Dr Wódka, adiunkt w Instytutucie Studiów Politycznych PAN, uważa, że ani prezydent Recep Tayyip Erdogan, ani ewentualni puczyści - gdyby doszło do kolejnego zamachu - "nie chcieliby iść na jakąś radykalną konfrontację z USA"; przypomina, że "turecka armia zawsze była bardzo proamerykańska".

Jak pisze amerykański magazyn „Foreign Policy”, nieudany zamach stanu w Turcji, a także skala retorsji, jakie władze w Ankarze podjęły wobec uczestników zamachu, ale też i osób z nim niezwiązanych, już doprowadziły do napięć między Turcją a Waszyngtonem.

W Turcji znajduje się baza lotnicza Incirlik, w której od lat 60. przechowywane są bomby nuklearne. Lotnictwo USA wykorzystuje ją obecnie do operacji przeciw Państwu Islamskiemu (IS) w Syrii i Iraku.

Tureckie władze zamknęły Incirlik podczas tłumienia zamachu, argumentując, że puczyści mieli w bazie swoich ludzi i wykorzystali stacjonujące tam samoloty tankujące.

Reklama

>>> Czytaj też: Stratfor: turecki wywiad wiedział o przygotowywanym puczu

"Wzbudziło to niepokojące refleksje. W bazie Incirlik jest kilkadziesiąt grawitacyjnych bomb nuklearnych B61. Czy trzymanie tam amerykańskiej broni atomowej wygląda teraz na dobry pomysł?" - pisze na łamach „Foreign Policy” Jeffrey Lewis, znany ekspert specjalizujący się w kwestiach bezpieczeństwa i proliferacji broni nuklearnej.

"Gdy w 1974 roku doszło do konfrontacji między Turcją a Grecją w związku z ich roszczeniami do Cypru, USA wycofały broń nuklearną z Grecji i sprawiły, że bomby w Turcji są nieoperacyjne" - wyjaśnia ekspertka CNN do spraw wojskowych Barbara Starr. Innymi słowy bomb nie można aktywować w Turcji.

"Gdyby jakaś wroga junta przejęła kontrolę nad krajem, w którym znajduje się amerykańska broń nuklearna sytuacja mogłaby się stać niebezpieczna. Baza lotnicza to nie forteca; nie jest zaprojektowana tak, aby wytrzymać oblężenie" - pisze Lewis, który też otwarcie apeluje o "znalezienie bezpieczniejszej lokalizacji jako przechowalni" dla bomb atomowych.

Dla Lewisa fakt, że Amerykanie wycofali broń z Grecji jest przykładem mądrej reakcji na niepokojącą sytuację w sojuszniczym kraju.

"Nie ma wśród ekspertów zgody co do tego, czy broń ta jest bezpieczna. Jednak baza Incirlik została w 2015 roku fizycznie dobrze zabezpieczona. Nie sądzę więc, by bomby były zagrożone" - mówi PAP dr Wódka.

Amerykańskie media zwracają jednak uwagę, że skoro prezydent Erdogan w mocnych słowach zażądał od Waszyngtonu ekstradycji tureckiego kaznodziei Fethullaha Gulena, którego Ankara oskarża o to, że był mózgiem zamachu, a kilka dni wcześniej Turcja odcięła dopływ prądu do Incirlik, to następnym jej krokiem Ankary będzie próba zaszantażowania USA groźbą wyrzucenia amerykańskich wojskowych z tej bazy.

"Nie możemy się tylko wsłuchiwać w narrację Erdogana i jego szantaże - sądzę, że Turcy nie chcą jednak pozbawiać się atutu w swym systemie bezpieczeństwa, jakim jest amerykańska baza i broń nuklearna" - argumentuje Jakub Wódka.

"Erdogan, choć jest - oględnie mówiąc - bardzo asertywny, jednak wie o zagrożeniu, jakim jest IS, wie też co dzieje się w Syrii, gdzie zamrożony konflikt potrwa jeszcze lata. Erdogan nie jest samobójcą" - konkluduje ekspert.

>>> Czytaj też: Chaos w Turcji opóźni plany dywersyfikacji dostaw gazu w Europie?