Wszystkie przedsiębiorstwa publiczne i prywatne otrzymały z początkiem miesiąca rozporządzenie rządowe nakazujące kierowanie na okres 60 dni części swego personelu do pracy w rolnictwie. W razie potrzeby rząd zastrzegł sobie prawo przedłużenia tego okresu o dalsze dwa miesiące.

To rozporządzenie wydane na podstawie obowiązującego już dekretu o stanie wyjątkowym i nadzwyczajnej sytuacji gospodarczej, podpisanego przez prezydenta Nicolasa Maduro, ma przyczynić się w intencji rządu do ograniczenia niepohamowanego wzrostu cen żywności i zmniejszenia liczby napadów na sklepy z artykułami spożywczymi.

Wenezuelskie media opozycyjne komentują te posunięcia, twierdząc, że Maduro próbuje odwoływać się m.in. do "kubańskich metod" z pierwszego okresu rewolucji, gdy na wezwanie Fidela Castro cały personel ministerstw i fabryk wyruszał na plantacje, aby ścinać trzcinę cukrową, gdy robotnicy rolni zyskali możliwość znalezienia lżejszej pracy.

Przeciwnicy rządu Maduro, to jest parlament, który jest w Wenezueli jedyną instytucją kontrolowaną przez opozycyjną Koalicję na rzecz Jedności Demokratycznej (MUD) ogłosili "alarm żywnościowy" w kraju. Także organizacja praw człowieka Amnesty International zaleciła władzom Wenezueli wystąpienie do ONZ i organizacji regionalnych o międzynarodową pomoc humanitarną w sytuacji, gdy załamują się rządowe programy sprzedaży taniej żywności mieszkańcom ubogich dzielnic wielkich miast.

Reklama

Maduro odpowiedział w czwartek, że to bynajmniej nie błędna polityka gospodarcza rządu, lecz "wojna gospodarcza wydana władzy przez opozycję i zagraniczne przedsiębiorstwa" jest przyczyną kryzysu. Prezydent odrzucił możliwość wystąpienia o zagraniczną pomoc humanitarną.

Zgodnie z retoryką uzasadniającą potrzebę zwalczania "wroga zewnętrznego i wewnętrznego", którym wenezuelski rząd przypisuje znaczna część winy za załamanie gospodarki i trzycyfrową inflację, Zjednoczona Partia Socjalistyczna Wenezueli (PSUV) wezwała w czwartek swych członków do demaskowania przypadków instytucji publicznych, którymi kierują przeciwnicy rządu Nicolasa Maduro.

Deputowany Diosdado Cabello, pierwszy wiceprzewodniczący PSUV, której przewodzi prezydent, oświadczył: "Nie można robić rewolucji z +escualidos+". ("Escualidos" po hiszpańsku znaczy "szczupli", ale w wenezuelskiej wersji słowo to ma pejoratywne znaczenie: "brudasy", "cieniasy", "mizeroty", które nadał mu prezydent, wskazując z pogardą przeciwników władzy.)

"Pomóżcie nam towarzysze, wskazując +escualido+, który zajmuje jakieś stanowisko (...). Stanowiska kierownicze powinny być w rękach prawdziwych rewolucjonistów" - apelował Cabello w przemówieniu wygłoszonym w czwartek na wiecu w stanie Carabobo w środkowej Wenezueli.

Zarówno ekonomiści rządowi, jak demokratyczna opozycja skupiona wokół MUD, są jednak zgodni w ocenie, że głównym powodem katastrofy gospodarczej w kraju jest załamanie się cen ropy naftowej.

Nicolas Maduro poinformował w piątek, ze Wenezuela jako kraj o największych na świecie zasobach ropy naftowej zwróciła się do sekretarza Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) Mohammeda Barkindo o zorganizowanie spotkania, na którym kraje członkowskie i nienależące do OPEC zastanowiłyby się nad mechanizmami, za pomocą których dałoby się ustabilizować międzynarodowe ceny ropy.

"Zabiegamy o przeprowadzenie spotykania krajów-producentów i eksporterów należących do OPEC i krajów, które do OPEC nie należą - z Rosją na czele" - oświadczył Maduro w wypowiedzi dla ogólnokrajowej sieci radiowo-telewizyjnej.

Prezydent podkreślił, że spotkanie to będzie miało na celu uzgodnienie wspólnych działań, które pozwolą stopniowo podnosić ceny czarnego złota do średnio 40, 50 i 60 dolarów za baryłkę.

Cena baryłki ropy naftowej, która w 2014 roku przekroczyła 100 dolarów, spadła od tego czasu do poziomu poniżej 30 dolarów, a obecnie oscyluje w okolicy 40 dolarów.

Ropa wenezuelska kosztowała w czwartek 33,55 dolara.

>>> Czytaj też: Były szef CIA ostrzega: Donald Trump jest nieświadomym agentem Rosji