Kolejne firmy handlowe idą w ślady Stokrotki, która już pod koniec lipca bezceremonialnie wysłała do swoich dostawców pismo, w którym dała do zrozumienia, że w związku z nowym podatkiem liczy na udzielenie dodatkowego rabatu na towary, bo inaczej będzie musiała zmienić zasady współpracy i ograniczyć zamówienia.

– W ostatnim czasie otrzymaliśmy pisma od kilku sieci. Umowy handlowe zobowiązują nas jednak do nieujawniania ich nazw – informuje Adrianna Sapińska, dyrektor marketingu Grupy Mlekovita.

Udało nam się jednak nieoficjalnie dowiedzieć od innych producentów, że rabatów domaga się większość dużych sieci o zasięgu międzynarodowym, w tym m.in. Biedronka, Lidl, Carrefour czy Tesco. Dostawcy przyznają jednak, że firmy te występując z propozycją zmiany warunków współpracy nie powołują się już tak wprost jak Stokrotka na podatek handlowy. Mowa raczej o zmieniających się warunkach na rynku na mniej korzystne, co przekłada się na rentowność biznesu.

Aleksandra Robaszkiewicz, PR Manager Lidl Polska zapewnia jednak, że sieć nie wystosowała tego typu próśb do swoich dostawców. - Naszą strategią nieodmiennie jest dostarczanie naszym klientom wysokiej jakości produktów w atrakcyjnych, niskich cenach – cel ten osiągamy dzięki skali naszych zamówień oraz długofalowej współpracy z naszymi dostawcami - informuje w przesłanym oświadczeniu.

Reklama

– Nasi kupcy, ale i dostawcy na bieżąco ustalają aktualne warunki handlowe. Szczegóły kontraktów oraz rozmów pozostają jednak wewnętrzną kwestią nas i naszych partnerów handlowych – słyszymy w biurze prasowym Tesco Polska. Podobnie wysyłane do dostawców pisma tłumaczy Alfred Kubczak, dyrektor ds. korporacyjnych w firmie Jeronimo Martins, będącej właścicielem Biedronki. – To normalne postępowanie w kontraktach z długoletnimi parterami handlowymi – dodaje.

>>> Czytaj też: Dochody z podatku sklepowego zagrożone? Resort finansów nie widzi problemu

Żądania sieci, jak podkreśla Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności, są na ogół podobne. Oczekują obniżki cen towaru o wielkość podatku handlowego, który zacznie obowiązywać od początku września. Zgodnie z przepisami stawka na poziomie 0,8 proc. ma obowiązywać od przychodu między 17 mln zł a 170 mln zł miesięcznie, a 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł.

– Niektóre sieci oczekują, że nowe dla nich obciążenie dostawcy pokryją w całości, czyli obniżą koszt dostarczanych produktów o 1,4 proc. Przy takim upuście sieć wręcz zyska. Podatek ponosi bowiem dopiero od pewnego poziomu sprzedaży – dodaje Andrzej Gantner.

Z naszych rozmów z dużymi dostawcami wynika, że nie zamierzają ulec sugestiom handlowców. – Nie widzimy podstaw do zmiany postanowień kontraktu, który w naszym przypadku jest na czas nieokreślony. Nie obawiamy się też z tego powodu restrykcji. Wywiązujemy się bowiem z dostaw bez zastrzeżeń – słyszymy od jednego z producentów działających w branży mlecznej.

Wezwanie sieci do naliczenia rabatu zignorował też na razie Jacek Dziubiński z John King Polska, największej w Polsce hurtowni importowanego piwa. – Wkrótce spotykam się z jedną z firm handlowych. Zamierzam ją poinformować, że jestem skłonny przystać na propozycję, ale jednocześnie zmienię na swoją korzyść cennik – uzupełnia.

Żądaniom sieci będzie też opierać się branża mięsna. – Nie dziwi mnie to. W naszym sektorze nie ma miejsca na upusty. Przypominam, że marże od dłuższego już czasu sięgają 1–2 proc. – komentuje Piotr Zdanowski z Zakładu Mięsnego Wierzejki.

Andrzej Gantner przypomina, że duzi producenci dysponujący znaną i pożądaną przez konsumentów marką wyjdą z sytuacji obronną ręką. – Konsekwencje wprowadzenia podatku w największym stopniu poniosą mali i średni wytwórcy, którym kontrakty mogą nie zostać przedłużone, jeśli nie przystaną na nowe warunki lub wcześniej wypowiedziane – podkreśla.
Dla firm, które nie mają wielu odbiorców, oznacza to pogorszenie płynności, która może doprowadzić do upadłości. Taki scenariusz może też dotknąć firmy, które ostatecznie ulegną sieciom.

Andrzej Faliński przyznaje, że sieci handlowe nie mają z czego zapłacić nowego obciążenia, dlatego szukają sposobu na przerzucenie go na kogoś innego. Przy deflacji i trwającej wojnie cenowej skupienie się w tego rodzaju działaniach na kliencie jest bardzo trudne. – Niestety już niedługo z półek sklepowych mogą zacząć znikać mali dostawcy. Podatek to niejedyna regulacja, z którą będą musiały zmierzyć się sieci. Istnieje realna groźba wprowadzenia choćby zakazu handlu w niedziele – dodaje.

Sieć zapewnia, że nie wystosowała takich próśb jak Stokrotka do swoich dostawców.

- Naszą strategią nieodmiennie jest dostarczanie naszym klientom wysokiej jakości produktów w atrakcyjnych, niskich cenach – cel ten osiągamy dzięki skali naszych zamówień oraz długofalowej współpracy z naszymi dostawcami – podkreśla Aleksandra Robaszkiewicz PR Manager Lidl Polska.

>>> Czytaj też: Polska branża spożywcza tonie w długach. Rekordzista ma do oddania 7,8 mln zł