Chęć uczestnictwa w obradach KSF przedstawiciele ruchu społecznego Stop Bankowemu Bezprawiu zgłaszali zaraz po tym, jak w zeszłym tygodniu Kancelaria Prezydenta przedstawiła projekt ustawy mającej doprowadzić do rozwiązania problemu kredytów walutowych. – Spotkaliśmy się z odmową pod pretekstem, że komitet nie będzie bezpośrednio zajmował się problemem kredytów walutowych. Ale ma zostać powołana grupa robocza, której zadaniem będzie wypracowanie pola do kompromisu między kredytobiorcami i bankami. To oczywiste, że chcielibyśmy w pracach tej grupy uczestniczyć – zaznacza Mariusz Zając, sekretarz ruchu.
W ten sposób zadłużeni w walutach obcych, przede wszystkim w szwajcarskich frankach, chcieliby doprowadzić do korzystniejszych dla siebie rozwiązań – obecny projekt ustawy, który zakłada zwrot niesłusznie pobranych spreadów walutowych, uważają za wyjątkowo niekorzystny. Banki mają też być nakłaniane, poprzez zwiększanie wymagań kapitałowych ze strony nadzorującej rynek Komisji Nadzoru Finansowego, do stopniowego przewalutowywania kredytów na złote. Po jakim kursie? Tego na razie nie wiadomo, ale to zależało będzie m.in. od wyników prac grupy roboczej. Wcześniejszy projekt ustawy, która miała rozwiązać problem zadłużonych w walutach obcych, przedstawiony przez prezydenta w styczniu tego roku, zakładał przewalutowanie kredytów po kursie sprawiedliwym, bliskim kursowi zaciągnięcia. Dzięki temu zadłużenie kredytobiorców spadłoby przynajmniej o kilkadziesiąt procent.
– Nie sądzę, by była szansa na powrót do dyskusji o tego rodzaju projektach. Powołana przez KSF grupa robocza raczej nie zarekomenduje konkretnego kursu, po którym ma nastąpić przewalutowanie. Oczekuję, że wskazane zostaną ścieżka i tempo, w jakim banki będą nakłaniane poprzez zwiększanie wymogów kapitałowych do negocjowania z klientami – mówi Maciej Marcinowski, analityk DM Trigon.
Według twórców projektu ustawy najpierw powinien być rozwiązany problem tych kredytów, których wartość jest dziś wyższa niż wartość finansowanej nieruchomości (tzw. współczynnik LTV przekracza 100 proc.). Taka sytuacja dotyczy ok. 150 tys. z 560 tys. kredytów walutowych.
Reklama
Marcinowski policzył, że gdyby banki zgodziły się na przewalutowanie kredytów w taki sposób, żeby płacona przez nas rata nie wzrosła, to poniosłyby dodatkowe koszty w wysokości 25 mld zł. Wynika to z różnicy w oprocentowaniu zobowiązań – dla tych we franku stopa procentowa nie przekracza 0,5 proc., dla kredytów hipotecznych w złotych mogłoby to być najmniej 3 proc. rocznie. Żeby mimo tego rata kredytu nie wzrosła ani nie wydłużył się okres spłaty zobowiązań, banki musiałyby się zgodzić na znaczne zmniejszenie, narosłej pod wpływem rosnących notowań franka, kwoty kredytu. Z naszych wyliczeń wynika, że redukcja przekraczałaby 20 proc. obecnej wartości kredytu. Zapytaliśmy 15 banków, które mają w portfelach kredyty frankowe, czy byłyby skłonne pójść na takie rozwiązanie.
– Jesteśmy w trakcie analizowania przedstawionej propozycji ustawy i nie sformułowaliśmy jeszcze naszych wniosków. Na tym etapie nie publikujemy jeszcze naszych wewnętrznych szacunków – czekamy na koniec procesu legislacyjnego i ostateczny kształt ustawy – tak wyglądała typowa odpowiedź.
Banki uchyliły się także od odpowiedzi na pytanie, ile kosztował będzie je zwrot niesłusznie pobranych spreadów. Szacunki ekspertów mówią o kwotach od 4 do 8 mld zł. Dla porównania w ostatnich latach sektor bankowy zarabiał 15 mld zł rocznie, choć w słabszym pod tym względem zeszłym roku wynik finansowy spadł do 11 mld zł.
Z punktu widzenia klientów zwrot spreadów nie jest bez znaczenia. Ich kwota, powiększona o stosowane odsetki, ma zostać odpisana od bieżącego kapitału pozostałego do spłaty. Chodzi o sumy – w przypadku najpopularniejszych kredytów frankowych o wartości 200–300 tys. zł, zaciągniętych w latach 2006–2008 – rzędu 3–5 tys. franków szwajcarskich. Spowoduje to obniżenie wartości kredytu o 4,5–5,5 proc. i proporcjonalny spadek wysokości rat wyrażonych w walutach obcych.
– To nie rozwiązuje problemu kredytobiorców frankowych, bo oni z reguły nie mają kłopotów ze spłatą rat. Problemem jest wysokość zadłużenia, która przywiązała ludzi do mieszkań – mówi Marcin Krasoń, analityk Home Broker.
Żaden z ankietowych przez nas banków nie zadeklarował, że jest w stanie zgodzić się na redukcję zadłużenia swoich klientów, co dla instytucji finansowej wiązałoby się ze stratą. Żaden nie wspomniał też o gotowości przejęcia mieszkania i anulowania kredytu, jeśli jego wartość przekracza wartość nieruchomości. Wszystkie za to deklarują pomoc w konwersji bieżących zobowiązań walutowych na złote, po bieżącym kursie. Bez opłat i po średnim kursie NBP, niektóre oferują także obniżenie marży kredytowej. Z punktu widzenia kredytobiorców oznacza to wzrost płaconej raty z reguły o ponad 40 proc. Na przykład dla kredytu o równowartości 300 tys. zł, zaciągniętego na 30 lat w styczniu 2008 r., bieżąca płatność wzrośnie z 1,7 do 2,6 tys. zł. Na pytanie, jaki odsetek klientów zdecydował się mimo wszystko na przewalutowanie – wzrost raty można wyeliminować lub ograniczyć, np. wydłużając okres spłaty – jeden z banków odpowiedział enigmatycznie „nieznaczny”.
Jak ocenia Maciej Marcinowski, banki mimo wszystko mogą się zgodzić na takie przewalutowanie kredytów – po kursie w okolicach 3 zł za franka – żeby rata nie wzrosła i pogodzić się z utratą 25 mld zł, jeśli strata ta zostanie rozłożona przynajmniej na kilka lat. To dziś maksimum, na co mogą liczyć zadłużeni w walutach obcych. ⒸⓅ