrej wojny lepszy jest zły pokój. Morze Czarne należy ogłosić strefą zdemilitaryzowaną: bez okrętów, bez okrętów podwodnych. To jest strefa, w której spodziewamy się wydobycia gazu, wszystkie państwa tego regionu rozwijają turystykę, poszukują rozwoju wymiany handlowej. Jak rakiety i okręty przyczynią się do dobrobytu naszych narodów?” – mówił Borysow.

Według niego wielu zagranicznych polityków, którzy odwiedzili ostatnio Sofię, podzielało jego punkt widzenia.

Borysow podkreślił, że chce oficjalnie zaproponować swoim europejskim kolegom omówienie swej propozycji. Dodał, że nie widzi problemu w różnicy zdań z prezydentem na ten temat. „W Bułgarii jest podział władz i każda instytucja może mieć swoje stanowisko. To, co mówię, jest stanowiskiem rządu” – podkreślił.

Tymczasem prezydent Plewnelijew uważa, że „obecność NATO w regionie czarnomorskim powinna być wzmocniona”. Dodał, że propozycja Sojuszu w tej sprawie skierowana do państw regionu zostanie opracowana do października. „Propozycja powinna odpowiedzieć na niepokój państw regionu w związku z naruszeniem równowagi w tym regionie po aneksji Krymu przez Federację Rosyjską” - powiedział.

Według ministra obrony Nikołaja Nenczewa należy spodziewać się nasilenia obecności NATO w regionie czarnomorskim, lecz ta sprawa będzie dyskutowana za kilka miesięcy. Stwierdził, że na warszawskim szczycie nie tylko sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, lecz także wielu szefów resortów obrony wyraziło obawy z powodu braku równowagi sił w tym regionie.

Minister dodał, że udział bułgarskich wojskowych w rozmieszczeniu sił NATO w krajach bałtyckich i w Polsce nie jest przewidziany. Bułgaria ma uczestniczyć w wielonarodowej brygadzie, która będzie dyslokowana w Rumunii.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)