Jest bardzo prawdopodobne, że większość z tych, którzy wyjadą, będą stanowi nisko-wykwalifikowani pracownicy. Pracownicy banków i informatycy prawdopodobnie znajdą sposób, aby zostać, gdyż na nich jest większy popyt. Preferencja dla lepiej wykwalifikowanych pracowników nie jest jednak do końca racjonalna, gdyż skutki takiej polityki mogą być nieprzewidziane.

Gdy ludzie domagają się ograniczenia imigracji, zazwyczaj mają na myśli wprowadzenie barier dla gorzej wykwalifikowanych pracowników. To swego rodzaju konsensus w społeczeństwach Zachodu – bez względu na poziom wykształcenia i bogactwa czy wyznawanej ideologii. Z badań wynika bowiem, że z takim podejściem mamy do czynienia zarówno w USA, jak i w państwach Europy.

Starsze badania łączyły to przekonanie z konkurencją ekonomiczną, ale nie wyjaśniały, dlaczego wykwalifikowani tubylcy również wolą, aby do kraju przybywali wykwalifikowani cudzoziemcy – którzy przecież mogliby stanowić potencjalną konkurencję na stosunkowo wąskich rynkach pracy, takich jak np. akademia. Osoby, które czują się zagrożone, ponieważ pracują w sektorach tracących na znaczeniu lub żyją na obszarach gospodarczo upośledzonych, są w większym stopniu skłonni odsyłać nisko-wykwalifikowanych imigrantów. Ich intuicja jest jednak błędna. Z badań Mette Fogel z Uniwersytetu w Kopenhadze i Giovanni Peri z Uniwersytetu Kalifornijskiego wynika, że przybycie niżej wykwalifikowanych pracowników z innych krajów nie zwiększa bezrobocia wśród nisko-wykwalifikowanych tubylców, ale pcha ich w kierunku lepszych miejsc pracy i składania do szkoleń.

Istnieją trzy prawdopodobne wyjaśnienia niechęci wobec nisko-wykwalifikowanych imigrantów. Pierwszy z nich mówi nam, że imigranci są postrzegani jako ci, którzy wykorzystują lokalne systemu społeczne (w rzeczywistości ich wpływ jest bardzo niewielki). Drugie wyjaśnienie koncentruje się na kwestii „zasługiwania na pobyt”, często bowiem uważa się, że zamieszkiwanie w danym kraju rozwiniętym ma być nagrodą za osiągnięcia. Trzecie wyjaśnienie odnosi się do norm: otóż oczekuje się, że wykwalifikowany imigrant będzie miał lepszą pracę, w lepszym stopniu opanuje język kraju przyjmującego i szybciej zintegruje się z lokalnym społeczeństwem.

Reklama

Innymi słowy – wpływ imigracji na konkurencję i system opieki społecznej jest przeceniany, a argumenty odnoszące się do norm to irracjonalne uprzedzenie.

W każdym razie rządy państw zachodnich nie zadają tych pytań, tylko opierają się na konsensusie: w USA i w UE procedury dla przyjmowania imigrantów wyżej wykwalifikowanych są prostsze. Ułatwianie procedur szczególnie w odniesieniu do imigrantów o wykształceniu technicznym jest postrzegane jako istotny wkład w zwiększanie konkurencyjności. Izrael ogłosił, że ułatwi zasady przyznawania wiz dla 10 tys. osób, które zechcą pracować w lokalnym przemyśle technologicznym. Rząd brytyjski prawdopodobnie też skupi się na ograniczeniu liczby kelnerów i hydraulików, zwiększając możliwości przyjęcia programistów.

Według danych brytyjskiej Social Market Foundation, z 3,55 mln obywateli UE, którzy żyją w Wielkiej Brytanii, ponad milion nie ma pozwolenia na stały pobyt. Do końca 2019 roku kraj powinien już wyjść z UE, a ok. 590 tys. osób nie zdąży do tego czasu nabyć pozwolenia na stały pobyt. Duża część z tych imigrantów pochodzi z takich krajów, jak Rumunia, Hiszpania, Węgry, Grecja, Włochy czy Bułgaria. Państwa te charakteryzują się niskimi zarobkami lub wysokim bezrobociem, dzięki czemu stanowiły źródła siły roboczej dla prac nie wymagających dużych kwalifikacji w Wielkiej Brytanii. Ich wyjazd będzie zgodny z linią premier Theresy May, której polityka imigracyjna zakłada, że będą mogli zostać tylko imigranci zarabiający minimum 35 tys. funtów rocznie. To o 8 tys. funtów więcej niż wynosi średnia płaca w Wielkiej Brytanii.

Jeśli warunek ten wejdzie w życie, wówczas obywatele Wielkiej Brytanii doświadczą tego, czego doświadczyli mieszkańcy Moskwy w 2014 i 2015 roku. Wówczas na fali spadku wartości ropy spadła też wartość rubla, a to skłoniło imigrantów z byłych republik sowieckich do wyjazdów do swoich rodzinnych krajów. Na przykład w 2014 roku imigrancja netto z Uzbekistanu wyniosła 37 tys. osób. Rok później w 2015 roku kierunek ten uległ odwróceniu: Rosja straciła 21 tys. imigrantów z Uzbekistanu.

To co się stało, nie było co prawda katastrofą, ale było zauważalne. Imigranci z Azji Środkowej zajmowali się w Rosji zbieraniem śmieci, czyszczeniem ulic, pracowali jako kelnerzy oraz w supermarketach. Mieszkańcy Moskwy narzekali na nich, wielu domagało się zaostrzenia warunków przyznawania wiz (wysoko-wykwalifikowani imigranci oczywiście mogli przyjeżdżać bez wiz). Dziś jednak kubły na śmieci bardzo szybko się zapełniają, zaś podwórka są nieposprzątane i pełne odpadów. Supermarkety zmagały się z mniejszą liczbą pracowników, co wydłużało kolejki, a w restauracjach klienci czekali dłużej na obsługę. Usługi nie działają już tak dobrze, jak kiedyś.

Rosjanie nie wypełnili luki na rynku pracy, która powstała po wyjeździe imigrantów. Taka praca leży poniżej ich oczekiwań. Firmy z kolei nie były przygotowane, aby płacić więcej lokalnym mieszkańcom.

Szczęśliwie dla mieszkańców Moskwy, Rosja funkcjonuje lepiej niż sąsiednie kraje, a imigracja netto pozostaje dodatnia. Nowi imigranci wkrótce wypełnili większość luki na rynku pracy, a kryzys okazał się łagodny.

Wielka Brytania prawdopodobnie nie będzie miała tak łatwo, jeśli zamknie granice dla pracowników niżej wykwalifikowanych. Brytyjska gospodarka, podminowana kryzysem związanym z Brexitem, może nie być w stanie zwiększyć wynagrodzeń w powstałej luce na rynku pracy. Sami Brytyjczycy z kolei doświadczą spadku jakości życia, bowiem nawet największe talenty informatyczne nie zastąpią kelnerów i hydraulików. Zazwyczaj ich niedoceniana praca jest czymś, co społeczeństwa tracą – gdy wysycha strumień imigracji osób gorzej wykwalifikowanych.

Od czasu brytyjskiego referendum liczba przestępstw związanych z mową nienawiści wobec imigrantów wystrzeliła w górę – szczególnie tam, gdzie głosowano za Brexitem. Imigranci mogą być zmuszeni, aby opuścić te nieprzyjazne części kraju. Niemniej jednak Brytyjczycy, jak tylko odczują niższy komfort życia, bardzo szybko zatęsknią za imigrantami z UE.

>>> Czytaj też: Warszawa Londynem Europy Wschodniej. Do Polski płynie fala Ukraińców