Gospodarka Niemiec ma się na tyle dobrze, że już wkrótce osłabnie - uważają eksperci Economist Intelligence Unit. Winni są temu politycy, którzy nie czują dziś żadnej presji, by przyspieszać rozwój gospodarczy kraju. Może się jednak okazać, że ta paradoksalna przepowiednia ostatecznie się nie sprawdzi.
ikona lupy />
Wybrane wskaźniki gospodarcze w Niemczech / Media

OECD, Komisja Europejska, MFW – od kilku miesięcy kolejne międzynarodowe instytucje przedstawiają swoje raporty o niemieckiej gospodarce. Brzmią one niemal tak samo: jest w dobrym stanie, ale by go utrzymać na dłuższą metę, konieczne są większe nakłady na inwestycje publiczne, zwiększenie aktywności zawodowej Niemców (szczególnie kobiet i osób starszych) oraz reformy podatkowe i sektora usług.

Więcej starszych, mniej dzieci

Tymczasem według Economist Intelligence Unit (EIU) te międzynarodowe apele nie zostaną w Niemczech wysłuchane. „W naszej ocenie nie ma wystarczającej woli politycznej, by przeprowadzić znaczące inicjatywy polityczne w okresie 2016-20. Oczekujemy, że wzrost PKB się zmniejszy w średnim i dłuższym terminie” – piszą w najnowszej analizie eksperci EIU. Ich zdaniem roczny wzrost PKB Niemiec na stałe obniży się z obecnego poziomu 1,4 proc. (w latach 90. było to jeszcze 2 proc.) do poniżej 1 proc. w latach 2041-50.

Reklama

Czy rzeczywiście Niemcy wpadają w pułapkę minimalnego rozwoju? Czy naprawdę Angela Merkel nie jest w stanie nawiązać do dziedzictwa Gerharda Schrödera, który był w stanie zreformować niemiecką gospodarką i umożliwił jej aktualne sukcesy? Gdyby tak się stało, miałoby to negatywny wpływ także na Polskę i inne kraje, które ekonomicznie są silnie powiązane z Niemcami.

Dziś co piąty mieszkaniec RFN ma ponad 65 lat i grupa ta stale rośnie. Federalny Urząd Statystyczny przewiduje, że w 2050 r. już co trzeci z Niemców należeć będzie do pokolenia 65+. W tym samym czasie społeczeństwo niemieckie stanie się nie tylko starsze, ale również mniej liczne: według prognoz ONZ liczba mieszkańców zmniejszy się o prawie 6,5 mln do około 74,5 mln. Te trendy oznaczają większe wydatki socjalne i mniejsze przychody do budżetu państwa.

>>> Czytaj też: "Był raj, jest śmietnisko". Jak wyglądają Niemcy po fali uchodźców? [WYWIAD]

Podwyższenie wieku emerytalnego

By ograniczyć te niekorzystne zjawiska, zdaniem zarówno OECD, jak i MFW, należy zwiększyć aktywność zawodową kobiet oraz opóźnić przechodzenie pracowników na emeryturę. Jak to osiągnąć?

Od 2012 r. ustawowy wiek emerytalny jest w Niemczech stopniowo zwiększany (co roku o miesiąc). Obecnie wynosi on 65 lat i 4 miesiące, by w 2031 r. dojść do poziomu 67 lat. Oczywiście, rzeczywisty wiek odejścia na emeryturę jest niższy i w 2014 r. wynosił według wyliczeń OECD 62,7 lat, czyli był poniżej poziomu w innych krajach rozwiniętych.

Dzieje się tak również dlatego, że współrządzący socjaldemokraci wymusili wycofanie części reform: od 2014 r. na emeryturę można przechodzić także w wieku 63 lat, o ile wykaże się odpowiednio długim stażem pracy (minimum 45 lat składkowych) oraz jest się urodzonym przed 1953 r.

„To była zmiana w złą stronę” – oceniają eksperci EIU. Zauważają, że korzystający się z uprawnień emerytalnych Niemcy praktycznie całkowicie wycofują się z rynku pracy, przez co szybko wyczerpują się obecne finansowe zasoby niemieckich ubezpieczeń społecznych i już w 2020 r. spadną do ustawowego minimum.

W opinii EIU nie ma szans na zmianę tego stanu rzeczy przed wyborami do Bundestagu w 2017 r., ponieważ rządzące partie nie będą chciały ryzykować utraty poparcia starszych wyborców. Nie odważy się na to również Angela Merkel, która znaczną część swojego politycznego kapitału zainwestowała w rozwiązanie kryzysu imigracyjnego.

Wszystko to jednak nie znaczy, że dyskusja w Niemczech na ten temat całkowicie zamarła, a Bundestag w nowej kadencji nie zmieni przepisów emerytalnych. Parę miesięcy temu minister finansów Wolfgang Schäuble (CDU) zaproponował, by powiązać ustawowy wiek emerytalny z przewidywaną długością życia w Niemczech. Ta, jak na polityka wyjątkowo odważna, propozycja była zgodna z postulatami OECD i innych instytucji międzynarodowych.

Później okazało się, że niektóre środowiska w Niemczech mają nawet dalej idące pomysły. Politycy z młodzieżówki CDU zawnioskowali, by po wprowadzeniu 67 lat jako ustawowego wieku emerytalnego kontynuować stopniowe zmiany aż do poziomu 70 lat. Wśród niemieckich ekonomistów pojawiły się nawet opinie, że młode pokolenie Niemców będzie musiało przechodzić na emeryturę dopiero po 73. roku życia.

Oznacza to, że debata o systemie emerytalnym w Niemczech może być częścią kampanii wyborczej i wbrew obawom EIU nowy niemiecki parlament będzie miał wiele powodów i polityczny mandat, by podjąć decyzje w tej sprawie. Na pewno zaś można oczekiwać, że kolejny rząd, a być może nawet obecny wprowadzi zachęty dla niemieckich emerytów, by byli dłużej aktywni zawodowo.

Tym bardziej, że bieda na starość (Altersarmut) jest stałym tematem debaty publicznej w Niemczech i część wyborców będzie oczekiwać od polityków, by przedstawili sposoby walki z tym zagrożeniem.

Zwiększenie aktywności zawodowej kobiet

Rekomendacją powtarzającą się we wszystkich raportach o niemieckiej gospodarce jest zwiększenie aktywności kobiet. To częściowo zaskakujący postulat, bo w Niemczech pracuje aż 74 proc. pań, czyli znacznie więcej niż w większości krajów UE (tylko Szwecja może się pochwalić lepszym wskaźnikiem). Poza tym grupa kobiet aktywnych zawodowo znacznie wzrosła w ciągu ostatniej dekady (w 2005 było ich 63 proc.).

To, co nie podoba się ekonomistom, to fakt, że prawie połowa Niemek pracuje w niepełnym wymiarze godzin. Średnio jest to 30,5 godziny w tygodniu, czyli aż o dziewięć godzin mniej, niż wynosi przeciętny czas pracy mężczyzn. Wynika to częściowo z przyczyn kulturowych, ale w wielu przypadkach nie jest to wynik wolnego wyboru. Według danych Federalnego Urzędu Statystycznego 13 proc. kobiet w Niemczech była zmuszona do podjęcia pracy w niepełnym wymiarze.

Związane jest to nie tylko z sytuacją na rynku pracy w niektórych branżach i regionach, ale również z niedostateczną siecią opieki nad dziećmi w wieku szkolnym i przedszkolnym. MFW zalecał niemieckim władzom, by rozbudować tę infrastrukturę. Całodzienna opieka nad dziećmi w przedszkolach i dodatkowe zajęcia szkolne po lekcjach sprawiłyby, że więcej kobiet mogłoby pracować w pełnym wymiarze godzin. Dzięki temu zwiększyłyby się płace realne kobiet oraz niemiecki PKB.

Te zalecenia MFW są – jak zauważa Economist Intelligence Unit – trudne do realizacji. Możliwości władz federalnych są bardzo ograniczone, ponieważ edukacja jest kompetencją krajów związkowych (landów). W tej dziedzinie rząd Angeli Merkel może co najwyżej zachęcać regiony do odpowiednich działań poprzez politykę marchewki. I tak w 2015 r. władze federalne podwoiły fundusze na wsparcie opieki nad dziećmi (do 1 mld euro). W latach 2017-18 r. landy otrzymają ponadto po 100 mln euro na ten sam cel. Nie wystarczy to jednak, by osiągnąć znaczący postęp.

Jak zauważają eksperci MFW, na razie nie ma żadnych nowych inicjatyw politycznych związanych z możliwości większej aktywności zawodowej kobiet. Może to się jednak zmienić, bo w najbliższych miesiącach odbędą się wybory lokalne i regionalne w sześciu z 16 niemieckich landów, w tym w najludniejszej Nadrenii Północnej-Westfalii. Wyborcy, a przede wszystkim wyborczynie mogą oczekiwać od swoich polityków, by nie tylko zajmowali się wyzwaniami związanymi z kryzysem imigracyjnym, ale również zadbali o lepszą infrastrukturę socjalną.

Integracja emigrantów

Jedną z sugerowanych recept, który mają umożliwić wzrost PKB w Niemczech na dotychczasowym poziomie oraz zapewnić stabilność systemu ubezpieczeń społecznych, jest skuteczniejsza integracja imigrantów.

Ocenia się, że w Niemczech jest ponad 800 tys. imigrantów o niskich kwalifikacjach zawodowych. Zarabiają oni około 30 proc. mniej niż Niemcy na podobnych stanowiskach.

By to zmienić konieczne są nauka języka i szkolenia zawodowe, które kosztują do kilku tysięcy euro rocznie na osobę. Łącznie daje to miliardowe kwoty, ale korzyści są oczywiste. O tym potencjale analiza EIU jednak nie wspomina.

>>> Czytaj też: Opłaca się podjąć pracę w Niemczech? Darmowe setki euro od państwa dla obcokrajowców

Większe wydatki na inwestycje

„Starzenie się społeczeństwa prowadzi do zmniejszenia inwestycji publicznych” – to główna teza głośnego artykułu Philippa Jägera i Torstena Schmidta opublikowanego w czerwcowym wydaniu „European Journal of Political Economy”. Doszli oni do takiego wniosku na podstawie analizy danych z Niemiec i 18 innych krajów OECD. Ich zdaniem seniorzy są bardziej zainteresowani zwiększaniem wydatków socjalnych niż wyższymi nakładami na inwestycje związane z przyszłością. O ile na początku lat 70. wartość inwestycji publicznych w Niemczech wynosiła 5 proc. PKB, to do 2007 r. spadła do poziomu poniżej 1,5 proc. PKB.

Jednak czy tylko emeryci winni są temu, że niemieckie drogi, mosty i szkoły nie są na czas remontowane? Według analityków EIU odpowiada za to duet Merkel & Schäuble i ich polityka oszczędnościowa. „Utrzymanie zrównoważonego budżetu stało się dla rządu kwestią niemal religijną. Jest ono uznawane za podstawę względnego (w porównaniu do innych krajów regionu) sukcesu gospodarczego Niemiec. To również jedno z najbardziej widocznych osiągnieć Merkel i dlatego chce ona je zachować przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi” – pisze EIU.

Tymczasem OECD, MFW i inne instytucje od dawna apelują do niemieckich władz, by zwiększyły wydatki na inwestycje. Międzynarodowy Fundusz Walutowy wzywał Niemcy do zwiększanie inwestycji publicznych do poziomu 2 proc. PKB i koncentracji na poprawie infrastruktury transportowej. Takie działanie miałyby pozytywny wpływ nie tylko na same Niemcy, ale również na inne kraje UE.

Niedawno rząd w Berlinie przyjął 15-letni plan inwestycji w infrastrukturę transportową na lata 2016-30, który przewiduje na ten cel wydatki na poziomie 17 mld euro rocznie (to znaczny wzrost w stosunku do poprzedniego planu, w którym planowano 10 mld euro rocznie). Mimo to eksperci MFW i EUI zwracają uwagę, że nie jest on wiążący, a środki na ten cel nie zostały zarezerwowane, lecz ich ostateczna wielkość będzie zależeć od bieżącej sytuacji finansów publicznych i innych potrzeb budżetowych. Dotyczy to również rządowego planu inwestycji w infrastrukturę cyfrową.

Być może jednak ten sceptycyzm jest przesadzony, ponieważ wpływy do niemieckiego budżetu nadal rosną. Poza tym w 2018 r. na wszystkich drogach federalnych będą pobierane opłaty od ciężarówek, co dodatkowo ma przynieść rządowi 2 mld euro rocznie.

Co ciekawe w dyskusjach z przedstawicielami MFW niemieccy urzędnicy tłumaczyli niewystarczający poziom inwestycji publicznych również kwestiami administracyjnymi. Administracja lokalna i regionalna poświęciła się pilniejszym zadaniom, w tym opiece nad uchodźcami, i obecnie brakuje jej zasobów, by prowadzić wielkie projekty.

Ze względu na niski poziom inwestycji w ostatnich latach brakuje jej również odpowiednich doświadczeń. Poza tym przeszkadzać jej mają również liczne regulacje, w tym wymogi UE. Sytuacja ma się poprawić dzięki ułatwieniom dla partnerstwa publiczno-prywatnego oraz lepszej współpracy administracji różnego szczebla.

Do tych zapewnień urzędnicy MFW podchodzą raczej z dystansem, bo mimo wcześniejszych zapowiedzi federalna agencja transportu, która miałaby zajmować się utrzymaniem i budową autostrad w Niemczech, nadal nie powstała. Ta administracyjna niemożność w Niemczech dziwi, bo tracą na tym sami Niemcy. Federalna agencja transportu ma być przecież finansowana z opłat drogowych, a tym samy byłaby uniezależniona od bieżącego stanu rządowego budżetu.

Liberalizacja sektora usług

W ocenie analityków EIU najłatwiejszymi do realizacji spośród rekomendacji MFW są zalecenia dotyczące liberalizacji sektora usług. Nie spodziewają się oni jednak wielkich inicjatyw w tej dziedzinie, ponieważ mogą być one postrzegane jako zagrażające nie tylko pewnym środowiskom i branżom, ale również traktowane jako ryzyko dla reszty społeczeństwa.

To trafna diagnoza, bo w dyskusji miedzy przedstawicielami MFW i niemieckiego rządu regularnie pojawiają się argumenty dotyczące konieczności ochrony praw konsumentów, zdrowia i jakości usług. Równocześnie niemieccy urzędnicy przyznają, że większa konkurencja przyczyniłaby się do wzrostu PKB.

Tymczasem usługi pocztowe i pasażerskie przewozy kolejowe są nadal niemal w całości zdominowane przez dawnych monopolistów. Dzieje się tak mimo, że zmian domagają się nawet instytucje odpowiedzialne za ochronę konsumentów, a rząd Merkel przyjął w styczniu przepisy dotyczące zwiększenia konkurencji w sektorze kolejowym. Te ostatnie są jednak blokowane na poziomie parlamentu.

Bardzo powoli następuje również znoszenie ograniczeń w dostępie do niektórych zawodów. Liberalizacja objęła weterynarzy i doradców podatków, ale mimo nacisku ze strony Komisji Europejskiej żadne zmiany, a nawet propozycje zmian – co zauważają eksperci MFW – nie pojawiły się w stosunku do architektów i inżynierów budowalnych.

„W najbliższych latach w tej dziedzinie najbardziej prawdopodobnym rezultatem będzie nieuporządkowana seria mniej znaczących działań, które będą kompromisem pomiędzy długoterminowymi interesami państwa a krótkoterminowymi wymogami politycznymi” – pisze EIU.

Powiązania gospodarcze z Niemcami sprawiają, że ich kondycja ma ogromne znaczenia także dla naszej gospodarki. Czy zatem powinniśmy się martwić o Niemców? Według MFW ich PKB wzrośnie w tym roku tylko o 1,7 proc., a w 2017 r. o 1,5 proc.

W tym kontekście eksperci EIU mają rację, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby niemieccy politycy nie czekali z działaniami, aż problemy z demografią i innowacyjnością staną się większe i pilniejsze, a decyzje spóźnione.

Gdy jednak spojrzy się na inne prognozy dotyczące gospodarki RFN (w 2016 r. bezrobocie 4,3 proc., bilans obrotów bieżących 8,2 proc. PKB, spadek długu publicznego o 2,7 pkt. proc. PKB), to wiele krajów i szefów rządów w Europie chciałoby mieć takie problemy, co Niemcy i Angela Merkel.

>>> Czytaj też: Kto będzie konkurentem Angeli Merkel? Trudno będzie pokonać żelazną damę

Autor: Andrzej Godlewski