Działacze latynoscy ostro skrytykowali wygłoszone w czwartek rano (czasu polskiego) przemówienie Donalda Trumpa w Phoenix w Arizonie. Kandydat Republikanów odrzucił w nim możliwość amnestii dla nielegalnych imigrantów i powiedział, że będą oni musieli opuścić USA.

„Byłem zdecydowanym zwolennikiem Donalda Trumpa, wierząc, że podejdzie on do problemu imigracji realistycznie i ze współczuciem. To, co usłyszałem (w Phoenix – PAP), nie było ani realistyczne, ani współczujące” - powiedział magazynowi „Politico” adwokat z Houston w Teksasie, Jacob Monty, członek National Hispanic Advisory Council (Krajowej Latynoskiej Rady Konsultacyjnej), organizacji powołanej dla poparcia kandydatury Trumpa.

Monty ogłosił, że wycofuje się z Rady po przemówieniu Trumpa.

„Przykro mi, ale uważam, że pan Trump przegrał dzisiaj wybory” - powiedział po wystąpieniu republikańskiego kandydata inny działacz, pastor z Teksasu, Ramiro Pena.

Reklama

Trump zapowiada budowę „muru” na południowej granicy USA, twierdząc, że sfinansuje to Meksyk.

Jesienią ubiegłego roku oświadczył, że Meksykanie przedostający się przez tę granicę to „gwałciciele i handlarze narkotyków”. Zapowiedział też deportację z USA wszystkich nielegalnych imigrantów. Liczbę ich szacuje się na 11 milionów.

Po fali krytyki za te wypowiedzi Trump stonował swoją retorykę, a na spotkaniach z republikańskimi działaczami wywodzącymi się z latynoskiej mniejszości sugerował, że w swoim planie reformy imigracji przewiduje łagodniejsze potraktowanie nielegalnych imigrantów.

Przeważająca ich większość przybywa do USA z Ameryki Łacińskiej, z czego około 60 procent z Meksyku. Z sondaży wynika, że ponad 70 procent latynoskich wyborców zamierza poprzeć Hillary Clinton. Latynosi oskarżają Trumpa o rasizm.

W przemówieniu w Phoenix kandydat GOP przedstawił 10-punktowy plan reformy imigracji. Podkreślił w nim, że nie przewiduje legalizacji pobytu w USA dla tych, którzy przebywają tam nielegalnie – przeszli przez zieloną granicę lub pozostają w USA po wygaśnięciu wizy.

„Dla tych, którzy starają się o legalny status, jedyną drogą jest wrócić do swojego kraju i aplikować o prawo ponownego wjazdu do USA, tak jak wszyscy” - powiedział.

W sprawie deportacji jednak wypowiedział się dwuznacznie. „Dopiero po ustanowieniu naszego nowego systemu imigracyjnego będziemy mogli rozważyć odpowiednie rozmieszczenie tych osób, które pozostają (nielegalnie) w USA. Można o tym dyskutować tylko w atmosferze, w której nielegalna imigracja jest sprawą przeszłości, pozwalając nam na rozważenie innych dostępnych opcji na podstawie nowych okoliczności” - oświadczył w przemówieniu.

Komentatorzy wyrażają opinię, że Trump dał tym samym do zrozumienia, iż nie przewiduje masowej deportacji wszystkich nielegalnych imigrantów; priorytetem będzie tylko usunięcie z kraju imigrantów popełniających przestępstwa.

Jak napisał w „Washington Post” znany konserwatywny publicysta Charles Krauthammer, jego wypowiedź oznacza w istocie, że zdecydowanej większości nielegalnych imigrantów „tak czy inaczej pozwoli się zostać”.

Cofnięcie poparcia przez część działaczy latynoskich może zaszkodzić Trumpowi w takich stanach jak Nowy Meksyk, Teksas, Arizona, Floryda i Colorado. Są one zamieszkane przez licznych hiszpańskojęzycznych wyborców i kandydat GOP miał nadzieję przeciągnąć ich na swoją stronę.

Część tych stanów, jak Floryda, to stany „wahające się”, decydujące zwykle o wyniku wyborów.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)