Grupa Wyszehradzka stanowi realną siłę, ale przywództwo Polski, choć konieczne dla jej sukcesu, nie jest warunkiem wystarczającym i słabsza presja migracyjna może położyć kres rozkwitowi V4 – ocenia w czwartek w tygodniku „Figyeloe” analityk Daniel Bartha.

Bartha, który jest szefem Centrum Integracji Euroatlantyckiej i Demokracji, ocenia, że nie bez powodu współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej stała się w ostatnich miesiącach „okrętem flagowym” węgierskiej polityki zagranicznej. „Rząd nie przesadza, gdy mówi, że jest to rzeczywista siła” – pisze analityk w tekście zatytułowanym „Ile jest warta V4?”.

Podkreśla on, że od kilku lat przed każdym ważnym posiedzeniem Rady Europejskiej premierzy Grupy Wyszehradzkiej próbują sformułować wspólne stanowisko, a stałe konsultacje przed posiedzeniami Rady UE prowadzą też ambasadorowie grupy. „Z rozkładu głosów widać, że te państwa środkowoeuropejskie są razem silniejsze niż np. Francja. Już samo to stworzyło renomę V4, gdyż pozostałe platformy regionalne w ostatnich latach obumarły” – czytamy.

„Ta współpraca ma jednak także drugą stronę, o której mniej się mówi” – zauważa Bartha.

Wskazuje m.in., że za koordynację stanowisk w Grupie na poziomie państw członkowskich są odpowiedzialni ministrowie spraw zagranicznych, zaś w sferze polityki branżowej – przedstawiciele właściwych resortów. „To zaś oznacza w wielu obszarach poważne przeszkody natury operacyjnej, gdyż struktura rządu i wewnętrzna struktura ministerstw nie jest jednakowa” – ocenia analityk.

Reklama

>>> Czytaj też: Polska na czele Grupy Wyszehradzkiej. Oto gospodarcze cele prezydencji według Morawieckiego

Według niego program V4 jest od ponad 10 lat formułowany zgodnie z zasadą, że potencjalne źródła konfliktów są „zamiatane pod dywan”. „Poza tym obowiązuje złota zasada, która ma znaczenie nadrzędne wobec wszystkich wskazanych wcześniej: współpraca jest możliwa w tych sferach, gdzie także Polska chce się włączyć. Bez Polaków jakakolwiek wspólna polityka jest pozbawiona znaczenia i każda inicjatywa, którą Warszawa popiera bez przekonania, jest skazana na klęskę” – podkreśla.

Z tego powodu od roku współpraca wyszehradzka przeżywa rozkwit, gdyż – jak pisze Bartha - Polska, pozycjonująca się w dłuższej perspektywie zarówno w opozycji do Rosji, jak i Brukseli oraz Berlina, „stara się doprowadzić do powstania pod jej przewodnictwem regionalnego bloku, w którym oprócz V4 ważną rolę odgrywałyby państwa bałtyckie, Rumunia i ewentualnie Bułgaria”.

Uważa on jednak, że do powodzenia współpracy wyszehradzkiej polska rola kierownicza – choć niezbędna – nie jest wystarczająca i potrzebne są także „siły zewnętrzne”. Obecnie tę rolę odgrywa kryzys migracyjny, jednocząc wszystkie państwa Grupy w sprzeciwie wobec obowiązkowych kwot osiedlania uchodźców.

„Osłabnięcie presji migracyjnej może łatwo położyć kres rozkwitowi V4” – ocenia Bartha, według którego Czesi i Słowacy nie czują się zbyt komfortowo w jednym klubie z Polakami i Węgrami, m.in. ze względu na to, że nie chcą zajmować zbyt antyniemieckiego stanowiska.

Zauważa, że Czechy nie sprzeciwiły się planom niemiecko-rosyjskiego Gazociągu Północnego 2, zaś dla Słowaków – jak pisze - „euro jest sukcesem i wielu członkostwo w klubie wyszehradzkim traktuje raczej jako zagrożenie i ryzyko stania się członkiem UE drugiego gatunku”. „Rząd słowacki wyraźnie stara się wykorzystać przewodnictwo w UE do złagodzenia przeciwieństw między regionem i Zachodem oraz osłabienia wagi Polaków w regionie, wzmocnionej przewodnictwem w Grupie Wyszehradzkiej” - dodaje.

Według Barthy jest zatem logiczne, że Polska i Węgry podjęły kwestię poszerzenia współpracy regionalnej. Jak podkreśla, w ciągu ostatnich 10 lat zainicjowano blisko 20 różnych inicjatyw we współpracy z Rumunią, Bułgarią, Chorwacją, Austrią i Słowenią.

„Jednakże (premier Węgier) Viktor Orban ma rację, że powiększenie V4 do formatu V5 czy V6 nie jest realne” – ocenia analityk. Według niego spowodowałoby to zaburzenie równowagi, nieformalnej współpracy i priorytetów, a przy tym interesy poszczególnych państw są rozbieżne.

„Podczas gdy Polska chętnie widziałaby w klubie Rumunię i państwa bałtyckie, Czechy – Austrię, a Słowacy – Austrię, Chorwację i Słowenię, to Węgrzy ściślej związaliby się z Austrią i Słowenią” – czytamy. Bartha dodaje, że Austria nie wykazywała dotąd otwartości na współpracę z Grupą Wyszehradzką, jeśli nie liczyć resortu spraw wewnętrznych.

„W świetle powyższego warto ostrożnie traktować optymistyczne wypowiedzi Viktora Orbana dotyczące przyszłości V4 i głębszej współpracy z Austriakami. Można się obawiać, że jedno i drugie przetrwa dopóty, dopóki migracyjna presja od strony Bałkanów będzie oznaczać rzeczywiste zagrożenie” – ocenia analityk.

>>> Polecamy: Bez Grupy Wyszehradzkiej gospodarka Niemiec nie działa? Niemieckie elity żyją w nieświadomości