Podczas gdy w skali całego Zjednoczonego Królestwa w czerwcowym referendum 52 proc. Brytyjczyków głosowało za opuszczeniem UE, w Szkocji 62 proc. wyborców było za pozostaniem we Wspólnocie. Od tego czasu Sturgeon wielokrotnie powtarza, że opcja kolejnego referendum niepodległościowego w Szkocji "jest na stole". Poprzednie głosowanie odbyło się we wrześniu 2014 roku.

"Interesy Szkocji są zagrożone" - oświadczyła liderka Szkockiej Partii Narodowej (SNP) w Stirling, gdzie w 1297 roku średniowieczny bohater szkockich dążeń niepodległościowych William Wallace zwyciężył Anglików. Bitwa ta została uwieczniona w hollywoodzkiej superprodukcji "Braveheart. Waleczne serce" z Melem Gibsonem.

Według Sturgeon Brexit doprowadzi do tego, że "wbrew własnej woli" Szkocja wyjdzie z Unii Europejskiej. "Nie jestem gotowa, aby stać i patrzeć na to, co się stanie, bez walki" - dodała Sturgeon. "Znajdziemy sposoby, by najlepiej jak to możliwe chronić miejsce Szkocji w Europie" - zapewniła.

Szefowa autonomicznego rządu ogłosiła też początek wielkich konsultacji, w których mogą wziąć udział 2 mln spośród 5,3 mln mieszkańców; mają one potrwać do końca listopada.

Reklama

W tym czasie będą się odbywały spotkania publiczne, a Szkoci będą mieli możliwość wypełnienia zamieszczonego w internecie kwestionariusza. Najważniejsze pytanie dotyczy tego, czy są gotowi "poprzeć zorganizowanie" referendum niepodległościowego, by "bronić interesów Szkocji w Europie".

Sturgeon przyznała, że musi jeszcze do tego przekonać Szkotów. Z opublikowanego w piątek sondażu YouGov wynika bowiem, że 54 proc. ankietowanych wciąż sprzeciwia się niepodległości.

Konserwatywny deputowany szkockiego parlamentu Murdo Fraser w reakcji na najnowszą inicjatywę oskarżył premier o ignorowanie wyników referendum z 2014 roku, w którym 55 proc. Szkotów opowiedziało się za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie. "Mówili nam, że będzie to jedyne głosowanie w tym pokoleniu, a niecałe dwa lata później znów zaczynają. Kiedy oni przestaną?" - ubolewał w wywiadzie dla BBC.

>>> Czytaj też: W Polsce powstanie co najmniej 10 tys. miejsc pracy. Morawiecki ściąga inwestorów z Londynu