Historia raczej nas dzieli, łączy nas za to sąsiedztwo i warta 100 mld euro wymiana gospodarcza – w taki sposób lider PiS Jarosław Kaczyński podsumował polskie relacje z Niemcami. Wywiad udzielony „Bildowi” wielu obserwatorów odczytało jako sygnał rozpoczynającego się zwrotu w polityce zagranicznej. Po decyzji o Brexicie trudno się spodziewać utrzymania kursu na współpracę z Londynem.
Na ile mamy do czynienia ze zwrotem, a na ile z życzeniowym myśleniem niektórych ekspertów, jest sporne. Warto jednak zwrócić uwagę, jak nasze związki z Niemcami widzi najważniejszy polski polityk. To prawda – jesteśmy dla Niemiec większym i prawdopodobnie ważniejszym partnerem handlowym niż Rosja i Włochy. Wymiana handlowa nie jest po prostu duża. To także w znacznym stopniu podstawa niemieckiego sukcesu gospodarczego. Przeniesienie pracochłonnych elementów łańcucha produkcyjnego pozwoliło niemieckiemu przemysłowi zmniejszyć koszty i utrzymać konkurencyjność w globalizującej się gospodarce. Nasza pozycja nie jest jednak niepodważalna.
Po pierwsze, szybko postępująca robotyzacja gospodarki może doprowadzić do zmniejszenia zapotrzebowania na polską pracę. Po drugie, niemiecka polityka imigracyjna generuje zapotrzebowanie na miejsca pracy dla słabiej wykwalifikowanych przybyszów, co w połączeniu z liberalizacją rynku pracy może oznaczać, że zapotrzebowanie na polskich poddostawców może się zmniejszać. Po trzecie, produkcja przeniesiona do Polski nie jest skomplikowana i można ją szybko przenieść. Po czwarte, nasza przewaga konkurencyjna może być zniwelowana przez dopuszczenie Ukrainy, mającej olbrzymi potencjał przemysłowy, do niemieckiego obszaru gospodarczego.
Gospodarcze i produkcyjne więzy, które nas łączą z Niemcami, można łatwo rozluźnić. Dwadzieścia lat temu nasze związki z Republiką Federalną były mniejsze, a gospodarka ta nieźle funkcjonowała. Oparcie relacji jedynie na wspólnocie gospodarczej wystawia je na ryzyko. Wystarczy parę dużych kontraktów, aby znaczenie Rosji jako partnera RFN gwałtownie wzrosło. Związki gospodarek polskiej i niemieckiej są duże, ale równie duże są obszary, na których nasze interesy są sprzeczne. Wystarczy wspomnieć o gazociągu Nord Stream, o kwestii delegowania pracowników, wreszcie o sporach o dostęp do unijnego rynku usług.
Reklama
Jeżeli obecny rząd zdecyduje się zbudować swoje relacje z władzami w Berlinie jedynie w oparciu o kwestie gospodarcze, straci sporo innych obszarów, które można by wykorzystać. Dzień po 1 sierpnia trudno udawać, że historia nas nie dzieli. Mimo to warto jednak wspomnieć, że przez tysiąc lat naszego sąsiedztwa wiele było okresów budującej współpracy i podnoszącego na duchu przebaczenia.
Z Niemcami łączy nas wiele związków cywilizacyjnych o charakterze podstawowym. Jesteśmy częścią jednego obszaru cywilizacyjnego, na którym panuje przekonanie o znaczeniu jednostki, roli prawa jako regulatora wzajemnych stosunków, znaczeniu wolności i własności. Żaden kraj Europy Zachodniej nie ma tak bliskiego doświadczenia z komunistycznym totalitaryzmem, jak dzisiejsze Niemcy. Warto też dostrzec, ile nas łączy, choćby w dziedzinie polityki zagranicznej, z tymi niemieckimi politykami, których polski rząd skreśla z czysto ideologicznych powodów. Niemieccy Zieloni, którym u nas przylepiono łatkę lewaków, nie są aż tak lewicowi gospodarczo, jak się niektórym wydaje, a przede wszystkim są najbardziej antyrosyjską partią na tamtejszej scenie politycznej. To jedyna formacja, której liderzy tak jasno wyrażali zdanie na temat polityki Kremla i tak chętnie deklarowali wsparcie dla rządu w Kijowie. Warto spojrzeć na Niemcy bardziej wielowymiarowo niż jedynie z perspektywy handlowej. ⒸⓅ

>>> Czytaj także: Jak zwiększyć zamożność Polaków? Oto dylematy planu Morawieckiego