Oznacza to, że przewagę mają dziś zwolennicy gospodarczych „energetyków”, tacy jak premier Japonii Shinzo Abe, a strategie wyznawców polityki oszczędności, takich jak były minister finansów Wielkiej Brytanii George Osborne, odchodzą do przeszłości.

Przejście od budżetowego rygoru do bardziej swobodnego wydawania pieniędzy przebiega jednak stopniowo i nie wszędzie w takim samym stopniu. Podczas gdy w krajach takich jak Kanada czy Korea Południowa ochoczo stosuje się fiskalne stymulatory, w Niemczech restrykcyjna polityka wciąż trzyma się mocno.

Zmiana nastrojów w globalnej gospodarce jest jednak widoczna. Zamiast doktryny zaciskania pasa i cięć wydatków, dzisiejsza narracja polityczna wyraźnie zmierza w stronę kreowania lepszej jakości miejsc pracy, pobudzania inwestycji i eliminowania nierówności dochodowych.

Kopniak dla gospodarki

Reklama

“Zaczynamy dostrzegać jakieś przebłyski światła w fiskalnych ciemnościach” – mówi Steven Barrow ze Standard Bank w Londynie. „Z popytowego punktu widzenia, globalna gospodarka potrzebuje mocnego kopniaka, a polityka fiskalna wydaje się do tego dobrym narzędziem. Polityka monetarna po prostu tego nie dokona” – dodaje.

W zwiększaniu wydatków prym wiedzie Azja. Japonia szykuje pakiet stymulacyjny o wartości 28 bln jenów, czyli 273 mld dol. Choć większość z tej sumy będzie pochodzić z pożyczek i długoterminowych projektów, które nie będą mieć natychmiastowego wpływu na wzrost gospodarczy, w ramach pakietu przewidziane są też bieżące wydatki na inwestycje. Jeszcze w tym roku gabinet Abe przeznaczy dodatkowe 4,6 bln jenów na modernizację portów i przyspieszenie budowy magnetycznej sieci kolei dużych prędkości.

Chiny, druga największa gospodarka świata, za pomocą tanich kredytów pompuje pieniądze w banki, firmy i władze samorządowe. Pekin chce w ten sposób pobudzić krajowy wzrost gospodarczy. Tylko w czerwcu wartość finansowania i kredytów wzrosła tu o 244 mld dol. Korea Południowa ogłosiła z kolei, że wyda dodatkowe 11 bln wonów (9,9 mld dol.) na wsparcie rynku pracy.

Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde poinformowała, że podczas ostatniego posiedzenia państw grupy G-20 w lipcu ustalono, że konieczne jest wprowadzenie skuteczniejszych środków do walki z nierównościami i przeciwdziałania negatywnym skutkom globalizacji. Oznacza to tylko jedno: wydatki.

Lekkie poluzowanie polityki fiskalnej dla większości rozwiniętych gospodarek może się opłacać – wynika z badań Oxford Economisc. Według symulacji przeprowadzonych przez ekonomistów, zastrzyk o równowartości 1 proc. PKB w postaci rządowych inwestycji w ciągu dwóch lat może podnieść PKB poszczególnych państw G-7 o 0,6-1,4 proc. do 2017 roku.

Jeśli wydatki te miałyby zostać sfinansowane zaciągnięciem większego długu, a nie podwyżkami podatków, warunki na rynku obligacji są dziś do tego idealne. Programy skupu aktywów ogłaszane przez banki centralne od Japonii po strefę euro utrzymują bowiem rentowności na bardzo niskich poziomach.

>>> Czytaj też: Niezbity dowód na to, że globalną gospodarkę czekają poważne problemy

Kanada sypie pieniędzmi

Dobrym przykładem hojnego wydawania pieniędzy jest Kanada. Nowy premier tego kraju Justin Trudeau znów postawił państwo w centrum narodowej gospodarki, ogłaszając największy wzrost wydatków od czasu recesji z 2009 roku. Skumulowana wartość prognozowanych deficytów Kanady w ciągu najbliższych sześciu lat ma sięgnąć 120 mld dol. kanadyjskich, czyli 92 mld dol.

W USA także widać presję na wzrost wydatków. Rywalizujący ze sobą w wyborach prezydenckich Hilary Clinton i Donald Trump opowiadają się za zwiększeniem inwestycji w infrastrukturę. Trump zaproponował dodatkowo plan potężnych cięć podatków, który w ciągu najbliższych 10 lat może kosztować USA ponad 10 bln dol. Kandydat Republikanów chce też zwiększać wydatki na obronność.

“Jeśli jego program zostanie w całości wdrożony, będzie to olbrzymia ekspansja fiskalna” – mówi Peter Hooper, główny ekonomista Deutsche Bank Securities z Nowego Jorku i były urzędnik Rezerwy Federalnej.

Zdaniem ekonomistów, wpływ rozmaitych programów fiskalnych na globalny wzrost gospodarczy będzie jednak raczej skromny i krótkotrwały. „Podniesie to globalny wzrost PKB o ok. 0,2 pkt proc. w nadchodzącym roku. Nie jest to bez znaczenia, ale też nie zmienia to reguł gry” – dodaje Hooper.

Niemcy z wężem w kieszeni

Zupełnie inna sytuacja panuje w Europie. Grecja, Włochy i pozostałe kraje dotknięte przez kryzys, wciąż mozolnie próbują obniżyć wyhodowane deficyty i zredukować potężne długi. Jednak nawet państwa z silnymi gospodarkami i większą przestrzenią do manewrów fiskalnych – takie jak Niemcy, niechętnie sięgają po pieniądze z budżetu.

>>> Czytaj też: Tejchman: Niemcy to nie tylko wielka gospodarka

Kryzys zadłużenia z 2010 roku pozostawił wiele państw Europy wyjątkowo wrażliwych na ewentualny powrót recesji. Strefa euro próbuje właśnie wyleczyć się z nadmiernych wydatków z przeszłości, a nie do nich powracać. To nie pomaga, gdy wzrost gospodarczy jest słaby.

„Sytuacja w strefie euro wyraźnie się poprawiła. Zagregowany deficyt ma według prognoz spaść poniżej 2 proc. w tym roku” – uważa Yvan Mamalet, starszy ekonomista ds. rynku strefy euro w Societe Generale z Londynu. „Problem w tym, że nie jest to unia fiskalna, dlatego właśnie możliwości działania są tak ograniczone. Na papierze przestrzeń fiskalna wydaje się relatywnie duża, ale daje to fałszywe poczucie bezpieczeństwa” – dodaje.

Choć zgodnie z unijnym prawem, państwa, które zbyt mocno powiększają swoje deficyty mogą zostać ukarane, w strefie euro nie istnieje żaden mechanizm obligujący kraje członkowskie do zwiększania wydatków, kiedy gospodarka tego potrzebuje.

Brytyjski “reset” fiskalny

Jeśli mamy wymienić jeden kraj, który zdecydowanie opowiedział się przeciwko oszczędnościom, będzie to Wielka Brytania po referendum w sprawie Brexitu. Politycy – zarówno zwolennicy środków fiskalnych, jak i monetarnych – prawdopodobnie będą próbować rzucać na rynek najrozmaitsze środki stymulacyjne, by zapobiec bolesnemu kurczeniu się gospodarki. Philip Hammond, który zastąpił George’a Osborne’a na stanowisku kanclerza skarbu, oświadczył w tym miesiącu, że jest gotowy do “zresetowania” polityki fiskalnej w odpowiedzi na Brexit.

Ekonomiści są przekonani, że Bank Anglii obniży w czwartek główną stopę procentową. Kolejną opcją będzie wznowienie programu skupu aktywów.

„Z inwestycyjnego punktu widzenia, nie popadam w przesadną euforię, gdy widzę, że bodźce fiskalne rosną o kilka punktów procentowych. Programy stymulujące gospodarkę muszą być przeprowadzane w taki sposób, by były zbieżne z polityką strukturalną, która zwiększa potencjał wzrostu PKB. Niewiele pomoże nam budowanie mostów donikąd” – mówi Andrew Bosomworth z niemieckiej filii Pacific Investment Management.

>>> Czytaj też: Rosji grozi nawrót głębokiej recesji? Ekonomiści: To bardziej prawdopodobne niż odbicie od dna