Liczba zabitych w próbie zamachu stanu, do której doszło w Turcji w nocy z piątku na sobotę, wzrosła do 90, a liczba rannych - do 1154 - poinformowała w sobotę agencja Anatolia. W całym kraju aresztowano 1563 wojskowych zamieszanych pucz.



Anatolia poinformowała też, że 200 nieuzbrojonych żołnierzy, którzy uczestniczyli w próbie przewrotu, w poddało się i opuściło siedzibę szefostwa sztabu tureckich sił zbrojnych.

Po dokonanej w nocy z piątku na sobotę przez część armii tureckiej próbie zamachu stanu, władze tureckie zdołały częściowo opanować sytuację. W kraju panuje jednak chaos. Prezydent Erdogan zapowiedział ukaranie winnych.

W stolicy kraju Ankarze wciąż słychać sporadyczną strzelaninę po nocy charakteryzującej się zamętem, chaosem i sprzecznymi informacjami. Media informowały o walkach na ulicach Ankary, w tym ataku na parlament i budynki rządowe z udziałem czołgów i lotnictwa. Miało też dojść do walk powietrznych a lotnictwo rządowe miało zestrzelić helikopter puczystów.

Reklama

Puczyści zajęli studia publicznej telewizji TRT a także prywatnej stacji CNN Turk. W sobotę rano zostali jednak aresztowani przez siły wierne rządowi i stacje wznowiły nadawanie.

Lotnisko im. Ataturka w Stambule zostało w piątek wieczorem zamknięte, ale w sobotę rano napłynęły informacje że sytuacja powoli wraca do normy. Natomiast agencja żeglugowa GAC podała, że władze tureckie zamknęły w sobotę rano cieśninę Bosfor dla ruchu tankowców "z powodów bezpieczeństwa".

Turcja zamknęła też w sobotę nad ranem wszystkie trzy przejścia na granicy z Bułgarią - poinformowało bułgarskie radio publiczne, powołując się na bułgarskie MSW. Bułgaria wzmocniła też ochronę granicy z Turcją.

Prezydent Erdogan, który przebywał na urlopie, potępił w sobotę nad ranem "zdradę". Jak powiedział puczyści dopuścili się jej z inspiracji jego wroga imama Fethullaha Gulena przebywającego na emigracji w USA. Zapowiedział ukaranie winnych, którzy "zapłacą wysoką cenę". W relacji Associated Press Erdogan oświadczył, że przywódcy puczu zostali aresztowani, jednak nie uporano się jeszcze ze wszystkimi skutkami buntu.

Prezydent oświadczył, że nie zamierza się nigdzie wybierać i "pozostanie ze swoim narodem". Dodał, że "miliony wyszły na ulice" protestując przeciwko puczowi, którego uczestnicy "są mniejszością" w armii.

"Turcja ma demokratycznie wybrany rząd i prezydenta. Spoczywa na nas odpowiedzialność i będziemy wykonywać nasze obowiązki do końca. Nie oddamy kraju najeźdźcom" - powiedział Erdogan na konferencji prasowej na lotnisku w Stambule.

Erdogan powiedział też, że hotel w nadmorskiej miejscowości Marmaris, w południowo zachodniej Turcji, w którym przebywał na urlopie, został po jego wyjeździe zbombardowany.

Premier Binali Yildrim poinformował, że w związku z puczem aresztowano 130 osób.

Reuter informował powołując się wysokiej rangi turecką osobistość oficjalną, że niektórzy spiskowcy nadal stawiają opór w Stambule i Ankarze. Według tego źródła spiskowcy nadal atakują budynek parlamentu, wykorzystując m. in. lotnictwo. Władze ostrzegły, że samoloty puczystów będą zestrzelone.

Prezydent USA Barack Obama i sekretarz stanu John Kerry wezwali podczas rozmowy telefonicznej w nocy z piątku na sobotę wszystkie strony konfliktu w Turcji do poparcia wybranego w drodze wyborów rządu. Obama i Kerry wezwali też strony konfliktu do powściągliwości, unikania przemocy i rozlewu krwi.

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zaapelował w sobotę nad ranem o "pełne respektowanie" tureckiej konstytucji i instytucji demokratycznych.

W opublikowanym oświadczeniu Stoltenberg wyraził poparcie dla prezydenta Tayyipa Erdogana i jego rządu. Podkreślił, że Turcja jest "cennym członkiem NATO".