Catia, rozległa sieć prowizorycznych domów ze wschodniego Caracas od dawna jest dumnym bastionem wenezuelskiego socjalizmu. Jej mieszkańcy należą do klasy pracującej, mogą jednak liczyć na stałe rządowe wsparcie.

Obecnie owa część miasta zmaga się jednak z głębokim niedoborem żywności, która jest tam dostarczana przez państwowe ciężarówki. – Odkąd dowiedziałem się zeszłej nocy o tym, że transport żywności jest w drodze, ledwo mogłem spać – mówi Andrea Vasquez, pracownik call center. – To cud – dodał.

Wenezuela, ostoja lewicowego populizmu, pogrąża się w chaosie. Podaż żywności kontroluje wojsko, a bezpośredni transport żywności ma zatrzymać szybko rosnące niezadowolenie ludności. Tymczasem opozycja zbiera podpisy w celu obalenia prezydenta. W kilku częściach kraju panuje głód. Trudno uwierzyć w aktualny stan gospodarki biorąc pod uwagę, że jeszcze cztery dekady temu była ona jedną z 20 najbogatszych na świecie.

Jedno z badań zleconych przez rządowych oponentów ujawniło, że uczniowie (sześcioklasiści) jednej trzeciej podstawowych publicznych szkół w kraju jedzą zaledwie jeden lub dwa posiłki dziennie, podczas gdy połowa z nich zasypia głodna przynajmniej raz w tygodniu. W miniony weekend rząd otworzył na 12 godzin granicę z Kolumbią. W wir zakupów żywności i lekarstw rzuciło się 35 tys. osób.

Wenezuelczycy spędzają całe dni przed sklepami w oczekiwaniu na zakup podstawowych artykułów. Kwitnie handel z drugiej ręki. Osoby, które kupują po to, by za chwilę drożej odsprzedać są nielicznymi, które są w stanie zarabiać w kraju pogrążonym w kryzysie.

Reklama

Prezydent Nicolas Maduro stara się odzyskać kontrolę nad sytuacją poprzez wykorzystywanie tzw. grup sąsiedzkich (ang. CLAPs), które odpowiadają za dystrybucję 70 proc. krajowej żywności. Organizowane przez nie komitety zaczynają się socjalistycznymi hymnami. Ich uczestnicy nawołują do przejęcia kontroli nad rynkiem żywności, który starają się nielegalnie zdominować handlarze.

- Toczy się gospodarcza wojna (o rynek żywności – przyp. red.) – mówi członek jednej z grup CLAP Janette Carillo. – Naszym zadaniem jest złamanie handlarzy – dodaje.

W ciągu ostatnich dwóch dekad w kraju ubyło ok. tysiąca firm i doszło do wywłaszczenia wielu gruntów, które obecnie nie są wykorzystywane. Rząd utrzymuje ceny wielu podstawowych dóbr poniżej kosztów produkcji, co zniechęca firmy do działalności. Ponad dwie trzecie wszystkich konsumowanych dóbr w Wenezueli pochodzi z importu lub jest wytwarzana z zagranicznych podzespołów.

>>> Czytaj też: Zniesienie wiz dla Polaków w USA nadal nierealne