Resort zdrowia pracuje na rozwiązaniem, w ramach którego państwa naszego regionu wprowadzałyby leki refundowane na podobnych zasadach. Inicjatorem rozwiązania jest Polska. – Im większa populacja, dla której miałby zostać lek wprowadzony, tym większa siła negocjacyjna – tłumaczy pomysł Ministerstwo Zdrowia.

Plan jest prosty: do stołu z jednej strony siadają przedstawiciele zainteresowanych państw, a po drugiej przedstawiciele firmy farmaceutycznej. Warunek jest jeden: wszystkie państwa biorące udział we wspólnych negocjacjach muszą być zainteresowane wspólną decyzją refundacyjną (czyli muszą się zgodzić, że w ogóle chcą ten lek refundować swoim obywatelom), a także cenową. A następnie jeżeli dojdą do konsensusu, to wypracowane zasady musiałyby obowiązywać we wszystkich państwach, które brały udział w negocjacjach.
Jak przyznaje wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda, istnieją dwie koncepcje. Jedna jest taka, by do projektu przystąpiły wszystkie kraje Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Słowacja, Czechy i Węgry) oraz Rumunia, Bułgaria i Litwa. Jednak, jak uważa wiceminister, to wersja mało prawdopodobna, by wszystkie kraje zgodziły się na przyjęcie wspólnej procedury. Jego zdaniem bardziej realne byłoby stworzenie swoistego jądra, do którego sukcesywnie dołączałyby inne państwa. Taką bazę mogłaby tworzyć Polska z Rumunią i Litwą, bo te kraje są najbardziej zainteresowane propozycją. Nasi południowi sąsiedzi na razie życzliwie przyglądają się rozwojowi sytuacji. Póki co nie deklarują jednak chęci zmian swojego obecnego systemu.

>>> Czytaj też: Ujednolicenie cen leków w całej UE? Radziwiłł: "Nigdy się na to nie zgodzimy"

Negocjacje dotyczyłyby głównie nowych leków wchodzących na rynek.

Reklama

Obecnie polska strona, jako inicjator, pracuje nad projektem, który powinna skończyć do września. W październiku najprawdopodobniej przedstawi ją reszcie zainteresowanych państw.

Maciej Bieńkiewicz, ekspert w zakresie dystrybucji farmaceutycznej, ocenia, iż rozwiązanie zaproponowane przez polski resort zdrowia stanowiłoby pewne wyłamanie się ze wspólnej polityki Unii i nie wiadomo, jak zostałoby odebrane przez pozostałe kraje członkowskie. – To odejście od idei wspólnego rynku na rzecz Europy różnych prędkości – twierdzi Bieńkiewicz. Na podobne zagrożenie zwraca uwagę adwokat Juliusz Krzyżanowski, współzarządzający praktyką farmaceutyczną w kancelarii WKB. Wskazuje, że pomysł może być odebrany jako bezpośrednia kontrpropozycja dla przedstawionego przez KE pomysłu cen sztywnych leków dla całej Unii. – Tym samym jego ocena przez pozostałe kraje UE lub przez Komisję może być negatywna, a koncerny farmaceutyczne z tych państw mogą zarzucić nam naruszenie reguł jednolitego rynku poprzez kreowanie np. barier w imporcie do Polski – uważa adwokat. Jednak resort zdrowia zwraca uwagę, że podobne pomysły już mają państwa Beneluksu, które nawiązały pierwszą współpracę przy wspólnych negocjacjach cenowych z koncernami. Nikt w UE przeciw temu nie protestował.

Zdaniem Dobrawy Biadun, ekspertki Konfederacji Lewiatan, inicjatywa brzmi ciekawie i na pewno jest lepsza niż propozycja sztywnych cen dla całej UE szykowana przez Komisję Europejską. – Kraje Grupy Wyszehradzkiej są bowiem do siebie dość podobne, jeżeli chodzi o PKB i rynek leków – tłumaczy ekspertka. I dodaje, że musielibyśmy tylko uważać, żeby nie forsować cen tak niskich, że odstraszyłyby firmy innowacyjne od sprzedawania tych produktów w ramach państw Grupy Wyszehradzkiej.

Podobne stanowisko ma minister zdrowia. Informuje, że wprowadzenie wspólnych dla całej UE cen leków oznaczałoby podwyżki dla polskich pacjentów i że część ministrów lobbuje za takim rozwiązaniem. – Polska nigdy nie zgodzi się na takie rozwiązanie – przekonuje minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. I dodaje, że podczas ostatniego spotkania, na którym była poruszana ta kwestia, sprzeciwił się temu pomysłowi. – I miałem wsparcie ministrów zdrowia z naszego regionu – tłumaczy minister.

>>> Czytaj też: Bezpłatne leki dla 3 milionów seniorów. Zobacz projekt listy