Jugendamt interweniuje zawsze, gdy zagrożone jest dobro dziecka - powiedział PAP w czwartek rzecznik urzędu powiatowego Esslingen, Peter Keck, pytany o przyczyny odebrania Polce trzydniowego noworodka. Rodzice krytykują działania urzędu jako bezprawne.

W ostatnich tygodniach w jednym z niemieckich szpitali przedstawiciele Jugendamtu odebrali Polce trzydniowe dziecko.

"Podkreślam z całą mocą, że w tym przypadku chodzi wyłącznie o dobro noworodka, a nie o narodowość czy obywatelstwo. Jugendamt jest zobowiązany do oceny ryzyka zagrożenia w przypadku, gdy dostrzeże niebezpieczeństwo dla dobra dziecka, i do podjęcia kroków w celu jego ochrony bądź w celu udzielenia mu pomocy" - powiedział Keck dziennikarzowi PAP.

Rzecznik urzędu Esslingen zastrzegł, że ze względu na przepisy o ochronie danych nie może ujawnić szczegółów dotyczących tej konkretnej decyzji o otoczeniu noworodka opieką. Jak zaznaczył, sprawą zajmowało się stale dwóch urzędników, aby "zminimalizować groźbę popełnienia błędu".

Rzecznik zauważył, że Jugendamt stara się o utrzymanie kontaktu między rodzicami a odebranym dzieckiem. Pragnące zachować anonimowość źródło poinformowało PAP, że biologiczna matka dziewczynki zobaczyła w czwartek, po raz pierwszy od dwóch i pół tygodnia, dziecko przebywające u matki zastępczej. Mąż Polki żalił się wcześniej, że kobieta od dwóch tygodni nie widziała córki.

Reklama

Keck wyjaśnił, że w związku ze sprzeciwem rodziców wobec decyzji Jugendamtu o dalszych losach noworodka rozstrzygnie sąd rodzinny. Rozprawa wyznaczona jest na 24 sierpnia.

W Ministerstwie Sprawiedliwości na polecenie szefa resortu Zbigniewa Ziobry wszczęto postępowanie w całej sprawie; będzie je nadzorować wiceminister Michał Wójcik - informował rzecznik MS Sebastian Kaleta. Według niego w piątek Wójcik zwrócił się do Ministerstwa Sprawiedliwości Niemiec o podanie podstawy prawnej odebrania obywatelce polskiej dziecka po porodzie.

Rodzice przesłali stacji Polsat News oświadczenie poniższej treści: "W dwa tygodnie po bezprawnym zabraniu naszego dziecka ze szpitala, niemieccy urzędnicy powiadomili nas o narzuceniu dziecku niemieckiego obywatelstwa wbrew naszej woli, mimo że jesteśmy wyłącznie polskimi obywatelami. Nie mając nadziei na uczciwość po stronie niemieckich urzędników, w głębokiej obawie o rozwój naszego dziecka, prosimy obecnie polski rząd kierowany przez panią premier Beatę Szydło o niezwłoczną ochronę praw naszego dziecka do życia rodzinnego i tożsamości narodowej".

Według rodziców większość zarzutów, stawianych im przez niemieckich urzędników, to "pogłoski z drugiej lub trzeciej ręki, po części już zaprzeczone przez osoby, którym je przypisano". "Remont mieszkania dokonywany, by dostosować go do potrzeb matki z małym dzieckiem, wykorzystano jako pretekst do zarzucenia matce nieporządku w mieszkaniu" - napisali w oświadczeniu.

Zarzutem miało być także to, że "w czasie ciąży matka nie dopatrzyła konsultacji lekarskiej".

W ubiegłym roku Jugendamty podjęły decyzję o odebraniu rodzicom ponad 40 tys. dzieci, najczęściej ze względu na problemy wychowawcze. Większość interwencji dotyczyła rodzin niemieckich. Oprócz tego urzędy opiekowały się blisko 40 tys. dzieci i nastolatków, którzy przyjechali do Niemiec jako uchodźcy bez rodziców bądź opiekunów.

Działalność niemieckich urzędów jest krytykowana przez część polityków w Polsce oraz polskie media ze względu na kontrowersyjne przypadki odbierania dzieci małżeństwom polsko-niemieckim lub polskim.

Komisja petycji Parlamentu Europejskiego przyjęła kilka lat temu krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Komisja badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem.

W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch.

Jugendamty czyli urzędy do spraw dzieci i młodzieży, powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego.

Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, co nierzadko kończy się śmiercią nieletnich, Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)

lep/ ksaj/ ro/ ozk/ pz/