PKP Energetyka może utracić certyfikat bezpieczeństwa. To element starań PiS o przejęcie kontroli nad aktywami, które zostały sprywatyzowane w trakcie kampanii wyborczej.

Prezes Urzędu Transportu Kolejowego prowadzi procedurę cofnięcia certyfikatu bezpieczeństwa spółce PKP Energetyka. Według UTK powodem są stwierdzone naruszenia procedur, które mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa w transporcie kolejowym.

Certyfikat jest kluczowy, bo uprawnia PKP Energetykę do poruszania się specjalistycznym taborem po sieci kolejowej na terenie całego kraju w celu naprawy i modernizacji sieci trakcyjnej.

– Prezes UTK jest uprawniony na podstawie ustawy o transporcie kolejowym do cofnięcia certyfikatu bezpieczeństwa, jeśli przewoźnik kolejowy przestał spełniać warunki jego wydania. Wiąże się to z odebraniem prawa dostępu do infrastruktury kolejowej – tłumaczy Elżbieta Kisil, rzeczniczka Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa (MIB).

– Ta sytuacja to efekt napiętych relacji między sprywatyzowaną PKP Energetyką a stroną rządową. Możliwość cofnięcia certyfikatu potwierdzałaby negatywny stosunek nowego rządu do prywatyzacji PKP Energetyki i próby odwrócenia tej sytuacji – ocenia Jakub Majewski, prezes Fundacji Pro Kolej.

Reklama

To odprysk bardzo ostrego konfliktu resortu infrastruktury z nowym amerykańskim właścicielem PKP Energetyki ,którego stawką jest kontrola nad tą spółką. PKP Energetyka zajmuje się sprzedażą energii elektrycznej m.in. dla przewoźników kolejowych. Do lata 2015 r. była całkowicie kontrolowana przez Skarb Państwa. We wrześniu doszło do jej sprzedaży funduszowi private equity CVC Capital Partners, który wyłożył na nią 1,4 mld zł. Sprzedaż dokonała się przed wyborami mimo protestów ówczesnej opozycji (która dziś zasiada w ławach rządowych) i mimo że do wyścigu o jej przejęcie startowały też grupy energetyczne kontrolowane przez Skarb Państwa – Tauron i Energa.

– Odebranie certyfikatu bezpieczeństwa to cios w tę firmę. Każdy powód do uznania spółki za podmiot niesolidny zostanie zapewne wykorzystany przez stronę rządową w dalszych negocjacjach nad kontrolą infrastruktury krytycznej, która została przejęta poprzez prywatyzację – twierdzi Marcel Klinowski, szef zespołu ds. transportu Stowarzyszenia Republikanie.
Według Jakuba Majewskiego brak możliwości realizacji przez PKP Energetyka usług utrzymaniowych może być powodem wypowiedzenia jej czteroletniego kontraktu na utrzymanie sieci trakcyjnej przez PKP Polskie Linie Kolejowe. Jego wartość do 2019 r. może przekroczyć miliard złotych.

>>> Czytaj też: Przyszłość transportu w Polsce. Co dalej z koleją dużych prędkości?

– Tamten kontrakt został zawarty w 2015 r. przed wyborami z pominięciem przetargu. Wygląda to tak, że spółka została sprywatyzowana, a wraz z nią sprzedano rynek – podkreśla ekspert. – To mało transparentne, zwłaszcza że koszty umowy są częściowo wrzucane do stawek za dostęp infrastruktury, które płacą przewoźnicy.

Prezes CVC w Polsce Krzysztof Krawczyk powiedział nam wczoraj, że nie ma żadnych podstaw do cofnięcia certyfikatu. Twierdzi, że w przypadku PKP Energetyki liczba wypadków w tym roku wyraźnie zmalała.

Ostre napięcie między rządem a funduszem CVC

Urząd Transportu Kolejowego przeprowadził kontrolę ponad 20 firm branży kolejowej, w tym PKP Energetyka. Powodem miał być wzrost liczby wypadków i incydentów na torach m.in. wśród firm zajmujących się budową i utrzymaniem infrastruktury.

Przedstawiciele CVC Capital twierdzą, że wszczęcie procedury przez UTK przyjęli z dużym zaskoczeniem.

– W latach 2013–2015 w spółce zdarzało się przeciętnie 12 wypadków rocznie, a w ciągu pierwszych sześciu miesięcy br. nastąpiły jedynie trzy wypadki. Jednocześnie od 2013 r. do połowy 2016 r. w spółce nie nastąpił żaden wypadek kwalifikowany do kategorii poważnych – twierdzi Krzysztof Krawczyk, szef CVC w Polsce.

Kontrola działalności PKP Energetykamiała miejsce pod koniec kwietnia, a zapowiedź ewentualnego cofnięcia certyfikatu pojawiła się w ubiegłym tygodniu. Oprócz PKP Energetyka taka groźba wisi nad spółkami Dolkom, Majkoltrans i PNI (ta ostatnia jest w upadłości likwidacyjnej).

– Stwierdzone naruszenia świadczą o nienależytym stosowaniu systemu zarządzania bezpieczeństwem. To stanowi potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa transportu kolejowego – podał UTK w oficjalnym oświadczeniu.

– Z wymienionych nieprawidłowości wyciągnęliśmy wnioski i podjęliśmy działania naprawcze, aby podobne zdarzenia nie miały miejsca w przyszłości. Żadne z wymienionych zdarzeń nie jest powodem do podjęcia tak drastycznych środków przez UTK – mówi Wojciech Orzech, prezes PKP Energetyka.

UTK jest organem regulacyjnym rynku kolejowego. W tym roku liczba kontroli nie została nasilona. Jak podaje UTK, zespół ds. monitorowania bezpieczeństwa sektora kolejowego w Polsce analizował dane od przewoźników. Wytypowano tę grupę podmiotów, u których wskaźniki bezpieczeństwa prezentowały się najsłabiej (odnotowano częste występowanie wypadków i incydentów) – stąd wizyta w PKP Energetyka.

Z drugiej strony, UTK podlega Ministerstwu Infrastruktury i Budownictwa (MIB) – prezesa urzędu powołuje premier na wniosek ministra. Szef UTK nie ma kadencyjności, czyli w każdej chwili może zostać odwołany. A to ułatwia ewentualne sterowanie regulatorem.

Przedwyborczy strzał

Rząd PiS stara się odzyskać kontrolę nad PKP Energetyka, która została sprzedana podczas rządów PO. CVC Capital Partners ogłosiły podpisanie umowy na zakup PKP Energetyka pod koniec lipca 2015 r. Transakcja została przeprowadzona przez ekipę tzw. bankomatów, czyli menedżerów kolejowych z Jakubem Karnowskim i Piotrem Ciżkowiczem na czele. Do zarządzania grupą PKP sprowadził ich były minister transportu Sławomir Nowak. W trakcie zamykania sprzedaży szefem resortu była minister Maria Wasiak, wcześniej w PKP.

– Relacje między stroną rządową a nowym właścicielem PKP Energetyka są trudne także z powodu złej atmosfery towarzyszącej tamtej prywatyzacji. Latem ubiegłego roku doszło nawet do tego, że fundusz CVC za pomocą ogłoszeń w mediach wytaczał argumenty ad personam przeciwko członkom komisji infrastruktury, którzy zabiegali o wstrzymanie sprzedaży – przypomina Marcel Klinowski.

>>> Czytaj też: "Nie damy się już nigdy biznesowo zgrillować". Wywiad z szefem Pesy

Chodzi o Andrzeja Adamczyka i Krzysztofa Tchórzewskiego, czyli posłów PiS, którzy w celu storpedowania tamtej prywatyzacji złożyli wniosek do prokuratury (jak przekonywali, sprzedaż PKP Energetyka była ważna dla bezpieczeństwa kraju m.in. z powodu pozbycia się podstacji energetycznych, które stanowią element infrastruktury krytycznej). W odpowiedzi Istvan Szoke, partner w CVC, wytknął Tchórzewskiemu np., że jest byłym członkiem zarządu PKP Energetyka urlopowanym na czas sprawowania mandatu posła. W branży panuje opinia, że nowego właściciela zawiódł instynkt biznesowy. Bo Adamczyk to dziś minister infrastruktury, a Tchórzewski jest szefem resortu energii. Czyli… w gestii obu znajduje się PKP Energetyka.

Konflikt narasta z każdy miesiącem. Do spektakularnego starcia słownego wiceministra infrastruktury Piotra Stommy z prezesem Wojciechem Orzechem doszło podczas debaty DGP w trakcie EKG w Katowicach 19 maja. Spór dotyczy m.in. tego, czy PKP Energetyka powinna podlegać regulacjom kolejowym, czy tylko energetycznym. Wiceminister Stomma powiedział np. podczas sejmowej komisji infrastruktury, że spółka PKP Energetyka uzurpuje sobie naturalny monopol w obsłudze dostaw prądu dla przewoźników, a jednocześnie wywodzi z tego prawo wyłączności realizacji inwestycji w infrastrukturze energetycznej i chce to robić na podstawie umów przyłączeniowych. Na to rząd wcale nie musi się zgodzić.

Eksperci zwracają uwagę, że sytuacja jest delikatna. Cofnięcie certyfikatu podcięłoby skrzydła PKP Energetyka. – Podmiot bez certyfikatu może świadczyć usługi dla PKP PLK, tylko jeśli będzie korzystał z usług przewoźnika posiadającego certyfikat bezpieczeństwa – precyzuje Paulina Jankowska, rzecznik PKP.

Obecna umowa utrzymaniowa jest ważna do 2019 r. W kontrakt wpisana jest opcja przedłużenia o cztery lata. A MIB uzależnia to od odzyskania kontroli nad energetyczną infrastrukturą kolejową. Obecna PKP Energetyka liczy na inwestycje wiązane z programem infrastrukturalnym PKP PLK, na który do 2023 r. ma wydać 67 mld zł (w przypadku niektórych zadań kilkadziesiąt procent wartości zamówienia stanowią prace energetyczne). Wciąż nie wiadomo też, czy i w jakim stopniu sprywatyzowana spółka będzie realizować kolejowy program modernizacji układów zasilania MUZa II za ponad 700 mln zł. Bo pierwsza MUZa kosztowała ok. 1 mld zł i była realizowana przez PKP Energetyka pod kątem dostosowania infrastruktury dla pociągów Pendolino.

Ale z drugiej strony, odebranie certyfikatu byłoby problemem dla PKP PLK.

– Jeśli chodzi o prace energetyczne, to PKP Energetyka ma ok. 50 proc. potencjału osobowego i sprzętowego niezbędnego do prac przy utrzymaniu i rozbudowie sieci trakcyjnej w Polsce. PKP Energetyka to jedyny podmiot, który jest w stanie świadczyć usługi na terenie całej sieci – tłumaczy Marcel Klinowski, szef zespołu ds. transportu Stowarzyszenia Republikanie.

Kompromis albo renacjonalizacja

– Na eskalowaniu konfliktu więcej może stracić PKP Energetyka. Skoro Skarb Państwa chce odzyskać kontrolę nad elementami infrastruktury energetyczno-kolejowej, np. podstacjami energetycznymi, to wskazany jest kompromis. Bo jeśli nie, to jedynym rozwiązaniem nie jest renacjonalizacja – twierdzi Jakub Majewski, prezes Fundacji Pro Kolej.

Jak ujawniliśmy w DGP w czerwcu, PKP Energetyka ma propozycję dla rządu. Nowy właściciel od podmiotu zajmującego się m.in. obrotem energią wydzieli część odpowiedzialną za dystrybucję energii. W skład tego podmiotu wejdą m.in. stacje i podstacje trakcyjne, czyli infrastruktura na styku sieci dystrybucyjnej i trakcyjnej, o którą toczy się spór. Dokumenty zostały już złożone w sądzie, a spółka jest w trakcie rejestracji.

Ten segment odpowiada za około jedną czwartą przychodów PKP Energetyka. Zmiana byłaby zgodna z unijną zasadą tzw. unbundlingu (wymogu odseparowania przesyłu i dystrybucji od sprzedaży energii do odbiorców końcowych). Według zarządu PKP Energetyka to byłby model podobny do innych grup energetycznych: PGE, Tauronu, Enei i Energi.

– Dokonująca się zmiana struktury holdingu, czyli wydzielenie tego obszaru działalności, mogłaby być potencjalnie wstępem do debiuty w przyszłości spółki na giełdzie – powiedział DGP prezes Orzech.

Jeśli spółka trafi na parkiet, Skarb Państwa będzie miał możliwość objęcia w niej udziałów poprzez ogłoszenie wezwania. Decyzje jednak nie zapadły. CVC zastrzega, że na razie nie szykuje się do wprowadzenia firmy na giełdę.

Wciąż nie ma wyników audytów, które badały legalność sprzedaży PKP Energetyka, ale do ich ujawnienia jest coraz bliżej. – Zespół do spraw analizy dokumentacji dotyczącej prywatyzacji PKP Energetyka obecnie podsumowuje wyniki kontroli – mówi Elżbieta Kisil, rzeczniczka MIB.

CVC to fundusz private equity, który posiada udziały w ponad 50 spółkach na całym świecie. Jak podaje CVC, zatrudniają one w sumie 400 tys. osób i osiągają łączne przychody ok. 130 mld dol.

>>> Czytaj też: PKP odmienią rynek nieruchomości. Spółka może dołączyć do "Mieszkania+"