Trump i towarzyszący mu kandydat na wiceprezydenta Mike Pence przybyli w piątek do Baton Rouge, gdzie powódź wyrządziła ogromne szkody. Rozmawiali z jej ofiarami i ochotnikami, którzy pomagają powodzianom i usuwają skutki kataklizmu.

Kandydata GOP witał tłum jego zwolenników. Niektórzy podawali mu swoje czapki, aby złożył na nich autograf. „Wiedzieliśmy, że pan przyjedzie, panie Trump!” - wołali najgorętsi fani polityka.

Trump i Pence przejechali samochodem z eskortą ulicami, gdzie cofająca się fala powodziowa odsłoniła rumowiska zniszczonych domów oraz zmieszanych z błotem mebli i innych sprzętów, które porwała woda.

Obaj politycy spotkali się z poszkodowanymi mieszkańcami i odwiedzili miejscowy kościół. Obecny był m.in. pastor Franklin Graham, skrajnie konserwatywny duchowny, który od dawna popiera Trumpa.

Reklama

W powodzi w Luizjanie zginęło co najmniej 13 osób. Żywioł zniszczył lub uszkodził ponad 40 000 domów. Ponad 70 tysięcy ludzi zarejestrowało się z wnioskami o pomoc państwa, kiedy rząd federalny ogłosił stan klęski żywiołowej.

Wielu mieszkańców Luizjany i konserwatywni przeciwnicy administracji krytykują prezydenta Obamę, że nie przyjeżdża na tereny dotknięte powodzią. Obama przebywa na urlopie w luksusowym nadmorskim kurorcie Martha's Vineyard w stanie Massachusetts. Jego rzecznicy oznajmili, że prezydent nie przerwie wakacji.

„To smutne, że Obama nie może przerwać urlopu choć na jeden dzień” - napisał na Twitterze były republikański przewodniczący izby Reprezentantów Newt Gingrich.

Prawicowi komentatorzy przypominają, że w czasie gigantycznej powodzi w wyniku huraganu Katrina w Nowym Orleanie w 2005 r. prezydent George W. Bush był także krytykowany za to, że dopiero po kilku dniach przyjechał na tereny kataklizmu. W ówczesnej powodzi ponad 1000 osób straciło życie.

Demokratyczna kandydatka do Białego Domu Hillary Clinton też nie przyjechała do Luizjany. W oświadczeniu zamieszczonym na Facebooku napisała: „Moje serce ściska się na myśl o Luizjanie. Teraz, gdy trwa pomoc dla powodzian, nie można sobie pozwolić na rozpraszanie uwagi”.

Zrozumiano to jako aluzję do wizyty Trumpa.

Demokratyczny gubernator stanu, John Bel Edwards, powiedział, że woli, aby Obama wstrzymał się z wizytą w Luizjanie, bo szkoda środków finansowych potrzebnych na pomoc dla poszkodowanych i usuwanie szkód materialnych.

Odnosząc się do wizyty Trumpa, rzecznik gubernatora podkreślił, że kandydat GOP nie uzgodnił jej z władzami stanu.

„Gubernator Edwards nie został poinformowany o podróży Trumpa i Pence'a do naszego stanu. Witamy ich w Luizjanie, ale nie po to, by wizyta była okazją do propagandy wyborczej. Mamy nadzieję, że rozważą wpłatę niemałego datku na fundusz pomocy dla powodzian” - stwierdził urząd gubernatora w wydanym oświadczeniu.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)