ikona lupy />
Andrea Leadsom, brytyjska minister energii. Londyn, 7.07.2016 / Bloomberg / Simon Dawson

Ich rozwiązania nieco się różnią, ale ambicje pozostają takie same. Theresa May obejmie stanowisko premiera Wielkiej Brytanii. Po Margaret Thatcher to drugi przypadek w historii kraju, gdy premierem zostanie kobieta. To ona wzięła na siebie zadanie wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

W Szkocji, gdzie liderami trzech największych partii są kobiety, najważniejsza z nich – Nicola Sturgeon po tym, jak zagroziła rozpisaniem ponownego referendum niepodległościowego w Szkocji, będzie jedną z kluczowych osób w procesie ustalania warunków Brexitu.

To nie przypadek, że liczba kobiet w brytyjskim parlamencie wzrosła z 9 proc. w 1992 roku do rekordowych 29,4 proc. obecnie.

Reklama

Theresa May zajmie się negocjowaniem warunków Brexitu m.in. z niemiecką kanclerz Angelą Merkel, a już w listopadzie możliwe, że spotka się z Hilary Clinton ramach sojuszu atlantyckiego, jeśli ta wygra wybory prezydenckie w USA.

„Zbieramy owoce wielu lat ciężkiej pracy i cieszymy się, że mamy właściwą kobietę we właściwym czasie i we właściwym miejscu” – komentuje Anne Jenkin, członkini Izby Lordów, która razem z Theresą May zakładała „Women2Win”, grupę w Partii Konserwatywnej, która lobbowała za zwiększeniem obecności kobiet w parlamencie.

W odniesieniu do rezygnacji Davida Camerona oraz wycofania się mężczyzn, którzy popierali Brexit, dzięki czemu May doszła do władzy, Jenkin kwituje: „To nie był żaden plan. To testosteron wysadził ich w powietrze”.

Premier David Cameron zrezygnował ze Stanowska 13 lipca – trzy tygodnie po przegranym przez niego referendum ws. członkostwa kraju w Unii Europejskiej. Ambicje polityczne byłego burmistrza Londynu Borisa Johnsona zostały storpedowane przez jego rywala z obozu Brexitu Michaela Gove’a, który ogłosił swój start w walce o przywództwo w Partii Konserwatywnej. Gove przegrał jednak w głosowaniu wewnątrzpartyjnym.

ikona lupy />
Margaret Thatcher podczas postkania z Gordonem Brownem / Bloomberg / WILL WINTERCROSS

Ostatnia konkurencyjna kandydatka na stanowisko szefa Partii Konserwatywnej i przeszłego premiera Wielkiej Brytanii Andrea Leadsom odpadła z wyścigu po tym, jak na łamach "Times of London” powiedziała, że bycie matką daje jej przewagę nad Theresą May, która nie ma dzieci. Jej słowa spotkały się z dużą krytyką. Ironia tej sytuacji polega na tym, że Theresa May pomogła Andei Leadsom dostać się do parlamentu w 2010 roku w ramach kampanii „Women2Win”.

„Szklany klif”

“Kobiety nie zdominowały brytyjskiej sceny politycznej, ale cieszą się coraz większym zainteresowaniem” – komentuje Frances Scott, twórca kampanii “50:50”, który lobbował na rzecz wprowadzenia parytetów do brytyjskiego parlamentu.
Jak dodaje, możemy zaobserwować scenariuszy „szklanego klifu”.

Pojęcie to zostało ukute przez profesorów psychologii Michelle Ryan i Alexandra Halama. Opisuje ono sytuację, w której firmy znajdujące się w kłopotach nominują kobiety na wyższe stanowiska menedżerskie. Wystarczy pomyśleć o Marissie Mayer z Yahoo!, Meg Whitman z Hewlett Packard czy Mary Barra z General Motors. Wszystkie one zarządzały firmami w trudnych czasach.

Gdy chłopcy się biją, przychodzi kobieta

„Wyborcy chcą poważnych liderów” – komentuje Rosie Campbell, profesor nauk politycznych z Birkbeck University of London. „Kłótnia pomiędzy chłopcami z Partii Konserwatywnej sprawiła, że otworzyły się drzwi dla Theresy May. Ona nie była częścią kliki” – dodaje Campbell.

Być może postawa Theresy May pomogła jej objąć stery rządu w kraju, który przechodzi przez największy kryzys polityczny od czasów II wojny światowej. May zwykła mawiać, że „jest tu tylko po to, aby wykonać swoją pracę”. Przez wiele lat wspierała awanse kobiet do rad nadzorczych w Wielkiej Brytanii, ale nie robiła tego z pozycji feministycznych.

“Większa liczba kobiet w zarządach firm jest dobra nie tylko dla społeczeństwa, ale także dla samych firm” – powiedziała w 2012 roku w czasie przemówienia na spotkaniu klubu „30 proc.”, który lobował za zwiększeniem udziału kobiet w zarządach.

Brytyjskie media spekulują, ze po objęciu władzy May może nominować kobiety na kluczowe stanowiska w rządzie. Mówi się o takich nazwiskach, jak Amber Rudd, sekretarz ds. energii oraz Justine Greening, zajmującą się rozwojem międzynarodowym.

Tak jak Margaret Thatcher, która była premierem Wielkiej Brytanii w latach 1979-1990, tak i dziś wiele kobiet w polityce nie chce robić z płci centralnej kwestii politycznej tożsamości – komentuje Rosie Campbell.

Nicola Sturgeon często wzywała do walki z nierównością płci, ale koncentruje się głównie na wale o możliwość przeprowadzenia kolejnego referendum niepodległościowego w Szkocji. Z kolei Arlene Foster, pierwsza minister Irlandii Północnej, zablokowała próby złagodzenia prawa aborcyjnego.

Ruth Davidson, liderka Szkockiej Partii Konserwatywnej, wspomina, że gdy wybrano ją w 2011 roku na szefa partii, wówczas analogiczne stanowiska w Partii Pracy, Szkockiej Partii Narodowej czy Partii Liberalnej zajmowali sami mężczyźni. „Nie wiem dlaczego ludzie uważają, że zachowujemy się lub myślimy inaczej” – powiedziała niedawno reporterom w Londynie. „Cieszyłabym się, gdyby płeć czy seksualność nie były w ogóle zauważane” – dodała.

>>> Czytaj też: