Za wnioskiem zawartym w dokumencie opracowanym przez senatora Antonio Anastasię głosowało w czwartek 14 członków komisji, a pięciu było przeciw.

Werdykt specjalnej komisji senackiej nie jest ostateczny.

O decyzji komisji zostanie poinformowane plenum Senatu, na którym pierwsze głosowanie odbędzie się 9 sierpnia. Do przyjęcia wniosku o dymisję wystarczy na tym etapie zwykła większość głosów, to jest jego poparcie przez 41 z 81 senatorów.

Jeśli więcej niż połowa senatorów uzna, że dowody przeciwko Rousseff, zawieszonej w sprawowaniu urzędu prezydenckiego, są uzasadnione, izba wyższa parlamentu przystąpi do ostatecznego rozpatrzenia sprawy. Nastąpi to na przełomie sierpnia i września, a sesja może potrwać pięć dni.

Reklama

Ostateczne złożenie pani Rousseff z urzędu nastąpi jeśli za impeachmentem opowie się tym razem 2/3 plenum Senatu Federalnego, tj. 54 jego członków.

Jeśli zostanie uznana za winną, Michel Temer z centrowej Partii Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego, który pełni obecnie obowiązki prezydenta, będzie sprawował mandat do 1 stycznia 2019 roku.

Temer został powołany jako pierwszy wiceprezydent do pełnienia funkcji prezydenta po tym, gdy 12 maja Senat Federalny opowiedział się za kontynuowaniem procedury impeachmentu wobec Dilmy Rousseff i została ona czasowo zawieszona w funkcjach szefa państwa.

O tym, czy centroprawicowy polityk pozostanie na tym stanowisku do wyborów prezydenckich w styczniu 2019 roku, zadecyduje werdykt Senatu w sprawie odpowiedzialności Dilmy Rousseff za zarzucane jej uchybienia, m.in. ukrywanie faktycznego stanu finansów brazylijskich w toku ubiegania się o drugą kadencję na stanowisku prezydenta.

Gdyby Rousseff została uwolniona od winy, mogłaby odzyskać urząd prezydenta. Temer, którego zwolennicy Rousseff oskarżają o dokonanie "próby zamachu stanu", z powrotem objąłby urząd wiceprezydenta. Jednak, jak powszechnie przewidują brazylijscy komentatorzy, w tym przypadku nie przyjąłby go i złożyłby natychmiastową rezygnację.

Autorzy oskarżeń wobec pani Rousseff, która w 2014 r. ponownie wygrała wybory jako kandydatka reformatorskiej, centrolewicowej Partii Pracujących i po raz drugi z kolei objęła najwyższy urząd w państwie, nie zarzucają jej udziału w wielkich aferach korupcyjnych wokół brazylijskiego giganta naftowego Petrobras. Oskarżenia dotyczą głównie "lukrowania" faktycznego stanu gospodarki, osłabionej w ostatnich latach wskutek kryzysu gospodarczego i korupcji.

Jak wykazały dochodzenia prowadzone od dwóch lat na wielką skalę przez brazylijską prokuraturę, w afery korupcyjne są zamieszani zarówno politycy Partii Pracujących z otoczenia prezydenta Luiza Inacio Luli da Silvy, jak politycy prawicy i wielcy przedsiębiorcy współpracujący z Petrobrasem.

Da Silva, twórca brazylijskiego cudu gospodarczego i reform, które w latach jego prezydentury (2003-2010) i następnych wyprowadziły - jak wynika ze statystyk - co najmniej 40 milionów (20 proc. ludności) najuboższych obywateli ze strefy absolutnego ubóstwa, wciąż nie rezygnuje z ewentualnego startu w wyborach prezydenckich w 2019 roku. Większość brazylijskich komentatorów uważa to jednak za nader wątpliwe w powstałej sytuacji. (PAP)